Kamil Stoch skoczył nieźle, był najlepszym z Polaków, siódme miejsce może nie postraszyć rywali, ale w odczuciach skoczka, uśmiechniętego po pracy, wszystko jest jak należy. – Zgadzam się z tymi, którzy widzieli dziś moje dwa dobre skoki. Nie wiem czy w stu procentach trafiałem w próg, ale próg mi „oddawał". Zawsze staram się na skoczni odciąć od wszystkiego i skupić na swej pracy. Dziś było tak samo. Wiadomo, że gdy jestem w dobrej dyspozycji, to wszystko łatwiej przychodzi i nie muszę się skupiać na wielu elementach naraz. Mam też więcej pewności siebie. W zasadzie więcej komentarza nie trzeba. Nie mam pojęcia, czemu tu bardziej wieje, gdy zbliża się konkurs. Nic na to nie poradzę, mogę tylko wpłynąć na moje skoki, by były solidne, na dobrym poziomie, albo jeszcze lepsze. Czuję się dobrze na dużej skoczni, choć niekiedy brakuje mi płynności, ale to kwestia treningu. Dzisiaj mieliśmy się tylko zakwalifikować, w sobotę mamy walczyć – mówił lider polskiej drużyny.
Maciej Kot był zaraz za Stochem. Trafił na mocny podmuch, poleciał zgrabnie aż 138 m. – Ten wiatr ma tendencję dmuchania pod narty, tylko podmuchy są nierówne. Można trafić na mocne noszenie za progiem, potem jest cisza, która wytrąca z równowagi. To jest nieprzyjemne. Najlepiej jak wiatr wieje trochę slabiej, ale równo na całej długości skoczni. Więc była loteria, ale chyba mniejsza, niż na normalnej skoczni. Skoczyłem dobrze także dlatego, że prosto. U mnie jak jest prosto, to można poznać, że to dobry skok. Przepis na jutro jest zawsze taki sam: dwa dobre skoki, wiatr pod narty jest tylko dodatkiem – stwierdził skoczek.
– Jak na kwalifikacje, to było w porządku. Trochę brakowało szybkości, ale nie narzekam. W konkursie nic nie trzeba robić na siłę, skoki myślę, że będą lepsze, nogi też. Wcale nie myślę o poprzednich zawodach, zakończmy ten temat, trzeba patrzeć do przodu. Zerkamy na prognozę pogody, ale bez przesady – oceniał Stefan Hula.
– Tutaj liczy się miejsce, w którym wieje. Za bulą jest zwykle cisza, im wcześniej się dostanie powietrze pod narty, tym łatwiej odlecieć. Ja nie poczułem wsparcia po wyjściu z progu, ale poczułem, że skoki były dobrze wykonane. Dziś szczęście z warunkami to była sprawa drugorzędna. Jutro jest nowy dzień. Zachowuję pogodę ducha, bo do trzech razy sztuka, a już dwa razy mi nie powiało, to prosta kalkulacja. Na górze patrzyłem trochę na rywali, skok Ryoyu zrobił na mnie wrażenie, ale wyniki kwalifikacji ze względu na wiatr nie są bardzo wymierne. Plan na jutro: normalne dobre skoki, nic więcej – to przedkonkursowe słowa Dawida Kubackiego.
Nie było pod skocznią Piotra Żyły, było zimno, jego obecność niewiele by wniosła, pożegnał więc w wiosce kolegów jadących na kwalifikacje i trzymał za nich kciuki w hotelu. Przyjedzie jednak pod skocznię w sobotę.
Jeśli komuś mało było wcześniejszych sześciu serii treningowych (fakt, niektórzy je opuszczali) i samych kwalifikacji, to miał jeszcze w piątek serię próbną przed kwalifikacjami. W niej także widoczna była siła Niemców – pierwszy był Andreas Wellinger, czwarty Karl Geiger, dziewiąty Richard Freitag oraz Norwegów – cała czwórka znalazła się na miejscach od piątego do dwunastego.