Japonia, Korea i Chiny. Azjatycka żelazna kurtyna

Mieszkańcy Japonii, Korei i Chin są rozsmakowani w nowinkach technicznych i czerpią pełnymi garściami z globalizacji. Być może ich kultury w ten sposób odreagowują dobrowolną izolację, w jakiej znalazły się w przeszłości, usiłując bezskutecznie bronić pełnej suwerenności?

Aktualizacja: 07.02.2016 14:48 Publikacja: 05.02.2016 00:00

Tom Cruise w przewrotnej roli „ostatniego samuraja” w filmie z 2003 roku. Przybysze zbyt trudno zori

Tom Cruise w przewrotnej roli „ostatniego samuraja” w filmie z 2003 roku. Przybysze zbyt trudno zorientowali się, że niszczą miejscową tożsamość. Większości zresztą to nie obchodziło

Foto: materiały prasowe

Czy to możliwe, by w czasach postępu technicznego, skokowego wzrostu światowej wymiany handlowej i powstawania nowych, rewolucyjnych metod produkcji największa gospodarka świata ograniczyła do minimum kontakty z zagranicą? Jak najbardziej możliwe. Tak się stało, gdy w XVIII w. Chiny postanowiły gospodarczo i politycznie odgrodzić się od „zamorskich diabłów". „Niebiańska Dynastia posiada wszystko w wielkiej obfitości i w jej granicach nie brakuje żadnego produktu" – w ten sposób chiński cesarz Qianlong Wspaniały (panujący w latach 1736–1795) odpowiedział w 1793 r. na prośby brytyjskiego ambasadora lorda Macartneya o poszerzenie możliwości wymiany handlowej między Wielką Brytanią a Chinami.

By herezja nie mąciła umysłów

Lord Macartney klękał przed cesarzem trzy razy i dziewięciokrotnie bijąc mu pokłony, dotykał czołem podłogi. Podarował chińskiemu władcy dwie najnowocześniejsze haubice górskie wraz z amunicją. Wszystko na nic. Czołobitność nie wzruszyła Qianlonga, a działa trafiły do magazynu, gdzie nietknięte przeleżały długie lata. Cesarz nie zgodził się otwierać portów na wymianę handlową z Europejczykami. Odmówił też wpuszczania chrześcijańskich misjonarzy, gdyż by „herezja nie mąciła umysłów naszego ludu, należy całkowicie oddzielić Chińczyków od cudzoziemców".

Stwierdził jednak, że z przyczyn humanitarnych port w Kantonie pozostanie otwarty dla cudzoziemskich kupców. Wszak tragedią byłoby odcięcie reszcie świata dostępu do chińskich towarów. Następnie napisał list do króla Jerzego III, w którym ostrzegał, że będzie strzelać się do brytyjskich statków handlowych, które zbyt blisko podpłyną do chińskich wybrzeży gdziekolwiek poza Kantonem.

Ustanawiając administracyjną barierę między Chinami a światem Zachodu, cesarz nie kierował się ignorancją ani zadufaniem. Interesującym się nowinkami technicznymi, także tymi pochodzącymi z Europy, tyle że – na własny rachunek. Jego obserwatorium astronomiczne w Pekinie obsługiwali europejscy eksjezuici używający sprzętu ze Starego Kontynentu. Mapy, którymi się posługiwał podczas wypraw wojennych, kreślili biali misjonarze. Cesarz ograniczając Europejczykom dostęp do chińskiego rynku, nie kierował się też rachunkiem ekonomicznym. Regularnie przeglądał sprawozdania finansowe i wiedział, że cło z Kantonu przynosi państwu wielkie dochody (w 1790 r. 1,1 mln srebrnych taeli, czyli sztabek zawierających po 38 gr srebra). Chińska herbata i jedwab były rozchwytywane w Europie, a zagraniczni kupcy bili się o możliwość ich zakupu. Otwarcie dla nich większej ilości portów przyniosłoby więc Chinom duży napływ twardej, srebrnej waluty.

Skąd więc dziwna decyzja Qianlonga? Wynikała ona głównie z obaw przed buntami poddanych, na których zły wpływ miałyby kontakty z cudzoziemcami. Dynastia Qing, której przedstawicielem był Qianlong, wywodziła się od mandżurskich najeźdźców, którzy podbili Chiny. W XVIII w. w wielu okrutnych wojnach rozszerzyła granice Państwa Środka, rozciągając swoje panowanie na wiele bitnych i nieprzyjaźnie do niej nastawionych ludów. Do tego doszła eksplozja demograficzna będąca skutkiem wielu lat doskonałych zbiorów. Za panowania Qianlonga ludność Chin wzrosła dwukrotnie i sięgnęła 300 mln. Pod koniec XVIII w. klimat na świecie się oziębił, zbiory stawały się słabsze, a rolnictwo mniej wydajne. Zaczęły wybuchać chłopskie rebelie. Autorytet dynastii umożliwiający kontrolę ogromnego terytorium był zagrożony. Cesarz zdecydował się więc na ograniczenie kontaktów kraju z Zachodem.

