Cheerleaderki Kima: Śpiewająca broń z północy

Zjednoczona hokejowa drużyna kobieca Korei przegrywa. Cheerleaderki Kim Dzong Una wygrywają wszystko.

Aktualizacja: 14.02.2018 17:46 Publikacja: 14.02.2018 17:30

Korea United w kobiecym hokeju to wizerunkowy hit tych igrzysk

Korea United w kobiecym hokeju to wizerunkowy hit tych igrzysk

Foto: AFP

Korespondencja z Pjongczangu

W biurach prasowych przypomniano na tablicach ogłoszeń, że środa to walentynki. Znacznie bardziej dosłowni byli organizatorzy, rozdając sportowcom w dwóch wioskach olimpijskich 110 tys. prezerwatyw, policzono, że wyszło po 38 sztuk na osobę.

Pogoda niespecjalnie przejęła się Dniem Zakochanych, nad wybrzeże przyszło ocieplenie i potężna wichura. W Parku Olimpijskim w Gangneung odwołano wszelkie imprezy plenerowe, po wiosce medialnej przeszły małe trąby piaskowe, latały pozostałości budowlane. Przewracały się płoty i bramki kontrolne, tymczasowe biura prasowe w namiotach zamknięto, by dziennikarzom nic nie spadło na głowę albo nad sobą nie zobaczyli gołego nieba.

Zalecenie dla widzów brzmiało: pozostańcie pod stałym dachem. Warto było się z nim zgodzić i pojechać do nowej hali lodowej katolickiego uniwersytetu Kwandong, w której rozgrywane są mecze kobiecego hokeja.

Wydarzeniem dnia było spotkanie zjednoczonej drużyny Korei z Japonią. Mecz miał wiele podtekstów, także politycznych – wiadomo, że pokonać Japonki byłoby czymś więcej, niż tylko zdobyć pierwsze olimpijskie bramki i punkty, ale ten motyw nie był najważniejszy. Ważniejsza wciąż jest symboliczna prezentacja światu jedności Północy i Południa w sporcie, która stała się motywem przewodnim igrzysk.

W praktyce wygląda to tak, że drużyna pod biało-niebieskim sztandarem z wizerunkiem całego Półwyspu Koreańskiego gra raczej mizernie, ale dwie setki dziewcząt z Korei Północnej przysłanych z misją wsparcia na trybunach robią furorę.

Wysłanniczki Kima są ładne, elegancko umalowane, ubrane schludnie w jednakowe, biało-czerwono-niebieskie dresy z flagą narodową na lewej piersi. Włosy skromnie schowane pod czapkami. Zajmują jeden sektor centralny na dole, drugi wysoko pod sufitem z boku. W dłoniach mają flagi zjednoczeniowe, w oczach zapał, na twarzy uśmiech. Siedzą obok siebie, w tych wydzielonych sektorach.

Dziewczęta patrzą na mecz z uwagą, ale tak naprawdę najbardziej wpatrują się w liderkę, która inicjuje układy ruchowe i pieśni. Czy coś wiedzą o hokeju – trudno orzec. Gdy Korea przegrywała z Japonią chwilę przed końcem 1:4, nadal wołały z zapałem: „Wygrajmy! Wygrajmy! Wygrajmy!" – jak przetłumaczyła przybyszowi z Europy lokalna wolontariuszka.

Śpiewają na sygnał, przestają na sygnał. Repertuar ewidentnie ludowy istotnie kontrastuje z zachodnią muzyką puszczaną z głośników podczas przerw. Ktoś tego nie uzgodnił, więc „piękności Kima" albo „śpiewająca broń z północy", jak nazywają je tutejsze media, bez trudu przebijają rytmy Kanye Westa pieśnią o wspólnej ojczyźnie.

Krążek dotknięty przez Koreankę – krzyczą z entuzjazmem. Krążek wybity byle dalej – też. Rozpaczliwa obrona bramkarki – tak samo. Ton ten sam, gesty takie same, powtarzają się z tercji na tercję, ale i tak oczu oderwać nie można. Gol dla Korei – w drugiej tercji: nieco więcej mocy w okrzyku, ale spokojnie, jeden gest i płynie pod dachem kolejna pieśń pod tytułem „Korea jest jedna!", jeśli wierzyć uprzejmej tłumaczce z Południa, jak większość na trybunach, także zauroczonej zbiorową ekspresją młodych dam z Północy.

