Terlikowski: Wojna światów na prawicy

Lubię obserwować amerykańską scenę polityczną. Tamtejsi politycy bez większego skrępowania mówią o rzeczach, które Polakom nie przeszłyby przez usta.

Aktualizacja: 14.02.2016 16:24 Publikacja: 11.02.2016 23:22

Terlikowski: Wojna światów na prawicy

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Ich debaty zaś, niezależnie od tego, że stanowią show, pozwalają wychwycić tendencje, które – przy wszystkich różnicach – dotykają także polskich polityków. Nie inaczej jest z obecnymi prawyborami, które po stronie republikańskiej stały się starciem cywilizacji. Naprzeciw siebie stanęli bowiem politycy, którzy deklarują pewne wartości i tacy, którzy gotowi są je odrzucić.

Takim właśnie politykiem pozostaje kreowany na ultrakonserwatystę Donald Trump. I wcale nie chodzi o jego życie osobiste (dalekie od konserwatywnych wzorców), ale o poglądy moralne. Trump nie ukrywa, że jeszcze kilkanaście lat temu był zwolennikiem aborcji, a obecnie uznaje, że choć powinno się ograniczyć jej dopuszczalność, to przynajmniej w przypadku kazirodztwa, gwałtu czy choroby dziecka powinna być dopuszczalna. Konsekwentne poglądy pro life uznaje zaś za... ekstremizm. Sztab wyborczy Jeba Busha, deklarującego się jako katolik, wygłasza podobne opinie, oskarżając Teda Cruza czy Marca Rubio, że są oni zbyt jednoznacznie za życiem. – Jeśli w świecie Teda Cruza kobieta zostanie zgwałcona, będzie musiała donosić dziecko gwałciciela – oznajmił senator Lindsey Graham, wspierający Busha w kampanii prawyborczej. Identyczne niemal opinie wygłasza Chris Christie. U tego ostatniego to jednak nie zaskakuje, bowiem – choć teraz próbuje się tego wyprzeć – jeszcze kilkanaście lat temu deklarował wspieranie Planned Parenthood.

Czytaj także:

Ale, i to jest w amerykańskiej polityce istotne, po drugiej stronie sporu są ludzie, którzy nie tylko odważnie wspierają życie, ale też cieszą się ogromnym poparciem. Trzeci (ale z bardzo dobrym wynikiem w stanie Iowa) Marco Rubio w jednym ze swoich spotów deklaruje, że dla niego aborcja nie jest kwestią polityczną: to kwestia praw człowieka. I dlatego on będzie działał na rzecz życia. Ted Cruz (zwycięzca prawyborów) formułuje opinie na temat aborcji równie jednoznacznie. Analogiczny spór dotyczy po republikańskiej stronie sceny politycznej także kwestii tzw. homomałżeństw. I w tej sprawie republikanie są podzieleni. Część kandydatów chciałaby bowiem uniknąć narażenia się wpływowemu homolobby. Inni jednak uznają, że akurat w kwestii małżeńskiej trzeba być wyrazistym i jednoznacznym.

Ten republikański spór pokazuje, że starcie cywilizacji życia i śmierci dotyczy również partii konserwatywnych. A jest to w istocie spór o to, czym one mają być. Część konserwatystów (choć należałoby ich w istocie nazwać łże-konserwatystami) uznaje, że tymi problemami nie należy się zajmować, bo mogą one zaszkodzić w bieżącej polityce. W istocie oznacza to, że dołączyli do obyczajowej lewicy, a jeśli coś ich od niej różni, to najwyżej tempo wprowadzania „postępowych" zmian. Są produktem rewolucji obyczajowej, którą za pośrednictwem marszu przez instytucje przeprowadziła lewica. Walka z nimi, jeśli kiedykolwiek ma zwyciężyć realnie konserwatywny ruch, jest koniecznością. I dotyczy to nie tylko Stanów Zjednoczonych.

W naszym kraju bowiem też co jakiś czas słychać rzekomych prawicowców, którzy przekonują, że aborcją i in vitro zajmować się nie należy, bo to może zaszkodzić prawicy. Tymczasem jeśli coś jej szkodzi, to sytuacja, w której prawica staje się lekko tylko zakamuflowaną lewicą. W Wielkiej Brytanii czy Niemczech proces ten – z niewielkimi wyjątkami – dobiegł już końca. W Stanach Zjednoczonych, jak widać, wciąż nie udało się dobić konserwatystów lub przerobić ich na lewicę. Jak jest w Polsce? Przekonamy się, gdy pod obrady Sejmu trafi zakaz aborcji. Już niebawem.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Ich debaty zaś, niezależnie od tego, że stanowią show, pozwalają wychwycić tendencje, które – przy wszystkich różnicach – dotykają także polskich polityków. Nie inaczej jest z obecnymi prawyborami, które po stronie republikańskiej stały się starciem cywilizacji. Naprzeciw siebie stanęli bowiem politycy, którzy deklarują pewne wartości i tacy, którzy gotowi są je odrzucić.

Takim właśnie politykiem pozostaje kreowany na ultrakonserwatystę Donald Trump. I wcale nie chodzi o jego życie osobiste (dalekie od konserwatywnych wzorców), ale o poglądy moralne. Trump nie ukrywa, że jeszcze kilkanaście lat temu był zwolennikiem aborcji, a obecnie uznaje, że choć powinno się ograniczyć jej dopuszczalność, to przynajmniej w przypadku kazirodztwa, gwałtu czy choroby dziecka powinna być dopuszczalna. Konsekwentne poglądy pro life uznaje zaś za... ekstremizm. Sztab wyborczy Jeba Busha, deklarującego się jako katolik, wygłasza podobne opinie, oskarżając Teda Cruza czy Marca Rubio, że są oni zbyt jednoznacznie za życiem. – Jeśli w świecie Teda Cruza kobieta zostanie zgwałcona, będzie musiała donosić dziecko gwałciciela – oznajmił senator Lindsey Graham, wspierający Busha w kampanii prawyborczej. Identyczne niemal opinie wygłasza Chris Christie. U tego ostatniego to jednak nie zaskakuje, bowiem – choć teraz próbuje się tego wyprzeć – jeszcze kilkanaście lat temu deklarował wspieranie Planned Parenthood.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami