Krzysztof Rawa z Pjongczangu
Polacy mieli srebro przez dwie kolejki, ale ekipa niemiecka zrobiła wiele, by je odzyskać. Różnica wyniosła 3,3 pkt. Konkurs poprzedziła wieść o istotnej zmianie w drużynie niemieckiej – trener Werner Schuster miał wybrać między Stephanem Leyhe i Karlem Geigerem, ale postawił na obu, przesuwając do rezerw Michaela Eisenbichlera. Inne ekipy nie miały takich dylematów, więc wystawiały wszystkich według formy z konkursów i treningów. Heinz Kuttin, zapewne trochę zdesperowany, postawił na pierwszej austriackiej zmianie Stefana Krafta.
Manewr Kuttina opłacił się o tyle, że Austriacy po pierwszej serii wyprzedzali Polaków, Kot skoczył o 4 metry mniej od rywala, pozostałe prognozy zaczęły się sprawdzać od razu: z przodu Norwegia (Daniel Andre Tande), za nią Niemcy (Karl Geiger).
Polski krzyk szczęścia
Istotną zmianę w drugiej serii wniósł Hula – porządna próba, 130 m, wobec ledwie 122,5 Manuela Fettnera. Wyścig z Austriakami ledwie się zaczął, już się skończył. Polacy na trzecim miejscu, tylko rywale z Norwegii jednak znów trochę uciekli.
Seria trzecia, wreszcie polski krzyk szczęścia na trybunach. Kubacki leci 138,5 m, wielki skok, wielkie brawa. Freitag odpowiada 134,5 m, więc do srebra jest już tylko 0,2 pkt. Johan Andre Forfang w normie, ale bez błysku, więc w obozie norweskim lekki niepokój, choć noty skoczka wciąż oznaczały ponad 10 pkt przewagi nad Niemcami i Polakami, a jeszcze w odwodzie czekał Robert Johansson. Czekali też jednak także Wellinger i Stoch, gwiazdy igrzysk.