Polacy przegrali z Norwegią w Nantes 20:22 w pierwszym meczu mistrzostw świata, ale wlali w serca zlęknionych absencjami najlepszych zawodników kibiców nieco optymizmu. Świetny mecz rozegrał bramkarz Adam Malcher, który obronił aż 17 piłek i miał aż 44 procent skutecznych interwencji. Nie zawiódł ten, na którego najbardziej liczyli fani reprezentacji, a pewnie także trener Tałant Dujszebajew – Michał Daszek. Skrzydłowy Wisły Płock rzucał ze stuprocentową skutecznością i trafił aż siedem razy – najwięcej spośród wszystkich zawodników na parkiecie.

Polska zawiodła jednak w ataku. Przez ostatnie 10 minut spotkania nasi reprezentanci nie trafili ani razu, statystyka w piłce ręcznej niespotykana. Ostatnią bramkę dla biało-czerwonych zdobył Daszek, gdy na zegarze była 50. minuta i jedna sekunda. Zawodnicy Dujszebajewa twardo grali w obronie, ale popełniali błędy. Młodziutki, 21-letni Tomasz Gębala (6 goli) rzucał z nieprzygotowanych pozycji, co było wodą na młyn dla Norwegów, ale najbardziej zaskoczył cztery minuty przed końcem jednej z tych doświadczonych zawodników, brązowy medalista MŚ w Katarze – Przemysław Krajewski. Gdy Polacy przegrywali jedną bramką, lewoskrzydłowy Azotów Puławy dostał podanie i wybiegł z piłką za linię. 30 sekund później Piotr Chrapkowski sfaulował Gorana Johannessena, a rzut karny wykorzystał Kristian Bjornsen.

Ciekawe, czy Malcher byłby w stanie obronić ten decydujący rzut karny, gdyby chwilę wcześniej nie dostał piłką mocno w twarz. Na tyle mocno, że musiał być opatrywany przez sztab medyczny. Malcher obronił wcześniej trzy karne wykonywane przez Norwegów, ale tym razem był bez szans.

Kibice byli pełni niepokoju o to, jak wypadnie zespół Dujszebajewa. Także eksperci obawiali się, że wysoka porażka może źle wpłynąć na morale tych w większości debiutujących na wielkiej imprezie zawodników. Tymczasem Polacy pozytywnie zaskoczyli. Wygląda na to, że z Brazylią, Japonią i może nawet z Rosją powinni powalczyć o zwycięstwa. Tym samym plan Dujszebajewa, który otwarcie przyznawał, że dla tego młodego zespołu sukcesem będzie wyjście z grupy, może zostać zrealizowany. Oczywiście chwalić po porażce zbytnio nie wypada, ale sami zawodnicy zobaczyli, że nie są na straconej pozycji.

W sobotę o godzinie 14:45 Polska, w tej samej hali w Nantes, zagra z Brazylią.