Michał Szułdrzyński: Czy można ufać mężom niewiernym

Gdy wychodzą na jaw małżeńskie problemy polityków, ci lubią się zasłaniać prawem do prywatności. – To sprawy prywatne – odpowiedział ostatnio jeden z liderów opozycji przyłapany na tym, że zamiast ze swoją partią protestować w Sejmie, wyjechał na sylwestra do ciepłych krajów z piękną partyjną koleżanką, która nie była jego żoną.

Aktualizacja: 14.01.2017 15:19 Publikacja: 12.01.2017 15:12

Michał Szułdrzyński: Czy można ufać mężom niewiernym

Foto: Fotorzepa

Oczywiście, polityk może spędzać jak chce czas wolny z bliskimi sobie ludźmi i nikomu nic do tego. Ciekawość opinii publicznej powinna mieć granice tam, gdzie zaczyna się prywatność jego najbliższych, bo to właśnie ze względu na nich ma on prawo do prywatności. Dla męża, żony, rodziców czy dzieci jest ona tarczą, by w jak najmniejszym stopniu płacili cenę jego działalności. Jeśli rodzina chce funkcjonować normalnie, żyć jak inne, powinna mieć święty spokój (jeśli, rzecz jasna, nie czerpie nieuzasadnionych korzyści z tego, że jej członek pełni funkcję publiczną, i jeśli nie łamie prawa).

Tyle tylko, że prawo do prywatności nie może się stać wymówką dla hipokrytów, którzy co innego deklarują, a co innego robią w codziennym życiu. Przecież, gdy politycy chcą przypodobać się wyborcom, uwielbiają pokazywać się w otoczeniu małżonków i dzieci. Zasłanianie się prywatnością, gdy nadciągają kłopoty, nie jest więc szczególnie wiarygodne. I nie dotyczy to wyłącznie polityka, który wsławił się podróżą na południe Europy, lecz całego zastępu osób publicznych, które rozbiły w ostatnich latach swe rodziny.

Problem jest tym poważniejszy, że jeśli osoba publiczna łamie dane najbliższej osobie słowo, nie może twierdzić, że to wyłącznie jej sprawa. Dlaczego? Bo nie tylko w katolicyzmie, ale również na gruncie polskiego prawa małżeństwo nie jest sprawą wyłącznie prywatną.

Ślub kościelny jest świadectwem przed wspólnotą osób wierzących. Cywilnego również nie udziela się w ukryciu, lecz wiąże się on także z prawnymi zobowiązaniami. I tym właśnie różni się małżeństwo od wolnego związku. Każdy może w wolnym państwie kochać kogo chce i żyć z kim chce. Małżeństwo jest jednak instytucją. W dodatku instytucją o charakterze publicznym.

Dlatego ten, kto publicznie łamie małżeńską przysięgę, nie może twierdzić, że to tylko jego rzecz i innym nic do tego. Kościół mówi tu o publicznym zgorszeniu, jeśli ktoś, o kim wiadomo, że jest w małżeństwie, afiszuje się związkiem z osobą trzecią. Państwo, choć w przeciwieństwie do Kościoła uznaje rozwody, również uważa zdradę małżeńską za nieetyczną – stanowi ona przecież podstawę do orzeczenia winy strony za rozpad związku.

Jeśli polityk łamie przysięgę złożoną swemu małżonkowi, jak można mu uwierzyć, że będzie dotrzymywał słowa w innych dziedzinach? Mamy przecież prawo inaczej traktować publiczne deklaracje i przekonania osób, które potrafiły być wierne w sprawach rodzinnych, niż takich, które nie dotrzymały złożonego ślubu. W szczególności dotyczy to osób, które głoszą bardziej konserwatywne wartości.

Nie, absolutnie nie sugeruję, że rozwodnikom należy zabronić udziału w życiu publicznym. Nie można stosować jednej miary do wszystkich, którym posypało się życie rodzinne. Czym innym jest jednak rozwód, który bywa osobistą tragedią, a czym innym ostentacyjna zdrada osoby, której ślubowało się wierność na dobre i na złe.

Zasłanianie się prywatnością często bywa zasłoną dla zwykłej hipokryzji. Polityków i inne osoby publiczne mamy prawo oceniać jako postaci integralne. Polityka, ale też inne rodzaje aktywności publicznej, to nie tylko kwestia technologiczna, umiejętność, lecz sfery, które przecinają się ze sprawami sumienia, z etyką, niekiedy z religią.

Nie chodzi wcale o to, by wymagać od osób publicznych świętości i heroizmu. Wszak to chrześcijaństwo wniosło do tradycji europejskiej świadomość ludzkiej słabości. Każdy człowiek, również polityk, ma prawo do popełniania błędów. Lecz czym innym jest ludzka słabość, a czym innym maskowanie prywatnością sprzeniewierzania się ważnym zasadom.

PS Szanowni Państwo, to mój pierwszy felieton w „Plusie Minusie". To zarazem pierwsze wydanie tego magazynu pod moim kierownictwem. „Plus" pozostanie miejscem refleksji nad przemianami cywilizacyjnymi, kulturowymi, społecznymi i politycznymi, które zachodzą w Polsce i na świecie. Będziemy wciąż przyglądali się rzeczywistości z konserwatywnego punktu widzenia. Nie przewiduję radykalnych zmian, zresztą ci z Państwa, którzy znają moje teksty z „Rzeczpospolitej" wiedzą, że radykalizm jest mi obcy.

Redagowanie tak ważnego na polskiej mapie intelektualnej magazynu to wielki zaszczyt, ale też ogromne wyzwanie. Dlatego proszę naszych Czytelników o kredyt zaufania.

Oczywiście, polityk może spędzać jak chce czas wolny z bliskimi sobie ludźmi i nikomu nic do tego. Ciekawość opinii publicznej powinna mieć granice tam, gdzie zaczyna się prywatność jego najbliższych, bo to właśnie ze względu na nich ma on prawo do prywatności. Dla męża, żony, rodziców czy dzieci jest ona tarczą, by w jak najmniejszym stopniu płacili cenę jego działalności. Jeśli rodzina chce funkcjonować normalnie, żyć jak inne, powinna mieć święty spokój (jeśli, rzecz jasna, nie czerpie nieuzasadnionych korzyści z tego, że jej członek pełni funkcję publiczną, i jeśli nie łamie prawa).

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Zanim nadeszło Zmartwychwstanie
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie