Jakub Rzeźniczak: Można się poczuć jak w Europie

Piłkarz Karabachu Agdam o życiu w Baku, azerskim futbolu, spotkaniu z prezydentem, grze w Lidze Mistrzów, Legii i pomaganiu potrzebującym.

Aktualizacja: 18.12.2017 14:35 Publikacja: 17.12.2017 18:25

Jakub Rzeźniczak: Można się poczuć jak w Europie

Foto: AFP

Rzeczpospolita: Prawie pół roku spędzone w Baku to dobry czas na podsumowania. Jak się panu żyje w stolicy Azerbejdżanu?

Jakub Rzeźniczak: Zmiana miejsca zamieszkania i klubu to była świetna decyzja. Zagrałem w Lidze Mistrzów, ale zyskałem nie tylko sportowo. Poznaję nowych ludzi, nowy kraj i kulturę. Życie tu jest przyjemne.

W Polsce wiele osób wciąż postrzega Azerbejdżan jako Trzeci Świat...

Przyjeżdżając tutaj, też miałem gorsze wyobrażenie. Może dlatego, że byłem w Baku z młodzieżówką w 2003 roku i wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Miasto nie było tak rozwinięte. Byłem zaskoczony, jak dużo przez ten czas się zmieniło. Głównie dzięki ropie. Ludzie są przyjaźnie nastawieni do obcokrajowców. Można się porozumieć po angielsku, ale dominuje rosyjski, dlatego po Nowym Roku zamierzam przyłożyć się do nauki tego języka. Chciałbym poznać także podstawy azerskiego. Pogoda jest znakomita. Przyjechałem w lipcu, a pierwszy deszcz spadł dopiero pod koniec września. Teraz temperatura oscyluje wokół 10 stopni. Nie ma śniegu i takiej prawdziwej polskiej zimy raczej nie doświadczę. Na jedzenie też nie narzekam. Jest wiele europejskich restauracji, każdy znajdzie coś dla siebie.

Zamieszkał pan w centrum Baku, w efektownym wieżowcu, z którego rozciąga się widok na Morze Kaspijskie. Pańskimi sąsiadami są Dani Quintana i Donald Guerrier, byli zawodnicy Jagiellonii Białystok i Wisły Kraków.

Mieszka tu 90 proc. zagranicznych piłkarzy naszej drużyny, ale też cudzoziemcy z Gabali czy Neftczi, czyli innych zespołów, które grają w Baku. W budynku są restauracje i sklepy, więc właściwie nie trzeba się stąd ruszać.

W kwietniu pod pana oknami będą się ścigać kierowcy F1...

Ostatnio organizowano tu mistrzostwa Europy siatkarek. Baku będzie także gospodarzem finału Ligi Europy w 2019 roku, a rok później odbędą się tu mecze jednej z grup Euro 2020. Może będę wtedy nadal grał w Karabachu? Mam jeszcze półtora roku kontraktu. Na razie wszyscy są zadowoleni i nie wykluczam, że zostanę na dłużej.

Tak dynamiczny rozwój miasta to podobno zasługa żony prezydenta Ilhama Alijewa...

To jedna z pierwszych rzeczy, jakich się dowiedziałem. Polecano mi hiszpańską restaurację, która w całości, razem z personelem, została przeniesiona z Marbelli do Baku. Są też restauracje z Paryża, a po ulicach jeżdżą taksówki takie same jak w Londynie. Patrząc na architekturę miasta, można się poczuć jak w Europie. Widziałem na Instagramie, że koledzy wstawiali zdjęcia z życzeniami czy gratulacjami dla prezydenta. Jest lubiany i ceniony. Prezydent przyjął całą naszą drużynę, zamienił kilka słów z każdym zawodnikiem. Wszystkich znał z imienia i nazwiska, co mnie zdziwiło. Opowiadał mi, że w czerwcu był w Polsce i bardzo mu się podobało. Wydawał się ciepłą, życzliwą osobą. Oczywiście słyszałem różne głosy, na przykład, że w Azerbejdżanie nie ma niezależnych mediów, a wszystkie gazety są kontrolowane przez rząd. Ale nie zgłębiałem tego tematu, wolę być z dala od polityki.

Prezydent przychodzi na wasze mecze?

