Poprawiacze Pana Boga

Historia ludzkości jest pełna paradoksów. Jednym z nich jest to, że ubocznym skutkiem rewolucji naukowej, która odsłoniła i do dziś odsłania przed ludzkością prawdę o wszechświecie, było stworzenie najbardziej okrutnych i barbarzyńskich ideologii.

Aktualizacja: 13.01.2018 22:19 Publikacja: 11.01.2018 11:15

Poprawiacze Pana Boga

Foto: Plus Minus, Mirosław Owczarek

Gdybym tylko wiedział, powinienem był zostać zegarmistrzem – miał stwierdzić Albert Einstein, komentując rolę, jaką odegrał w powstaniu bomby atomowej. Na szczęście apokaliptyczny scenariusz trzeciej wojny światowej z użyciem broni atomowej i kolejnej, toczonej za pomocą kijów i kamieni, przedstawiony przez tegoż Einsteina się nie zrealizował. Jednak to twórca teorii względności jest najbardziej aktualnym dowodem na to, że za przełomy w nauce trzeba często zapłacić bardzo wysoką cenę, a ich skutkiem są zjawiska, które nie pozwalają się cieszyć w pełni z tego, że oto zrobiliśmy kolejny krok na drodze do poznania istoty wszechrzeczy.

O ile jednak Einstein miał szansę jeszcze za swojego życia zobaczyć, jak jego przełomowe odkrycie staje się źródłem ludzkiego cierpienia, o tyle w wielu wcześniejszych przypadkach przyczynę i skutek dzieliło na tyle dużo lat, że autorzy przełomów nie mieli okazji przekonać się, jak ludzkość wykorzystuje ich odkrycia. Może dlatego Francis Bacon nigdy nie pomyślał, że powinien był się poświęcić wyłącznie polityce, a Karol Darwin nie żałował, że porzucił studia medyczne.

Błędne miłosierdzie

Nieprzypadkowo wymieniam akurat Bacona i Darwina. Ten pierwszy, choć nie ma w swoim dorobku tak chwytliwego hasła, jak „Myślę, więc jestem" Kartezjusza, położył fundamenty pod Oświecenie, a więc epokę, która całkowicie i ostatecznie zmieniła relację między człowiekiem a otaczającym go światem.

Brytyjskiemu filozofowi zawdzięczamy bowiem redefinicję roli, jaką miała spełniać nauka. Przed Baconem służyła ona w chrześcijańskiej Europie głównie lepszemu zrozumieniu świata, który jednak był stałym i nieomal niezmiennym boskim projektem. Biblijny apel o „czynienie sobie Ziemi poddaną" był odczytywany jako wezwanie do mądrego zarządzania tym, co Bóg podarował człowiekowi. Tymczasem Bacon uznał, że nauka ma pomóc w zmienianiu świata na lepsze, w czym tliła się już rewolucyjna oświeceniowa idea człowieka zdolnego kształtować otaczającą go rzeczywistość i czynić sobie Ziemię poddaną przez projektowanie jej na nowo. Doceniając to, że Bacon dał również ludziom narzędzie do realizacji tego celu w postaci metody naukowej opartej na empirii, nie można nie zauważyć, że to właśnie idea człowieka, który dzięki zdobytej wiedzy w radykalny sposób zmienia rzeczywistość, dała początek zupełnie nowemu światu.

„Wpływ Bacona na współczesny świat jest tak wielki, że każdy człowiek, który jedzie pociągiem, wysyła telegram (...), je dobry obiad, podziwia wspaniały ogród i przechodzi bezbolesny zabieg chirurgiczny, coś mu zawdzięcza" – pisał XIX-wieczny historyk William Hepworth Dixon. Bacon niejako uwolnił człowieka od niezmiennego, boskiego planu, przekonując, że plan ów można korygować. To z kolei otworzyło drogę do tego, by świat stał się lepszy. I drogę do tego, by stawał się gorszy.

Z kolei Karol Darwin, jeden z wielu beneficjentów refleksji Bacona, kazał człowiekowi dokładniej przyjrzeć się samemu sobie. Teoria ewolucji oznaczała bowiem, że nie tylko świat, ale i stworzony na Boże podobieństwo człowiek podlega zmianom – i może się stawać coraz doskonalszy, pod warunkiem że zmiany te są odpowiednio ukierunkowane. Gwarancję właściwego kierunku zmian dawać miał mechanizm doboru naturalnego. Skoro jednak – jak wykazał Bacon – człowiek może ugniatać plastelinę świata po swojemu, mechanizm ten jest w stanie zakłócić, choćby poprzez okazywanie miłosierdzia tym, którzy w walce o byt powinni przegrać. Lub stymulować, przyspieszając odpadanie najsłabszych jednostek. Ten drugi wariant dla wielu okazał się niezwykle kuszący.

Aryjczycy Adam i Ewa

Darwin, jak się wydaje – całkowicie wbrew swojej woli, dał impuls do narodzin tragicznej w skutkach ideologii rasistowskiej. Wprawdzie bowiem już Hipokrates miał pisać, że czarnoskórzy są tchórzliwi, podczas gdy ludzi białych charakteryzuje odwaga, ale zasadniczo przez wieki uprzedzenia wobec innych miały przede wszystkim charakter etniczno-kulturowy. Tymczasem teoria Darwina dała asumpt do tego, by uprzedzeniom wobec innych nadać pozór podejścia naukowego, co pozwoliło na podniesienie owych uprzedzeń do rangi obowiązku wobec ludzkości.

Co ciekawe, sam Darwin nie uważał, by różnice między ludźmi różnych ras były na tyle znaczące, by podejrzewać, że ludzie o różnych kolorach skóry są innymi gatunkami człowieka. Był też wielkim przeciwnikiem niewolnictwa. Nie przeszkodziło to jednak jego wiernym czytelnikom w stworzeniu naukowych podstaw do dowodzenia, że tylko ludzie o białym kolorze skóry są prawowitymi spadkobiercami Adama i Ewy.

Za twórcę naukowej doktryny rasistowskiej uważany jest francuski arystokrata Arthur de Gobineau. W odróżnieniu od Darwina dostrzegł on znaczące różnice między trzema rasami – białą, żółtą i czarną – i uznał każdą za zupełnie odrębną od pozostałych, ostrzegając, że mieszanie ras szkodzi kształtowanym przez nie kulturom. Według Gobineau na szczycie drabiny bytów stoi rasa biała – najbardziej inteligentna i fizycznie najbardziej atrakcyjna. Ludzie biali – przed epoką, w której rasy, ku ubolewaniu Francuza, zaczęły się mieszać – posiadali monopol na „piękno, inteligencję i siłę".

Najszlachetniejsza część rasy białej – według typologii Gobineau – miała wywodzić się z plemienia Ariów, czyli zdobywców subkontynentu indyjskiego sprzed 2 tysięcy lat. Dlaczego akurat Ariowie? To efekt odkrycia przez lingwistów na przełomie XVIII i XIX wieku wspólnego pochodzenia wielu języków europejskich, których źródłem miał być język praindoeuropejski. Gobineau uznał najwyraźniej, że to, iż języki angielski czy niemiecki narodziły się nad Gangesem, oznacza, iż to właśnie dominujący na subkontynencie indyjskim w czasach kształtowania się matki europejskich języków Ariowie muszą być za to odpowiedzialni. W rzeczywistości Gobineau się mylił – dalsze badania wykazały, że z języka Ariów wywodzą się języki obszarów dalekich od Europy – m.in. Indii, Afganistanu, Pakistanu czy Iranu. To więc nie Ariowie przynieśli oświaty kaganek do Europy – co nie przeszkodziło im jednak stać się (dzięki Gobineau) – synonimem mitycznego indoeuropejskiego ludu, który dzięki wyższości cywilizacyjnej podporządkował sobie świat.

Choć Gobineau, jako chrześcijanin, zasadniczo opowiadał się za monogenizmem (czyli teorią, zgodnie z którą cała ludzkość wywodzi się od pierwszych rodziców – Adama i Ewy), to jednak analizując Biblię, stwierdził, iż nic nie wskazuje na to, by u zarania dziejów rasy inne niż biała były częścią gatunku ludzkiego. Sprawę pochodzenia innych niż biała ras pozostawiał otwartą.

Adam i Ewa byli oczywiście pierwszymi Aryjczykami, którzy dali początek wszystkim wielkim cywilizacjom. Gobineau doszedł do wniosku, że dopóki dana cywilizacja aryjska stała na straży czystości rasy – odnosiła sukcesy. Kiedy jednak zaczynała się mieszać z innymi – popadała w stagnację i upadała. We współczesnym sobie świecie Gobineau czystą rasę aryjską widział już praktycznie wyłącznie w Niemczech i we Francji, a najbardziej aryjscy ze wszystkich Europejczyków mieli być francuscy arystokraci (do których sam należał). Ważnym czynnikiem pomagającym rozpoznać Aryjczyka miała być jego uroda – Gobineau uważał np. mieszkanki Persji za jedne z najpiękniejszych kobiet świata, co wiązało się ze stwierdzeniem, że Persowie czasy swojej świetności zawdzięczali aryjskiej krwi płynącej w ich żyłach (którą potem zmieszali z krwią innych ras, przez co owe czasy świetności minęły).

Choć Gobineau nie nawoływał wprost do eksterminacji innych ras, to był gorącym orędownikiem ich maksymalnej separacji. Podobał mu się indyjski system kastowy, w którym widział zaprojektowany przez Ariów mechanizm obronny przed „zanieczyszczeniem" krwi rasowej elity. Ponadto ojciec naukowego rasizmu był militarystą uważającym wojnę między rasami za coś naturalnego, spełniającego rolę doboru naturalnego, o którym w swoich pracach pisał Darwin. Paradoksalnie jednak kolonialnej ekspansji XIX-wiecznych europejskich potęg nie postrzegał pozytywnie – stwarzała bowiem ona, jego zdaniem, warunki do mieszania się ras, co miało być początkiem końca owych potęg. W ten sposób francuski arystokrata, odwołując się do osiągnięć nauki i analizując historyczne fakty, dowiódł (choć tak tego nie ujmował), że najlepszą metodą budowania imperium jest de facto uczynienie z podbijanych narodów pozbawionych praw niewolników, co po kilkudziesięciu latach zostało wcielone w życie przez III Rzeszę. Raczej nie o takim poprawianiu świata myślał Bacon.

Spadkobiercą myśli Gobineau był Houston Stewart Chamberlain, który jednak historię świata postrzegał nie jako starcie Arian z pozostałą częścią ludzkości, lecz jako pojedynek Arian z Żydami. Chamberlain odczytał w ten sposób całą historię świata. Jezusa Chrystusa uznał za Aryjczyka, ale już Kościół katolicki został jego zdaniem stworzony przez Żydów w celu zniszczenia rasy aryjskiej (sic!). Żydzi mieli też – zdaniem niemieckiego filozofa brytyjskiego pochodzenia – stworzyć cywilizację chińską. Starcie Aryjczyków z Żydami należało zaś rozstrzygać w sposób, w jaki Rzymianie (Aryjczycy) uporali się z Kartagińczykami (Semitami): Kartagina musiała zostać zniszczona. Historiozofia Chamberlaina wprost implikowała dokonanie ludobójstwa na Żydach, stanowiąc „naukowe" uzasadnienie Holokaustu.

Czarny nieczłowiek

Naukowy rasizm Gobineau czy historiozofia Chamberlaina nie były jedynymi próbami uzasadnienia – metodą naukową – wyższości rasy białej nad resztą ludzkości. Już w XVIII wieku holenderski anatom Pieter Camper skupił się na budowie ludzkiej czaszki, wykazując, że kąt twarzowy tworzony przez dwie linie (jedną poprowadzoną od nozdrzy do ucha i drugą łączącą szczękę z kością czołową) pozwala sprawdzić miejsce danego człowieka w hierarchii bytów. Pomiary te wykazały, że u starożytnych Greków i Rzymian kąt ten wynosił od 95 do 100 stopni (co Camper wywnioskował, analizując wygląd pochodzących z antyku posągów), u współczesnych mu białych – 80 stopni, u Azjatów między 70 a 80 stopni, u mieszkańców Afryki – ok. 70 stopni, a u orangutanów – 42–58 stopni. Wniosek? Z tego, że czarnoskórzy mieszkańcy Afryki byli najdalsi od ideału antycznego piękna, a ich czaszka w największym stopniu przypominała czaszkę zwierzęcą, miało wynikać, że w hierarchii ludzkości zajmują oni najniższe miejsce.

Z kolei żyjący na przełomie XVIII i XIX w. angielski fizyk Charles White szedł o krok dalej, zaprzeczając biblijnemu świadectwu monogenizmu. Zdaniem White'a rasa biała i czarna należą do zupełnie innego rodzaju istot żywych, a to, że przedstawiciele tych ras mogą mieć wspólne potomstwo, niczego nie dowodzi, bo świat zwierząt – jak podkreślał – zna przykłady hybryd, czyli potomków przedstawicieli dwóch różnych gatunków (wskazywał np. na możliwość posiadania wspólnego potomstwa przez wilki i kojoty).

Zwolennikiem poligenizmu był również niemiecki filozof Christoph Meiners, który na podstawie przeprowadzonej przez siebie analizy cech fizycznych, psychicznych, a także skłonności moralnych stworzył hierarchię ras, w której po jednej stronie skali znajdowała się „piękna rasa biała", a po drugiej „brzydka rasa czarna". Ta druga jego zdaniem była wyzbyta moralności i bliska światu zwierząt. Biali, zdaniem Meinersa, byli nie tylko atrakcyjniejsi fizycznie, ale również bardziej wrażliwi, delikatni i cnotliwi. Czarnoskórzy – do których odnosił się z pogardą – odczuwali znacznie mniej intensywnie od białych ból i emocje. Filozof twierdził np., że słyszał historię o czarnoskórym skazanym na śmierć przez spalenie żywcem, który gdy stos już płonął, poprosił o fajkę, którą wypalił, mimo że właśnie płonął żywcem. Uczony przekonywał też, że czarnoskórzy mają mniejsze od białych mózgi, a o ich niższości wobec innych miała świadczyć nawet niewłaściwa dieta oraz perwersyjny popęd seksualny.

Nieco inaczej problem czarnoskórych widzieli francuski przyrodnik Georges-Louis Leclerc oraz niemiecki anatomista Johann Blumenbach. Według nich źródłem różnic rasowych jest degeneracja rasy białej (kaukaskiej), do której należeli Adam i Ewa. Czynniki środowiskowe (nadmierna ekspozycja na słońce, niewłaściwa dieta) miały doprowadzić do tego, że we współczesnym im świecie nie wszyscy ludzie byli biali. Proces ten – co ciekawe – mógł być jednak odwrócony przez zmianę owych czynników środowiskowych. Uczeni ci wierzyli, że ostatecznie wszyscy na powrót znów możemy się stać biali.

Podstawa wszystkich powyższych i wielu innych teorii wydaje się jedna – fundamentem stwierdzenia, że rasa biała przewyższa pozostałe, było to, że to właśnie w jej obrębie doszło do rewolucji naukowej, która ukształtowała XVIII- i XIX-wieczny świat i dała cywilizacji europejskiej przewagę nad resztą ludzkości.

„Więc mówicie, że mózg Indianina z plemienia Huron zawiera taki sam intelekt jak (mózg) Anglika czy Francuza? Czemu więc, w ciągu wieków, (Huroni) nie wynaleźli druku i maszyny parowej?" – pytał retorycznie Gobineau. Efektem ubocznym przełomu, który odmienił nasz świat, okazała się więc pycha nosząca w sobie zalążek barbarzyństwa, jakiego ludzkość doświadczyła w XX wieku.

Przyspieszona ewolucja

Skoro, jak dowiedli Bacon i inni myśliciele wieku rozumu, człowiek może zmieniać świat na lepsze, a ponadto sam – na co wskazywała teoria ewolucji Darwina – również może podlegać zmianom, nieuchronne było pojawienie się refleksji na temat tego, jak – oczywiście kierując się zdobyczami nauki – „pomóc" naturze w owych zmianach. Rasistowska ideologia, zgodnie z którą należy odseparować się od ras innych niż biała, nie wystarczała, bo przecież i przedstawiciele białej rasy różnili się między sobą. Tak narodziła się eugenika – idea zaprojektowania lepszego człowieka.

Twórcą tego pojęcia był kuzyn Darwina Francis Galton. Uznał, że potencjał człowieka determinuje wyłącznie genetyka – co oznacza, że jeśli dana jednostka nie odziedziczy po rodzicach właściwych genów, ani otrzymanie dobrego wykształcenia, ani warunki, w jakich przyjdzie jej dorastać, nie wpłyną na osiągnięty przez nią potencjał. Innymi słowy: niewłaściwe z punktu widzenia „genetycznego potencjału" kojarzenie się ludzi w pary może sprawić, że w kolejnym pokoleniu dojdzie do regresu, jeśli chodzi o ich możliwości. A to oznacza, że pozostawienie sprawy przypadkowi nie przynosi pożądanych rezultatów.

Mimo że sam Darwin kwestionował wnioski wyciągnięte przez kuzyna, na przełomie XIX i XX wieku eugenika stała się niezwykle popularna i znalazła się w programie nauczania wielu ówczesnych uniwersytetów. W 1907 roku w Wielkiej Brytanii powstało Towarzystwo Nauk Eugenicznych, w 1921 roku podobną instytucję utworzono w USA. Przed II wojną światową odbyły się trzy międzynarodowe konferencje naukowe poświęcone eugenice. Swoją organizację zajmującą się tą dziedziną – Polskie Towarzystwo Eugeniczne – miała również II Rzeczpospolita.

Galton definiował eugenikę jako „badania nad wszystkimi działaniami, które mogą wpłynąć na poprawę lub osłabienie jakości rasowej kolejnych pokoleń". Zachęcał przede wszystkim do działań pozytywnych, m.in. do stworzenia systemu zachęt finansowych dla wczesnego zawierania małżeństw przez osoby z wyższych klas społecznych i skłaniania ich – również dzięki jakiemuś systemowi korzyści finansowych – do posiadania jak największej liczby dzieci. Eugenika wkrótce jednak pokazała swoje gorsze oblicze – gdy w ramach projektowania lepszego człowieka zaczęto dokonywać przymusowej sterylizacji osób uznanych za nosicieli niewłaściwych genów (w Szwecji zabiegi takie przeprowadzano aż do 1975 roku!), a w wersji ekstremalnej osoby upośledzone i chore psychiczne zaczęto po prostu mordować (tak w praktyce eugenikę stosowano w III Rzeszy). Eugenika, choć zamysł jej twórcy był szlachetny, okazała się naukowym usprawiedliwieniem dla barbarzyńskiej zabawy w Boga.

Teoria Darwina przyczyniła się również do narodzin ekstremalnego nacjonalizmu – określanego mianem szowinizmu (od nazwiska francuskiego żołnierza Nicolasa Chauvina, który – choć prawdopodobnie był postacią fikcyjną – miał być ślepo oddany Napoleonowi i jego ideom nawet po śmierci cesarza Francuzów) lub dżingoizmu. Ta druga nazwa pochodzi od słów zachęcającej do walki brytyjskiej piosenki z czasów wojny turecko-rosyjskiej z lat 1877–1878, w której słowa „na Boga", zastępowano określeniem „na Jingo", by podczas śpiewania nie łamać drugiego przykazania.

Co łączy teorię Darwina z dżingoizmem, czyli ideologią zakładającą, że w relacjach międzynarodowych należy zachowywać się agresywnie i – jeśli to wskazane – nie unikać konfliktów zbrojnych w celu ochrony narodowego interesu? Otóż postawa taka jest efektem przełożenia na całe narody odkryć dotyczących doboru naturalnego i rywalizacji między osobnikami danego gatunku o przekazanie dalej swojej puli genów. Współczesny Darwinowi Herbert Spencer wskazywał, że społeczeństwo funkcjonuje podobnie jak żywy organizm. Skoro więc można spojrzeć na narody jako na pewną organiczną całość w świecie, którym rządzi zasada doboru naturalnego, agresja silniejszych wobec słabszych ma swoją naukową podstawę, gdyż jest w istocie wyrazem dążeń do postępu całej ludzkości.

Z tej perspektywy pokojowe współistnienie narodów jest nieracjonalne – niewykorzystanie przez naród bardziej rozwinięty swojej przewagi sztucznie podtrzymuje przy życiu narody słabiej rozwinięte, co może doprowadzić do regresu w ewolucji. Na co oczywiście światły człowiek pozwolić nie może.