Cheerleaderki tańczyły i śpiewały do końca, potem schowały chorągiewki i udały się pod ochroną do swych autobusów, zniknęły gdzieś w labiryncie parkingu.

Korea przegrała po raz trzeci (poprzednio po 0:8 z Szwajcarią i Szwecją), zajęła ostatnie miejsce w grupie B, ale ta jedyna bramka też je ucieszyła, bo to pierwszy gol strzelony Japonii, z którą nie tak dawno koreańskie hokeistki przegrały 0:29, teraz tylko 1:4, widać postęp.

Do japońskiej bramki krążek wturlała, raczej szczęśliwie niż planowo, Randi Heesoo Griffin, hokeistka urodzona w USA (ma mamę z Korei), od niedawna obywatelka Korei Płd.

Publiczność nie zwracała uwagi na porażkę, ten jeden gol wystarczył, by długo nie wypuszczać bohaterek z tafli hali Catholic Kwandong University i obsypać je deszczem pluszaków. Serca koreańskich kibiców zostały zdobyte.

Japonki, swoją drogą, wygrały w końcu pierwszy mecz na igrzyskach, próbowały z przerwami od 1998 roku. Obie drużyny mogą zagrać jeszcze raz, bo regulamin przewiduje również spotkania dla przegranych – o miejsca 5-8.

Kto myślał, że hokejowa unia Korei to była łatwa sprawa, nie miał racji. Decyzja o wspólnym starcie z koleżankami z Północy dotarła do ekipy Korei Płd. niecały miesiąc przed igrzyskami.

Trzeba było z nowiutkich strojów odpruwać flagi albo zakrywać stare, naszywać nowe, te biało-niebieskie. MKOl postawił warunek – w każdym meczu z dwunastki, która dojechała od Kima na obóz przygotowawczy, w meczowej grupie 22 zawodniczek musiały być co najmniej trzy dziewczyny z Północy.

Główna trenerka Sarah Murray z Kanady bała się, że tak naprawdę tworzy fałszywy symbol jedności sportowej dla polityków, że wychowane w innych światach hokeistki nie znajdą wspólnego języka, że będą sobie obce na lodzie i poza nim, tym bardziej że po treningach i meczach dziewczyny z KRLD wciąż jeżdżą osobnym busem do osobnego bloku w wiosce.

Obawy okazały się płonne, znajomości zawiązały się szybko, nawet jeśli północnokoreańskie hokeistki nie znały podstawowych określeń angielskich: „strzał", „krążek", „zmiana" i mówią w dialekcie, którego nie rozumie się na Południu. Bywało, że w czasie wspólnych posiłków niektóre dziewczyny rozmawiały na migi.

Sportowo te z Północy też odstają, choć nie tak bardzo, jakby można było sądzić. Nie potrafią jedynie tak szybko jeździć na łyżwach, jak wymaga tego współczesny hokej.

Trenerka Murray dostała parę asystentów z Południa i Północy, tłumaczkę i jakoś dała radę, opracowawszy także podręczny słowniczek niezbędnych wyrażeń dla zjednoczonej drużyny.

W strefie mieszanej po meczu Korea – Japonia znów stanął tłum dziennikarzy. Pytali o przyszłość, pytali o nadzieję, kolejny raz słyszeli, że „razem jesteśmy mocniejsze niż osobno".

Ciekawe, jak długo po igrzyskach będzie się pamiętać niezwykłe cheerleaderki z Północy i drużynę Korea United – w walentynki 2018 roku w Gangneung – najważniejsze postacie igrzysk.

Korespondencja z Pjongczangu

W biurach prasowych przypomniano na tablicach ogłoszeń, że środa to walentynki. Znacznie bardziej dosłowni byli organizatorzy, rozdając sportowcom w dwóch wioskach olimpijskich 110 tys. prezerwatyw, policzono, że wyszło po 38 sztuk na osobę.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową
Sport
Paryż 2024. Kim jest Katarzyna Niewiadoma, polska nadzieja na medal igrzysk olimpijskich