Alfabet księży kłopotliwych

Tylko w Polsce księżom i ich działalności poświęca się tyle uwagi w świeckich mediach. Niestety, nie zawsze z korzyścią dla nich samych i wspólnoty, którą reprezentują.

Aktualizacja: 29.01.2017 17:13 Publikacja: 26.01.2017 09:55

Czasami nie wiadomo już dokładnie, dlaczego ten czy inny ksiądz wzbudza zainteresowanie mediów, co rozpoczęło spór z hierarchią lub nieporozumienia z wiernymi. Są znani z tego, że są znani.

Głosem Kościoła w Polsce od zawsze byli księża i biskupi, a tradycyjnym oczekiwaniem stało się, że ma być to głos jednorodny. Nie przywykliśmy jeszcze do konstruktywnego dialogu w różnych nurtach Kościoła. Dlatego niektóre zdania odrębne księży wzbudzały sporo zamieszania wśród wiernych. Dziennikarzom zaś bardziej zależało na mocnej historii i podgrzewaniu emocji. Łatwiej powiedzieć, że ten czy inny ksiądz jest ofiarą bezdusznej hierarchii bądź szowinistą czy ideologiem, niż tłumaczyć niuanse kościelnych procesów.

Trzeba by bardzo nie znać Kościoła lub mieć złe intencje, by sądzić, że poniższe przykłady to jedyne sprawy, jakimi Kościół żył w ostatnich latach. Było ich o wiele więcej i na obraz całej wspólnoty wpływa codzienna, często niedoceniana praca proboszczów, wikariuszy i zakonników. Są jednak nazwiska, o których dyskutuje się i na spotkaniach towarzyskich, i w poważnych gremiach. I stąd właśnie nasz alfabet sytuacji kłopotliwych, z księżmi w roli głównej.

Ks. Adam Boniecki: ma głos

Redaktor senior „Tygodnika Powszechnego" w dniu, w którym otrzymał od swojego przełożonego zakaz wypowiadania się w mediach poza swoją macierzystą redakcją, miał 77 lat. Za sobą miał prowadzenie polskiej edycji pisma „L'Osservatore Romano", dwunastoletni okres bycia redaktorem naczelnym „Tygodnika Powszechnego", a nawet sprawowanie urzędu generała swojego zgromadzenia – ojców marianów. Ksiądz Paweł Naumowicz, prowincjał, który nałożył zakaz, nie wskazał przyczyn swojej decyzji. Przedtem jednak co najmniej dwie wypowiedzi ks. Bonieckiego odbiły się szerokim echem.

Pierwsza dotyczyła kontrowersyjnego lidera zespołu Behemoth, występującego pod pseudonimem Nergal. Podczas jednego ze swoich koncertów miał on podrzeć Biblię. Nergal był także jurorem w jednym z talent show w telewizji publicznej. Ks. Boniecki w edytorialu w TP przekonywał: „Kiedy patrzę, jak Nergal w potwornej masce diabła, wśród kłębów sztucznego dymu i w akompaniamencie przerażającej muzyki cedzi słowa wiersza Tadeusza Micińskiego (...), nie mam żadnych skojarzeń z wiarą czy niewiarą w istnienie Szatana". Za podobne opinie Boniecki został upomniany w otwartym liście przez bpa Wiesława Meringa z Włocławka: „Nie widzi Ksiądz związku między Nergalem jako satanistą i jako jurorem? Proszę zatem zafundować sobie badania okulistyczne i nie szerzyć zamętu w umysłach wiernych, opowiadając schizofreniczne tezy".

Czytaj także

Ksiądz Adam powtórzył swoje zdanie w programie Moniki Olejnik, w którym poruszano również kwestię obecności krzyża na sali sejmowej („nie na walce o krzyż w Sejmie polega piękno Ewangelii"). Na spotkania z nim przychodzą wciąż tłumy. Dla jednych to zachowanie księdza Bonieckiego jest wzorem pokory i dochowania ślubu posłuszeństwa, inni wciąż nie mogą zrozumieć, dlaczego zakaz jest podtrzymany od ponad pięciu lat. I to właśnie podstawowy kłopot tej sytuacji: milczeć musi wyważony ksiądz z autorytetem, choć tolerowane są często ostre wystąpienia innych księży.