Taka polityka nie wywoływała początkowo wstrząsów. Imperium chińskie były przecież bardziej rozległe niż Europa, a w wielu jego rejonach nigdy wcześniej nie stanęła stopa białego człowieka. (Nawet dzisiaj biali odwiedzający Chiny, a zwłaszcza ich mniej turystyczne regiony, wywołują zaciekawienie miejscowych. Zdarza się, że również na ulicach Pekinu czy Szanghaju ludzie pozują z nimi do zdjęć, jakby spotkali celebrytów). Chiny same w sobie były ogromną gospodarką, dla której handel zagraniczny nie miał kluczowego znaczenia. Poza tym Państwo Środka nie zamknęło się całkowicie – handel z „zamorskimi diabłami" w Kantonie wciąż prosperował.

Problem polegał na czymś innym: Chiny w najważniejszych dla rewolucji przemysłowej nie przejawiły zainteresowania wymyślonymi na Zachodzie technologii, które umożliwiłyby im dalszy rozwój gospodarczy. Techniczny zastój oznaczał też przestarzałe armię i flotę, które nie były w stanie ochronić kraju przed chciwością „zamorskich diabłów".

Izolacja Chin początkowo najmocniej uderzała w Wielką Brytanię. Chińczycy sprzedawali herbatę, jedwab i porcelanę, żądając w zamian srebra, które Brytyjczycy musieli kupować w Hiszpanii i Ameryce Południowej. Dostęp do brytyjskich, przemysłowo wytwarzanych dóbr był zaś na chińskim rynku mocno ograniczony. Srebro płynęło z Wielkiej Brytanii do Chin, ale już nie wracało. Sytuacja się zmieniła, gdy Brytyjczycy odkryli, że w Chinach jest duży popyt na indyjskie opium. Uzależniając Chińczyków od narkotyków, drenowali zasoby finansowe Państwa Środka, a handel w Kantonie zaczął przynosić krocie.

Gdy chińska administracja wypowiedziała walkę handlarzom opium, Wielka Brytania wysłała do Chin flotę i armię w obronie narkobiznesu. W czasie pierwszej wojny opiumowej (1839–1842) bez trudu pokonała Państwo Środka, odrywając od nich wysepkę, na której później zbudowano Hongkong, oraz wymuszając otwarcie dla handlu pięciu portów, w tym Szanghaju. Brytyjskie zwycięstwo było skutkiem międzynarodowej izolacji Chin oraz ich odcięcia od nowoczesnych technologii. Działa z chińskich fortów przybrzeżnych miały zbyt mały zasięg, by skutecznie razić brytyjską flotą inwazyjną.

Gdy inne mocarstwa przekonały się o słabości Chin, zaczęły wymuszać na nich ustępstwa terytorialne oraz gospodarcze i polityczne koncesje, pogłębiając społeczny chaos. Konsekwencją izolacji była spóźniona, burzliwa i przeplatana krwawymi epizodami modernizacja, która została wyhamowana w XX w. przez wojny domowe, japońską okupację i komunizm. Pod rządami Mao kraj znów pogrążył się w szokującej izolacji. O lądowaniu Amerykanów na Księżycu mieszkańcy ChRL dowiedzieli się z państwowych mediów dopiero... dziesięć lat później.

Śmierć szogunowi, chwała cesarzowi!

Na wielki eksperyment w postaci odcięcia kraju od zagranicznych wpływów zdecydowała się również Japonia pod rządami szogunów z rodu Tokugawa (sprawujących władzę od początku XVII w. do 1868 r.). „Żaden japoński statek (...) ani żaden człowiek urodzony w Japonii nie może opuścić kraju, a jeśli złamie ten zakaz, powinien zginąć, a statek wraz z załogą i ładunkiem powinien zostać zajęty na podstawie dalszych rozporządzeń. Wszyscy ludzie wracający z zagranicy powinni zostać straceni" – mówił edykt szogunatu z 1636 r. Zakazywał on również głoszenia chrześcijańskiej nauki w kraju, nakazywał wydalić z Japonii Portugalczyków oraz zabraniał cudzoziemcom wkraczania w granice cesarstwa poza kilkoma wyznaczonymi do tego ośrodkami.

