Bogusław Chrabota: Jaka suwerenność? I tak rządzą górnicy

Styczniowa debata na temat Polski w Strasburgu wywołała kolejną sezonową dyskusję o suwerenności.

Aktualizacja: 06.02.2016 10:22 Publikacja: 05.02.2016 23:01

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Czytaj także

Dyskusja ta wraca jak bumerang za każdym razem, gdy politycy (zwykle z formacji eurosceptycznych) próbują wygrać w Polsce nastroje nieprzychylne Brukseli. Charakterystyczne jest, że temat ograniczonej suwerenności nie pojawia się przy okazji targów o fundusze spójności czy w związku z kolejnymi szczytami NATO, na których z uporem maniaka dopominamy się realnego jej ograniczenia, czyli np. instalacji nad Wisłą baz wojskowych obcego mocarstwa.

Płaczemy nad rzekomą utratą suwerenności, kiedy wymogi prawa europejskiego każą wprowadzać niewygodne przepisy, gdy bolą „wątpliwe" z perspektywy części sceny politycznej akty prawne (Karta praw podstawowych) czy gdy jesteśmy stawiani do kąta w związku z jakąś systemową niedoróbką. Trochę to przypomina „filozofię Kalego"; gdy udział we wspólnotach przynosi korzyści, zasada wspólnotowości budzi entuzjazm. Gdy wiąże się z jakimś wysiłkiem czy wyrzeczeniami, lubimy wpadać w histerię i narzekać na ingerującą w nasze wewnętrzne sprawy Brukselę.

Czy wszystkie pomysły płynące szeroką rzeką ze stolicy Belgii są rozsądne? Zdecydowanie nie. Tym się jednak różni zasada akcesyjna na linii Warszawa–Bruksela od niegdysiejszej podległości Moskwie, że w tym ostatnim przypadku decyzje nie podlegały nawet dyskusji. Z Brukselą dyskutować można. Ba, nawet kwestionować najbardziej absurdalne regulacje. Członkostwo w Unii wiąże się bowiem z procedurami weryfikowania i podważania legalnie wydanych przepisów. W czasach paktu warszawskiego za sam taki pomysł szło się prosto do ciupy!

To jednak słusznie miniona przeszłość; zostawmy więc analogie do czasów moskiewskich umysłom ograniczonym i nieporadnym. Istotne jest co innego. Czy aby nie jest prawidłowością, że (co prawda samodzielnie wybrana) wspólnotowość z samej zasady jest silniejsza od suwerenności? Innymi słowy, ma tendencję do stopniowego uzależniania pacjenta, wciągania go w sieć uwikłań i ograniczeń, skutkiem czego suwerenność stopniowo zanika?

Historia nie jest tu jednoznaczna. Dostarcza argumentów zarówno za, jak i przeciw takiej tezie. Słabości wspólnot dowodzą przykłady Hanzy, Ligi Narodów czy ONZ. Historia USA i bloku sowieckiego (dopóki nie zbankrutował i się rozleciał) wykazuje, że oparte na supremacji mocnego centrum związki lubią więzy zacieśniać.

Może zatem jesteśmy skazani na wspólnotowość? Może suma realnych korzyści ze wspólnotowości przeważa nad autarkiczną suwerennością? Cóż, chyba jest właśnie tak. Co nie zmienia faktu, że każda wspólnota w historii w końcu się rozlatywała. Zostawała suwerenność, acz trochę iluzyjnie, jakby na chwilę, dopóki nie odezwał się zapisany głęboko gen wspólnotowości, zmuszający do szukania nowych związków.

Tyle na temat suwerenności w kontekście polityki zagranicznej. Jest jednak inny aspekt suwerenności. Ten, który ma związek z wewnętrznymi ograniczeniami władzy. Otóż władza rozumiana w sposób absolutny to możliwość dokonywania autonomicznych decyzji zgodnych z interesem jakiejś zbiorowości (niekoniecznie narodu, równie dobrze króla i jego dworu czy jakiejś szajki uzurpatorów). I tu należy sobie zadać pytanie: Czy aby tak rozumiana władza suwerenna może mieć w sensie praktycznym miejsce? Czy aby nie miał racji Hegel, dowodząc, że wolność to uświadomiona konieczność, co by oznaczało, że władza suwerena jest ograniczona faktycznymi możliwościami, które tworzą realne granice suwerenności?

Zejdźmy na ziemię. Myślę o górnikach. Polskich górnikach z JSW, KW czy KHW (czytelnik z pewnością zdekonspiruje te skróty) i ich relacjach z polskim rządem. Kto tu jest suwerenem? I kto nad kim ma suwerenność? Fakty są okrutne. Mimo oczywistych racji ekonomicznych rządzącym ekipom od lat nie udaje się naprawić sytuacji w górnictwie. Kopalnie są nierentowne. W górnictwie jest przerost zatrudnienia. Króluje roszczeniowość. Tzw. czternasta pensja, która niegdyś była nagrodą z zysku, stała się niepodważalnym przywilejem kopaczy węgla kamiennego. Biada temu, kto ten przywilej zakwestionuje. Odzywa się wtedy rzesza górniczych związkowców i wymachując kilofami wybiera na Warszawę. Władza truchleje i ustępuje.

Polegli w tej nierównej walce premierzy Tusk i Kopacz. Dziś, ustępując związkowcom i tańcząc na szkle, topi przyszłość górnictwa premier Szydło. I gdzie tu jaka suwerenność? Kto jest suwerenem? Bezdyskusyjnie górnicy. Wypada strawestować Hegla: suwerenność to uświadomiona konieczność.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

Czytaj także

Dyskusja ta wraca jak bumerang za każdym razem, gdy politycy (zwykle z formacji eurosceptycznych) próbują wygrać w Polsce nastroje nieprzychylne Brukseli. Charakterystyczne jest, że temat ograniczonej suwerenności nie pojawia się przy okazji targów o fundusze spójności czy w związku z kolejnymi szczytami NATO, na których z uporem maniaka dopominamy się realnego jej ograniczenia, czyli np. instalacji nad Wisłą baz wojskowych obcego mocarstwa.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Inwazja chwastów Stalina
Plus Minus
Piotr Zaremba: Reedukowanie Polaków czas zacząć
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Putin skończy źle. Nie mam wątpliwości
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Elon Musk na Wielkanoc
Plus Minus
Kobiety i walec historii