Ks. Wojciech Lemański: podzielił parafian

Sprawa ks. Lemańskiego ciągnęła się w mediach ponad rok, a z każdym oświadczeniem z jednej i drugiej strony konfliktu narastało napięcie. Przypomnijmy: Lemański był od 2006 roku proboszczem parafii w podwarszawskiej Jasienicy. Zaangażowany w dialog chrześcijańsko-żydowski, za który został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, był jednym z niewielu katolickich duchownych, którzy pojawiali się na uroczystościach rocznicowych w Jedwabnem.

Nieporozumienia pomiędzy proboszczem a ordynariuszem diecezji warszawsko-praskiej, abpem Henrykiem Hoserem miały miejsce już od 2010 roku. Jedną z przyczyn miała być sprawa dialogu z judaizmem, ale także niezadowolenie okolicznych księży ze sposobu duszpasterzowania Lemańskiego. Gdy ks. Lemański stał się bohaterem mediów, oliwy do ognia dolewały jego wypowiedzi, które można było interpretować jako wyraz akceptacji in vitro. W lipcu 2013 roku abp Hoser postanowił przenieść ks. Lemańskiego do innej parafii, co spotkało się z niezadowoleniem parafian. Z dwóch stron składano listy poparcia: wiernych i zwolenników ks. Lemańskiego w jego obronie, księży z dekanatu – jako wyraz poparcia abpa Hosera. Medialne zainteresowanie i ochocze wyjaśnianie swojej wersji w mediach doprowadziło ks. Lemańskiego do zakazu publicznych wypowiedzi.

Były proboszcz z Jasienicy nadal bronił swojej sprawy, składając także odwołania do samego Watykanu. W 2014 roku abp Hoser nałożył na niego karę suspensy, czyli zakazu wykonywania czynności kapłańskich i noszenia stroju duchownego. W ostatnich tygodniach miało dojść do spotkania ks. Lemańskiego z abpem Hoserem. Nie wiadomo jednak, czy doprowadzi ono do zakończenia kary. Styl przeprowadzenia tej sprawy budzi niepokój i niesmak. Oczekuje się bowiem od Kościoła, że będzie wzorem szacunku, którego zabrakło u obu stron sporu.

Ks. Stanisław Małkowski: bez parafii

Zaangażowany w działalność opozycyjną już od lat 60., po studiach socjologicznych i epizodzie w zakonie benedyktynów został księdzem w archidiecezji warszawskiej. Zaprzyjaźnił się z poznanym w seminarium ks. Jerzym Popiełuszką, z którym wspólnie odprawiał słynne msze za Ojczyznę w kościele św. Stanisława Kostki (ten fakt został nawet uwieczniony, w filmie o ks. Jerzym Popiełuszce „Wolność jest w nas"). Od lat 70. zaangażował się w obronę życia poczętego.

Charakterystyczną cechą posługi ks. Małkowskiego jest długotrwały brak przypisania do konkretnej parafii: od 1983 roku został odsunięty od pracy duszpasterskiej, był kapelanem na jednym z warszawskich cmentarzy, kontynuował jednak działalność poprzez odczyty, rekolekcje i publikacje w podziemnej i niezależnej prasie. Ten stan zmienił się na krótko w 1989 roku, od 1992 roku posługuje znów w różnych miejscach. Znany z wyrazistego języka, kolejne problemy z władzami duchownymi zaczął mieć już w XXI wieku, kiedy to w 2007 roku wypowiadał się na temat wyboru abpa Wielgusa na metropolitę warszawskiego. Media zwróciły na niego uwagę po raz kolejny w 2010 roku, wtedy w lecie towarzyszył obrońcom krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Nie zgadzał się na jego usunięcie z tego miejsca, czym ściągnął na siebie groźbę kary suspensy. Podważał oficjalne stanowisko w sprawie katastrofy smoleńskiej i był obecny na kolejnych miesięcznicach na Krakowskim Przedmieściu.

Związany ze stowarzyszeniem Solidarni 2010, zasłynął odprawieniem egzorcyzmów pod Pałacem Prezydenckim. O byłym prezydencie Bronisławie Komorowskim powiedział, że zachowywał się jak „uczeń szatana" i kontynuował: „To jest błazen. Pajac, który kompromituje się do cna i przy tym ośmiela się świętokradczo przyjmować komunię świętą". Przekonywał także, że katolik, który przynależy do KOD, nie może przyjmować komunii. Kłopotliwe jest zarówno przynoszenie polityki na ambonę, jak i robienie ambony z politycznego wiecu. Wzbudza to zawsze zamieszanie wśród wiernych, zwłaszcza gdy jest poparte autorytetem zasłużonego księdza.

Ks. Jacek Międlar: wykrywacz żydomasonów

Młody człowiek w sutannie krzyczy ochrypłym głosem z piętrowego autobusu ustawionego na płycie wrocławskiego rynku. To pierwsze obrazy, które kojarzą się z osobą Jacka Międlara, byłego członka Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego a Paulo. Księdzem został w maju 2015 roku i rozpoczął pracę we wrocławskiej parafii św. Anny. Oprócz pracy duszpasterskiej i katechizacji w szkole został opiekunem wrocławskich narodowców. Wtedy to do opinii publicznej zaczęły docierać jego radykalne poglądy, np. na temat uchodźców. W październiku brał udział w manifestacji narodowców na wrocławskim rynku, w listopadzie był jednym z przemawiających warszawskiego Marszu Niepodległości.

„Narodowe" poglądy kapłana sprawiły, że wielu parafian na Oporowie we Wrocławiu nie przyjęło kolędy, zaniepokojeni wierni zgłaszali sprawę wrocławskiej kurii. Równolegle ks. Międlar był bardzo aktywny na Twitterze, w swoich wpisach twierdzi, że świat rządzony jest przez „żydomasonów", nie raz obrywa się „lewactwu" i „komunistom". Sprawę wpisu skierowanego do posłanki Joanny Scheuring-Wielgus z Nowoczesnej jego adresatka skierowała do prokuratury. W lutym przeniesiony do Zakopanego, mimo zakazu bierze udział w obchodach pod pomnikiem mjra Józefa Kurasia „Ognia". Zakaz działalności w mediach społecznościowych dostał już w styczniu, ale dopiero po wygłoszeniu kazania w czasie nabożeństwa podczas 82. rocznicy powstania ONR w Białymstoku władze zgromadzenia zakazują mu publicznych wypowiedzi. Latem trafił do zamkniętego klasztoru, we wrześniu do mediów trafiła decyzja o opuszczeniu przez Jacka Międlara Zgromadzenia i nałożeniu kary suspensy. Został publicystą „Warszawskiej Gazety".

Kłopot z Międlarem jest dwojaki: po pierwsze, pokazuje on słabość w przygotowaniu młodych księży, skoro tuż po święceniach wpadł on w pułapkę aktywizmu i ideologii. Po drugie, jego sytuacja pokazuje niebezpieczeństwo duszpasterstwa wśród grup o wątpliwych ideach, które mogą próbować wykorzystać Kościół do firmowania swoich poglądów.

Ks. Piotr Natanek: w płaszczu koloru krwawnika

W niewielkiej Grzechyni koło Krakowa stoi Pustelnia Niepokalanów – dzieło życia ks. Piotra Natanka. To tam prowadzi on rekolekcje, organizuje spotkania swoich zwolenników, transmituje odprawiane msze. Sam odprawiać ich już nie może: w lipcu 2011 roku kardynał Stanisław Dziwisz nałożył na niego karę suspensy.

Nim do tego doszło, ks. Natanek był teologiem, wykładowcą na Uniwersytecie Papieskim im. Jana Pawła II w Krakowie. Po tym jak osiadł w Grzechyni, zaczął publikować swoje wykłady w internecie. Jeden z nich, w którym Natanek przekonywał, że źródłem zagrożenia demonem może być noszenie kolczyków czy żelowanie włosów, miał wiele milionów odsłon na YouTubie, a polszczyzna potoczna wzbogaciła się o frazę „wiedz, że coś się dzieje".

Kara udzielona przez władze kościelne nie zmniejszyła popularności pustelni w Grzechyni: ks. Natanek nadal ma wielu zwolenników. Ideą, która ich łączy, jest Intronizacja Chrystusa na Króla Polski. W lutym 2010 roku opublikował „List Otwarty do Biskupów Polskich, Prezydenta Rzeczpospolitej i Premiera Rządu Rzeczpospolitej", w którym wzywał do uroczystego uznania Jezusa za Króla Polski, nawrócenia się i uznania nadrzędności Prawa Bożego nad prawem publicznym. Cechą charakterystyczną zwolenników ks. Natanka są czerwone płaszcze z wizerunkiem Chrystusa Króla, wkładane na różne uroczystości, w których niczym w wojskowym drylu uczestniczą.

Dziś sprawa Natanka wydaje się być wyciszona, ale jego prężną działalność można obserwować w internecie. Sam siebie porównywał do abpa Marcela Lefebvre'a. On także w imię obrony tradycji stracił łączność z Kościołem. Zagospodarowanie osób o podobnej wrażliwości jest wciąż wyzwaniem polskiego Kościoła. W przypadku ks. Natanka wydaje się jednak, że była to ostatecznie bardziej obrona swoich racji.

Ks. Dariusz Oko: gender jak tłok

Ksiądz od 1985 roku, sześć lat później obronił pracę doktorską z filozofii na prestiżowym Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Pełni posługę duszpasterza lekarzy w diecezji krakowskiej. Jednak pierwsze skojarzenie z tym księdzem naukowcem to już od dawna gender. Według niego ta bezbożna ideologia jest zagrożeniem dla katolików, wywraca tradycyjną rolę rodziny, wypacza płciowość człowieka. Co więcej, narzucana jest przez obce państwa, Unię Europejską i lewicę.

Ks. Dariusz Oko również wykłada na Uniwersytecie Papieskim w Krakowie, ale jego konferencji na ten temat można było posłuchać w różnych miejscach kraju. Stale gości także w Radiu Maryja i telewizji Trwam, nie bał się występów w mediach świeckich. Kolejnym dyżurnym tematem, na który zabiera głos, jest kwestia homoseksualizmu. Ks. Oko dowodzi, że „oni [homoseksualiści] z wiekiem mają zwykle kilka chorób wenerycznych, zakaźnych. Do szpitala, jak przychodzi taki starszy gej, (...) to jest alarm dla lekarzy i pielęgniarek, którzy szczególnie uważają, bo wiedzą, że można się zarazić chorobą zakaźną".

Wszystko to ubrane jest w trudną do przyjęcia retorykę. Ks. Oko, mówiąc o seksie gejowskim, tłumaczy, że „to jest tak, jakby tłok silnika zamiast w cylindrze poruszał się w rurze wydechowej". Był gorącym przeciwnikiem tzw. konwencji antyprzemocowej, bo przez nią forsowana miała być w Polsce ideologia gender, która jest w jego opinii gorsza od marksizmu i sprzyja deprawacji dzieci. Twierdzi, że czasami trzeba użyć mocniejszych słów, by przebić się przez szum medialny. Pytanie tylko, czy poza mocnymi słowami ktokolwiek wysłucha nawet najtrafniejszej argumentacji? O katolickiej etyce seksualnej da się przecież mówić delikatniej, a przez to bardziej przekonująco. Ostra retoryka ks. Oko kładzie z kolei na szali autorytet naukowy innych katolickich naukowców.

Ks. Kazimierz Sowa: duszpasterz Platformy

Szefował i radiu, i telewizji, wciąż znany jest z występów w mediach warszawskich, choć de facto należy do diecezji krakowskiej. Autor książek: o polskich misjonarzach z różnych części świata, o swoich podróżach na Syberię, a także „Słownika języka boskiego" – zbioru wywiadów z popularnymi osobami. Otwarcie mówił, że głosował na Bronisława Komorowskiego, nie krył zawodu z jego przegranej, przyjaźni się z politykami Platformy Obywatelskiej, za co ściągnął na siebie ogromną niechęć strony przeciwnej.

W telewizji często występuje bez koloratki, jest dobrze ubrany, wypowiada się wartko i przejrzyście. Zdarza mu się krytykować rządzących, Radio Maryja, hipokryzję katolików. Prowadzi własny program w jednej ze stacji telewizyjnych. Dla wielu jednostronny politycznie tłumaczy, że w podzielonej Polsce potrzebny jest także duszpasterz „drugiej strony". Ma swoją definicję nieprzekraczalnej granicy agitacji politycznej w wykonaniu księdza.

Jak mówił w jednym z wywiadów dla „Tygodnika Powszechnego": „Jeśli ksiądz głosi coś z urzędu, przemawia z ambony, ustawiając się w szeregu partyjnym, to to jest złe. Jeśli mniej lub bardziej otwarcie przyznaje, na kogo głosuje – nie ma w tym nic złego". Czy da się jednak oddzielić zdanie Kazimierza Sowy jako księdza i publicysty? Rozróżnienie tych dwóch ról może sprawiać kłopot.

Ks. Jacek Stryczek: Balcerowicz w koloratce

Zaprosił tysiące Polaków do wspierania najuboższych w ramach akcji „Szlachetna Paczka". Coroczne zbiórki, przeprowadzane przez jego stowarzyszenie Wiosna, zaangażowały osoby prywatne, ale też firmy i instytucje w przygotowanie paczek dla konkretnych rodzin. Wartość tej pomocy sięga rokrocznie milionów złotych. Drugą znaną inicjatywą jest Akademia Przyszłości, program motywacyjny dla dzieci z trudnościami, w którym przez cały rok, pod okiem mentora, zdobywają one różne umiejętności. Ksiądz Stryczek potrafi wykorzystywać media i narzędzia biznesowe, by wypromować swoje inicjatywy, potrafi też budować szerokie grono współpracowników i wolontariuszy.

Przez lata był także duszpasterzem akademickim i duszpasterzem ludzi biznesu. To od tych drugich nauczył się zapewne spojrzenia na ekonomię i rozwój człowieka. Dziś ks. Stryczek znany jest również z mów motywacyjnych i występów na coachingowych konferencjach podpowiadających, jak rozwijać własny biznes. Swoje poglądy wyłożył w książce „Pieniądze w świetle Ewangelii. Nowa opowieść o biedzie i zarabianiu". Tak analizuje on w niej podejście do bogactwa w Polsce: „Jezus kochał ubogich, a Marks nienawidził bogatych. W peerelowskiej duszy połączyło się to w jedno. Trzeba kochać ubogich i nienawidzić bogatych. Ten pogląd połączył ambonę z partyjną mównicą. Stworzył mentalność schizofreniczną, w której pożąda się bogactwa, ale nienawidzi bogatych".

Ks. Stryczek w wywiadach twierdzi też, że bieda często jest wyborem i wystarczy nauczyć się przedsiębiorczości, by ją pokonać. Liberalne poglądy gospodarcze sprawiły, że nazwany jest „kościelnym Balcerowiczem" i „Reaganem w sutannie". Kościół natomiast nie utożsamia się z żadną doktryną ekonomiczną. Osoba księdza uczącego biznesu nie powoduje więc zgrzytu tylko estetycznego: teologiczne autorytety (jak np. o. Maciej Zięba) wykazywały niezgodność jego tez z niektórymi założeniami katolickiej nauki społecznej.

Autor współpracował m.in. z Radiem Emaus i „Przewodniku Katolickim

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Czasami nie wiadomo już dokładnie, dlaczego ten czy inny ksiądz wzbudza zainteresowanie mediów, co rozpoczęło spór z hierarchią lub nieporozumienia z wiernymi. Są znani z tego, że są znani.

Głosem Kościoła w Polsce od zawsze byli księża i biskupi, a tradycyjnym oczekiwaniem stało się, że ma być to głos jednorodny. Nie przywykliśmy jeszcze do konstruktywnego dialogu w różnych nurtach Kościoła. Dlatego niektóre zdania odrębne księży wzbudzały sporo zamieszania wśród wiernych. Dziennikarzom zaś bardziej zależało na mocnej historii i podgrzewaniu emocji. Łatwiej powiedzieć, że ten czy inny ksiądz jest ofiarą bezdusznej hierarchii bądź szowinistą czy ideologiem, niż tłumaczyć niuanse kościelnych procesów.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie
Plus Minus
Irena Lasota: Po wyborach