Natalkę zobaczyłam dziesięć lat temu, gdy w jednej chwili postanowiłam zmienić życie i przeprowadzić się z Łodzi do Torunia. Jeździła jako solistka i w parach sportowych z bratem Michałem. Przyszła chwila, gdy sportowe rozterki Natalii i brata spowodowały, że spróbowali tańców i byli moją pierwszą parą. Później Natalka miała innych partnerów, ale współpraca z nimi nie ułożyła się, przyszły trudne chwile i obiecałam, że poszukam jej nowego partnera.
I znalazła go pani na Ukrainie?
Nie od razu. Za pierwszym razem, gdy złożyłam propozycję, Maks Spodyriew miał inne plany. Odpuściłam mu na rok, ale gdy przez znajomych skontakowałam się z nim jeszcze raz, okazało się, że jego plany też się zmieniły. Przyjechał na tydzień do Torunia, na próbę, sprawdzić, czy jest chemia w pracy na lodzie. I klocki zaczęły się układać.
Wymiana międzynarodowa partnerów to dziś chyba norma łyżwiarstwa?
Tak i nie widzę w tym nic dziwnego. Szkolenie powinno zaczynać się w wieku czterech lat, w Rosji mówią, że od trzech. W parach trzeba znaleźć osoby w podobnym wieku, o podobnych predyspozycjach i proporcjach wzrostu. Nie jest łatwo stworzyć parę w wieku dziecięcym. Zatem dobrym rozwiązaniem dla krajów, w których są problemy ze szkoleniem, jest tworzenie mikstów międzynarodowych. To jest także szansa na stworzenie pary, która będzie motorem dyscypliny. Moja para, zajmując ósme miejsce w ME, dała prawo startu drugiej polskiej parze za rok.
Jak pani doprowadziła swoją parę do startu olimpijskiego?