Stanisław Gawłowski miał przyjąć co najmniej 175 tys. zł łapówki, dwa kosztowne zegarki i podżegać do wręczenia korzyści majątkowej – twierdzi prokuratura. Od 15 kwietnia przebywa on w areszcie. „Rzeczpospolita" ustaliła, że z tym dniem przestał otrzymywać jakiekolwiek pieniądze z Sejmu.
Dotąd pobierał uposażenie i dietę, powiększone o dodatek z tytułu funkcji szefa Komisji Ochrony Środowiska. Według danych z jego oświadczenia majątkowego za 2016 rok zarabiał 14,2 tys. zł miesięcznie. Te pieniądze wkrótce stałyby się niższe w związku z uchwaleniem przez Sejm ustawy, obcinającej o 20 proc. uposażenia posłów.
Dlaczego Gawłowski stracił pieniądze? Sejmowi urzędnicy rygorystycznie zastosowali art. 5a ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora, który mówi, że „poseł lub senator w czasie pozbawienia wolności nie wykonuje praw i obowiązków wynikających z niniejszej ustawy".
Z tą interpretacją nie zgadzają się klubowi koledzy Gawłowskiego. – Wystąpiliśmy do marszałka Marka Kuchcińskiego o podanie podstawy prawnej wstrzymania uposażenia. Naszym zdaniem jej nie ma, a decyzja marszałka jest formą represji – mówi rzecznik PO Jan Grabiec.
O tym, że Gawłowski powinien wciąż dostawać pieniądze, mówi opinia prawna, którą szef Klubu PO Sławomir Neumann zamówił u prof. Marka Chmaja. Wynika z niej, że art. 5a nie odnosi się do aresztowania, lecz skazania prawomocnym wyrokiem sądu. Prof. Chmaj dodaje, że rygorowi art. 5a nie podlega rozdział ustawy, mówiący o wypłacie uposażenia, które powinno przysługiwać „od pierwszego posiedzenia Sejmu do ustania sprawowania mandatu".