Tak jak niekoniecznie trzeba być pisoentuzjastą czy antypisowcem, by pisać o tym, co się dzieje z rządem PiS od października, czyli od czasu, gdy był on jeszcze w stanie embrionalnym. Od jakiegoś czasu opisuję to, co się dzieje z PiS w świecie, a ponieważ część ludzi zapomniała już, co to znaczy być bezpartyjnym obserwatorem, jestem oskarżana o bycie co najmniej tajnym ministrem tajnego premiera Jarosława Kaczyńskiego. Ciekawe, że jestem o to tylko oskarżana, a nie chwalona za to czy wynagradzana.
Mieszkam w Stanach od prawie pół wieku, więc i w grudniu 1981 roku byłam w Nowym Jorku. Pamiętam, że stosunek świata zachodniego do wprowadzenia w Polsce stanu wojennego przez komunistów, na których czele stał generał Wojciech Jaruzelski, był początkowo ambiwalentny. Pamiętam mróz, śnieg i setki demonstrantów pod misją RFN (tak się nazywała wtedy kapitalistyczna, niekomunistyczna, część Niemiec), krzyczących: „Heute Polen – Morgen Deutchland". Był to protest przeciwko pojednawczej wobec ZSRR postawie rządu niemieckiego i dużej części prasy niemieckiej. Warto by może porównać ton ówczesnej prasy niemieckiej wobec wyprowadzenia wojska na ulice Polski i uwięzienia dziesiątków tysięcy ludzi z tonem dzisiejszych autorów reagujących na wolne i demokratyczne wybory w Polsce.
W USA też nie było z początku najlepiej. Po zamordowaniu górników w kopalni Wujek Departament Stanu USA wydał oświadczenie wzywające „obie strony do zachowania umiaru". Na szczęście inicjatywę przejął prezydent Ronald Reagan i przez następnych kilka lat polityka wobec komunistów była formułowana w Białym Domu. Ciekawe, że gdy od 1987 roku inicjatywa znów przeszła w ręce Departamentu Stanu, a w ZSRR zaczynała się tak zwana pieriestrojka, politycy i komentatorzy wzywali do dialogu opozycji, często podziemnej, z komunistami. Może przeoczyłam, ale w atakach na rząd PiS nie widziałam dotąd podobnych apeli o dialog PiS z KOD ani oferty pośredniczenia w nim. Można zrozumieć, że szlag mnie trafia, kiedy widzę taką dysproporcję.
Trudno jednak bronić PiS. Nie chodzi mi o jego politykę, bo nie o niej piszę. Chodzi mi o bierność i bezradność wobec niezwykle brutalnej agresji prowadzonej w mediach, a po części przez Unię Europejską. Premier Szydło wygłosiła w Parlamencie Europejskim całkiem dobrą mowę obrończą, skierowaną jakby do bezstronnego jury, a nie do oszczerców. I słusznie.
Ale Polska nie powinna była pozwolić na posadzenie się na ławie oskarżonych. Jeżeli już ma się z czegoś tłumaczyć, to inne kraje również. Na tym polega sprawiedliwość. Należało zażądać stworzenia komisji badających praworządność i wolność mediów w innych krajach. Na przykład w Czechach. Europejska pani komisarz Věra Jourová badająca Polskę należy do partii ANO, na której czele stoi Andrej Babiš, miliarder, typowy przedstawiciel komunistycznej nomenklatury, według wielu – człowiek korumpujący i skorumpowany, stanowiący zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, a zatem i dla NATO.