Chińscy kupcy mogli prowadzić handel jedynie w Nagasaki i na wyspach Riukiu, które formalnie nie należały wówczas do Japonii (zostały podbite w XVII w. przez japoński klan Shimazu, wciąż płaciły jednak trybut Chinom, a istnienie na nich japońskiej administracji było maskowane przed chińskimi urzędnikami, którzy z kolei udawali, że nie dostrzegają tam obecności struktur państwa japońskiego...). Koreańczycy mogli handlować z Japończykami tylko na wyspie Cuszima, a Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej wyznaczono do handlu sztuczną wyspę Dejima w pobliżu Nagasaki.

Protestanccy Holendrzy byli jedynymi „zamorskimi diabłami" mogącymi sprzedawać swoje towary Japończykom. (Raz do roku delegacja Kompanii udawała się do Edo, czyli dzisiejszego Tokio, złożyć szogunowi mocno tendencyjne sprawozdanie z wydarzeń na świecie). Udało się im uzyskać tę niezwykle lukratywną koncesję dzięki przekonaniu szogunatu, że nie będą propagować chrześcijaństwa. Każdy holenderski żeglarz i kupiec, który lądował na Dejimie, musiał w obecności urzędników szogunatu deptać krucyfiks, by pokazać, że wyrzeka się chrystianizmu.

Zdarzało się, że Brytyjczycy, a później Amerykanie, wysyłali swoje statki do Japonii pod holenderską banderą, ale system kontroli wprowadzony przez szogunat okazywał się zadziwiająco szczelny. Obce statki i misje handlowe były konsekwentnie przepędzane przez wojska i urzędników. W 1837 r. spotkało to nawet amerykański statek, który próbował dostarczyć do japońskiego portu trzech rozbitków z Kraju Kwitnącej Wiśni – byli zmuszeni spędzić resztę życia na obczyźnie.

Nielicznych cudzoziemców, którzy nielegalnie lądowali na Wyspach Japońskich, traktowano zwykle ostro, ale w taki sposób, by bez potrzeby nie zaogniać stosunków z zagranicą. W 1811 r. porucznik rosyjskiej marynarki wojennej Wasilij Gołowianin został za taką „imigrację" skazany na dwa lata więzienia, co jest dosyć umiarkowaną karą za nielegalne przekraczanie granicy przez oficera sił zbrojnych sąsiedniego, agresywnego mocarstwa. W 1825 r. szogunat wydał edykt nakazujący aresztowanie lub zabijanie cudzoziemców nielegalnie lądujących na wybrzeżach Japonii, ale został on odwołany 17 lat później.

W 1848 r. amerykański podróżnik Ronald MacDonald dostał się do Japonii, udając rozbitka. Mieszkał w Nagasaki i bez większych przeszkód nauczał tam angielskiego, a po powrocie do USA wysłał swoją relację do Kongresu, podkreślając w niej, że Japończycy to naród cywilizowany. Podobnie jak w przypadku Chin izolacja Japonii nie była więc pełna, a gaijini (nieco pogardliwe określenie cudzoziemca) mogli się spotykać z przejawami sympatii Japończyków.

Czemu szogunat zdecydował się odgrodzić kraj od świata? Decyzja ta może na pierwszy rzut oka dziwić. W XVI w. kontakty Japonii z Europą (głównie z Portugalczykami) rozwijały się niezwykle dynamicznie. Japońscy feudałowie chętnie wyposażali swoje wojska w portugalską broń palną oraz żywo interesowali się europejskimi wynalazkami. Chrześcijaństwo przywiezione do Kraju Kwitnącej Wiśni przez św. Franciszka Ksawerego zdobywało popularność wśród elit. Katolicyzmowi sprzyjał m.in. Oda Nobunaga, błyskotliwy i zwycięski wódz, człowiek, który rozpoczął proces jednoczenia Japonii po feudalnym rozbiciu.

Nawet japońska kuchnia i język okazywały się podatne na europejskie wpływy (np. na chleb mówi się po japońsku z francuska „pan"). Nikomu się również nie śniło, by Japończykom zakazywać wypraw dalekomorskich. Japońscy piraci grasowali wówczas nawet u wybrzeży Cejlonu. Dlaczego więc szogunat nagle postanowił odciąć kraj od reszty świata? Szogunowie z rodu Tokugawów zdawali sobie sprawę z tego, jaką rewolucję przyniosła zachodnia broń palna na japońskich polach bitew. Obawiali się więc, że feudałowie będą próbowali się usamodzielnić, wykorzystując do tego importowane nowoczesne uzbrojenie oraz dobre kontakty z przedstawicielami obcych mocarstw. Chrześcijaństwo zaczęło być traktowane jako zagraniczna religia mieszająca w szintoistyczno-buddyjskim porządku społecznym.

Obawy szogunów przed tą „dywersją ideologiczną" potwierdziła chrześcijańska chłopska rebelia w Shimabarze w latach 1637–1638. Szogunat bał się więc katolicyzmu z powodu, dla którego bały się go XX-wieczne władze Chin, Korei Północnej czy ZSRR, reżimy, których filozofią było: „raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy".

Podobnie jak w przypadku cesarstwa chińskiego polityka izolacji przyniosła Japonii zapóźnienie techniczne i społeczne. W połowie XIX w. jej siły zbrojne były zbyt przestarzałe, by chronić kraj przed flotami obcych mocarstw. W 1853 r. zespół amerykańskich okrętów wojennych dowodzony przez komodora Matthew Perry'ego wpłynął do Zatoki Tokijskiej, wymierzył swoje działa w stolicę szogunatu Edo i po prostu zmusił japońskie władze do otwarcia kraju na handel z obcymi.

W ślad za Amerykanami poszły inne mocarstwa. Obca ekspansja gospodarcza w połączeniu z aroganckim zachowaniem zagranicznych kapitalistów wywołała w kraju zrozumiały opór. Opozycja zjednoczyła się przeciwko szogunowi i cudzoziemcom wokół programu przywrócenia silnej władzy cesarskiej. W 1868 r. doszło do rewolucji i obalenia szogunatu. Cesarz Meiji, wbrew intencjom ludzi, którzy wynieśli go do władzy, postawił na modernizację kraju – ale na japońskich warunkach, łączących tradycję z nowoczesnością. Państwo wkroczyło na imperialną ścieżkę.

Zamknięty kraj

Gdy w 2009 r. ówczesna amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton nazwała Koreę Północną Pustelniczym Królestwem, nie powiedziała nic nowego. Korea była tak nazywana już w XIX w., gdyż uchodziła za najbardziej izolowany od zagranicznych wpływów kraj świata. Królestwo Joseon, czyli ówczesne państwo koreańskie, w obawie przed wywrotowymi ideami oraz obcą ekspansją nie wpuszczało do siebie europejskich i amerykańskich dyplomatów, kupców i misjonarzy. Prześladowania cudzoziemców i miejscowych katolików sprowadziły na kraj w 1866 r. francuską ekspedycję karną.

W tym samym roku amerykański uzbrojony statek handlowy „General Sherman" podpłynął rzeką aż na przedmieścia Pjongjangu, gdzie został zaatakowany i spalony przez miejscowych włościan, zszokowanych pojawieniem się w ich okolicy dziwnego, buchającego parą z komina okrętu. Ponieważ władze Korei nie chciały wypłacić Amerykanom odszkodowania, Wuj Sam zrewanżował się w 1871 r. krótką ekspedycją karną, po czym zostawił Koreańczyków samym sobie. Dwa lata później Imperialna Japońska Marynarka Wojenna zdobywała swoje pierwsze bojowe szlify, zmuszając Koreę do otwarcia się na międzynarodowy handel. Przez kolejne trzy dekady szybko modernizujące się państwo japońskie stopniowo zdobywało kontrolę nad zacofaną Koreą, w której obronie nikt (poza Chinami uznającymi Półwysep Koreański za swoją strefę wpływów) nie chciał stawać. Lata izolacji wydały swój plon.

Czy podobny los może spotkać współczesne Pustelnicze Królestwo, Koreę Północną? Tym razem „dyplomacja kanonierek" może nie przynieść rezultatu. Korea Północna jest co prawda państwem zacofanym technologicznie, ale dysponuje bronią jądrową. Być może bomba atomowa to wynalazek rodem z lat 40. XX w., ale wciąż śmiertelnie skuteczny. Misjonarze, podróżnicy i dyplomaci, owszem, trafiają nieraz do Pjongjangu, ale wiele tam nie zmienią. Do czasu.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

Czy to możliwe, by w czasach postępu technicznego, skokowego wzrostu światowej wymiany handlowej i powstawania nowych, rewolucyjnych metod produkcji największa gospodarka świata ograniczyła do minimum kontakty z zagranicą? Jak najbardziej możliwe. Tak się stało, gdy w XVIII w. Chiny postanowiły gospodarczo i politycznie odgrodzić się od „zamorskich diabłów". „Niebiańska Dynastia posiada wszystko w wielkiej obfitości i w jej granicach nie brakuje żadnego produktu" – w ten sposób chiński cesarz Qianlong Wspaniały (panujący w latach 1736–1795) odpowiedział w 1793 r. na prośby brytyjskiego ambasadora lorda Macartneya o poszerzenie możliwości wymiany handlowej między Wielką Brytanią a Chinami.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów