Zwłaszcza, jeżeli do swojego prywatnego studia nagraniowego zaprasza go król Maroka, Mohammed VI. Bombino jest jednym z tych artystów, którzy budzą ciekawość jeszcze zanim zacznie się słuchać ich muzyki. Omara Moctar, bo tak brzmi jego prawdziwe imię i nazwisko, pochodzi z Nigeru, a swoje piosenki śpiewa w języku plemienia Tuaregów, tamaszku.

Tuaregowie są plemieniem nomadów, przemierzających wzdłuż i wszerz Saharę, trudniąc się handlem oraz hodowlą bydła i kóz. To lud niezwykle muzykalny, jego członkowie od wieków komponują i wspólnie wykonują pieśni urozmaicające monotonię ich życia i otaczającego krajobrazu. Na początku lat 90. Moctar przeniósł się wraz z rodziną do Algieru, gdzie rozpoczął swą muzyczną edukację. Od tego czasu, zgodnie z tradycją własnego plemienia, nieustannie podróżuje. Tyle, że już nie tylko po pustyni, ale całym świecie; kilka razy koncertował również w naszym kraju.

Jego najnowszy album, „Deran” (w wolnym tłumaczeniu z tamaszku „Wszystkiego dobrego”) jest pierwszym od dekady, który artysta nagrał na kontynencie, z którego się wywodzi. Rytmiczne, wpadające w ucho kompozycje uwodzą swoją naturalnością. Bombino śpiewa (zdaje się w tej kwestii rzecz jasna na tłumaczy) o swoich korzeniach, życiu plemienia, z którego się wywodzi, ale też o „klasycznie bluesowych” tematach – trudach życia w ciągłej podróży, wykluczeniu, samotności. To nie tyle afrykański folk „sprzedany” w zachodnim opakowaniu, co powrót do korzeni bluesa. Pustynnego bluesa.
-Jan Maciejewski

Bombino, „Deran”, „Partisan Records”