Pycha kroczy przed upadkiem

Symboliczną kwintesencją optymizmu co do możliwości człowieka zachęconego do działania przez postęp ludzkości była Nietzscheańska koncepcja nadczłowieka (Übermensch). Friedrich Nietzsche uznał, że oto czas przestać uciekać w rojenia o lepszych światach – co miało oferować przede wszystkim chrześcijaństwo, w jego ocenie religia ludzi o mentalności niewolników – a zamiast tego skupić się na afirmacji życia na Ziemi.

Nadczłowiek niemieckiego filozofa miał się wyzwolić z okowów tradycyjnej moralności i stworzyć własny system moralny nieskrępowany absolutnie żadnymi ograniczeniami. „Bóg umarł" – ogłosił Nietzsche, co oznaczało, że idea Boga nie będzie już potrzebna nowemu człowiekowi, który musi zerwać z dotychczasowym myśleniem o tym, co dobre i złe, by móc stworzyć świat, w którym wreszcie będzie szczęśliwy.

Immoralizm Nietzschego ma w swojej istocie pozytywny charakter – sam filozof pisał, że jego nadczłowiek ma być tym, kto będzie tworzył piękno w świecie, w którym żyje. To w rzeczywistości najwyższy poziom optymizmu zaszczepionego ludziom przez Bacona – Übermensch Nietzschego może wszystko i jest wolny w stopniu totalnym.

Szybko jednak okazało się, że optymizm co do świata, w którym Bóg umarł, był mocno przesadzony. Wypaczona filozofia nielubiącego swoich niemieckich korzeni Nietzschego była realizowana przez twórców nowego człowieka w III Rzeszy, a i kreowanie człowieka sowieckiego w ZSRS wiązało się z odrzuceniem moralnych łańcuchów, które – zdaniem filozofa – krępowały ludzkość. Oba te wielkie społeczne eksperymenty miały katastrofalne skutki i w efekcie doprowadziły do utracenia przez Europę wiodącej roli w świecie. Historia przyznała rację biblijnej frazie o pysze kroczącej przed upadkiem.

Doktryny i ideologie, które w XIX wieku wydawały się w sposób naturalny wynikać z poszerzonej wiedzy o świecie, okazały się pseudonaukami wynikającymi w rzeczywistości z ubóstwa owej wiedzy. Warto jednak uzmysłowić sobie, że nazizm, który może się wydawać aberracją w rozwoju cywilizacji Zachodu, był w rzeczywistości konsekwencją owego rozwoju, a ściślej jego efektów ubocznych, których ani Bacon, ani Darwin, ani żaden inny myśliciel wieku rozumu przewidzieć pewnie nie mogli. Współcześni powinni jednak o nich pamiętać – i gdy dziś po odczytaniu ludzkiego genomu czy rozbiciu materii do poziomu kwarków mogłoby wydawać się, że za chwilę spojrzymy w twarz Boga – bezpieczniej jest pokornie założyć, że nadal ślizgamy się po powierzchni istoty wszechrzeczy. ©?

—Artur Bartkiewicz

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Gdybym tylko wiedział, powinienem był zostać zegarmistrzem – miał stwierdzić Albert Einstein, komentując rolę, jaką odegrał w powstaniu bomby atomowej. Na szczęście apokaliptyczny scenariusz trzeciej wojny światowej z użyciem broni atomowej i kolejnej, toczonej za pomocą kijów i kamieni, przedstawiony przez tegoż Einsteina się nie zrealizował. Jednak to twórca teorii względności jest najbardziej aktualnym dowodem na to, że za przełomy w nauce trzeba często zapłacić bardzo wysoką cenę, a ich skutkiem są zjawiska, które nie pozwalają się cieszyć w pełni z tego, że oto zrobiliśmy kolejny krok na drodze do poznania istoty wszechrzeczy.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Armenia spogląda w stronę Zachodu. Czy ma szanse otrzymać taką pomoc, jakiej oczekuje
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Wolontariusze World Central Kitchen mimo tragedii, nie zamierzają uciekać przed wojną
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Iran i Izrael to filary cywilizacji
Plus Minus
Afera w środowisku LGBTQ+: Pliki WPATH ujawniają niewygodną prawdę
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
„Civil War” Alexa Garlanda to filmowa przestroga dla USA przed wojną domową