Z tego co wiem, na meczach eliminacyjnych i grupowych Ligi Mistrzów był. Ligowymi mało kto się w Azerbejdżanie interesuje.

Kto był pańskim przewodnikiem po Baku?

W pierwszych dniach mogłem liczyć na Daniego Quintanę i jego żonę, która pochodzi z Białegostoku. Pomogli mi znaleźć mieszkanie, pokazali miasto. Zakumplowałem się z bramkarzem Ibrahimem Sehiciem i Mahirem Madatowem. Dotrzymywali mi towarzystwa, dopóki nie dojechała moja żona.

Baku to miasto kontrastów, bogactwo miesza się z biedą.

W samym centrum tę biedę trudno dostrzec, ale gdy się pojedzie na obrzeża, faktycznie widać dysproporcje. Słyszałem, że część mniej zamożnych mieszkańców przesiedlono, by nie rzucali się turystom w oczy.

Żona jest równie zadowolona z wyjazdu co pan?

Konsultowałem z nią ten transfer. Uważała, że w Legii nie byłem wystarczająco doceniany i powinienem spróbować czegoś nowego. Muszę jej za to podziękować, bo szczerze mówiąc, wahałem się. W Legii spędziłem 13 lat i trudno byłoby mi samemu podjąć decyzję. Edyta jest modelką, dla niej nie ma różnicy, czy mieszkamy w Warszawie czy w Baku. Może stąd lecieć na zdjęcia do Turcji czy Dubaju. Żona dołączyła do mnie po wakacjach, więc nie było jeszcze okazji odwiedzić ciekawych miejsc.

Czyli wyprawa do Agdam, zwanego miastem duchów, dopiero przed wami?

Przed wojną z Armenią klub miał tam swoją siedzibę, ale koledzy opowiadali mi, że teraz nie bardzo jest tam po co jechać, zniszczenia są ogromne i w tym miejscu wciąż nie jest bezpiecznie.

Klub stał się pomnikiem krzywd. Wojna o Górski Karabach, w wyniku której Agdam zostało zrównane z ziemią, tysiące ludzi zabito, a blisko milion przepędzono, to nadal niezabliźniona i krwawiąca rana?

Pochodzenie klubu jest podkreślane przy każdej okazji. Stało się powodem do dumy. Z Agdam wywodzi się nasz sponsor, koncern spożywczy Azersun oraz większość kibiców. Fajnie, że drużyna z tego regionu jest dziś w Azerbejdżanie najlepsza i reprezentuje kraj na arenie międzynarodowej.

Stara się pan lepiej poznać kulturę i zwyczaje kraju?

Zacząłem się interesować islamską religią, która ma wpływ na plan naszego dnia. Wszystkie treningi odbywają się po południu albo wieczorem, bo muzułmanie modlą się pięć razy w ciągu doby, w tym w środku nocy – około trzeciej, czwartej nad ranem.

Te rytuały panu nie przeszkadzają? Z Sehiciem, jednym z muzułmańskich piłkarzy, dzieli pan pokój na zgrupowaniach.

Na szczęście bardzo twardo śpię... Ibrahim do czwartej nad ranem nie kładzie się do łóżka: gra na PlayStation albo na komputerze. Zasypia dopiero po modlitwie i wstaje około pierwszej po południu. Dlatego też inaczej wygląda dzień meczowy. W Polsce zaczyna się on od wspólnego śniadania, a tutaj od treningu czy odprawy.

Drugi z pańskich kolegów, Madatow, to 20-letni napastnik, który ma za sobą debiut w reprezentacji Azerbejdżanu...

W lidze obowiązuje przepis, że w wyjściowej jedenastce musi być pięciu zawodników z Azerbejdżanu, w tym jeden poniżej 21. roku życia. U nas tym graczem jest Mahir. Ale młodość to niejedyna jego zaleta, jest bardzo obiecującym piłkarzem. Posturą przypomina Michała Żyrę, też jest potężnie zbudowany i lewonożny. Jeśli ktoś ma zrobić karierę za granicą, to właśnie on.

W szatni nie ma podziałów na swoich i obcych?

Atmosfera jest wspaniała. Nie istnieje zjawisko, które spotykało się w Legii, gdzie często zawodnicy, którzy nie grali, marudzili. Trener Gurban Gurbanow nie pozwoliłby na konflikty. On jest najważniejszą osobą, cieszy się ogromnym autorytetem.

Przypomina Stanisława Czerczesowa?

Jest bardzo wymagający, rzadko się uśmiecha, dyscyplina jest u niego na pierwszym miejscu, ale do Czerczesowa jeszcze trochę mu brakuje. Treningi nie są tak intensywne. Zobaczymy, czy nie zmienię zdania w styczniu, gdy przejdę pierwszy okres przygotowawczy (śmiech). Co ciekawe, w Polsce zgrupowania trwają po dziesięć dni, a my na obozie będziemy od 9 stycznia do 4 lutego. Mam nadzieję, że wytrzymam.

Zgrupowania przedmeczowe też zaczynacie wcześniej – dwa dni przed spotkaniami, a po ostatnim gwizdku sędziego nie rozjeżdżacie się do domów, tylko wracacie do bazy.

O wszystkim decyduje trener. W Polsce o zajęciach dowiadywaliśmy się z tygodniowym wyprzedzeniem, tutaj plan ustalany jest z dnia na dzień. Ale zgrupowania w europejskich pucharach rzeczywiście rozpoczynają się dwa dni wcześniej, przed meczami ligowymi – dzień. Na szczęście plan nie jest restrykcyjny. Po treningach każdy może robić, co chce: pójść na kawę, pograć na PlayStation czy obejrzeć mecz.

Słyszałem, że niektórzy urządzają sobie przejażdżki terenówkami, korzystając z krajobrazu Azerbejdżanu. Koledzy nie namawiali pana na taki off-road?

Jeszcze nie, bo ostatnie pół roku było bardzo intensywne. Ale chcielibyśmy z żoną wybrać się w Góry Sewańskie. Wiosną będzie więcej czasu, bo mamy w kalendarzu tylko 14 spotkań plus trzy w Pucharze Azerbejdżanu.

Prowadzicie w lidze, a w Champions League dwukrotnie urwaliście punkty Atletico. Strzeliły korki od szampana?

Nasz trener bardzo nie lubi alkoholu, dlatego nie było mowy o hucznym świętowaniu. Premie za awans do fazy grupowej były dwu-, trzykrotnie mniejsze niż w Legii. Ja zapewniłem sobie w kontrakcie dodatkowe wynagrodzenie. Nie mogliśmy się porozumieć co do warunków finansowych, więc zaproponowałem indywidualną premię za awans. Władze klubu przystały na taki układ, chyba nie do końca wierzyły, że dostaniemy się do LM.

Zaczęło się od 0:6 z Chelsea. Wróciły wspomnienia z pierwszego spotkania Legii z Borussią Dortmund?

Po porażce w Londynie wcale nie byłem w fatalnym nastroju. Cztery bramki straciliśmy po stałych fragmentach gry – po rzutach rożnych i wolnych, po dość głupich błędach. Najważniejsze, że udało nam się podnieść i później prezentowaliśmy się już w miarę przyzwoicie.

W meczach z Romą i Chelsea zagrał pan na Stadionie Olimpijskim w Baku przed dwukrotnie większą publicznością niż w Warszawie. Futbol jest tak popularny w Azerbejdżanie czy to bardziej zasługa cen biletów, które w przeliczeniu na polską walutę kosztowały od 4 do 100 zł?

Te ceny były adekwatne do zarobków, więc nie sądzę, by był to decydujący czynnik. Kibice chcieli zobaczyć te wielkie drużyny na własne oczy. Ale na pewno miło się grało przed taką widownią. Tym bardziej że w lidze o takiej frekwencji możemy pomarzyć. Mamy swój mały stadion w naszej bazie, Azersun Arena, na który przychodzi po 2–3 tys. osób. Kameralnie, ale bardzo przyjemnie. Czasem gramy też na stadionie im. Tofika Bachramowa w Baku – tam odbywały się m.in. mecze eliminacji Ligi Mistrzów.

Kibice rozpoznają pana na ulicy, nauczyli się wymawiać pańskie nazwisko?

Często podchodzą i proszą o zdjęcie. Nie da się mnie nie zauważyć, moje blond włosy w Azerbejdżanie się wyróżniają. Większość mówi do mnie Kuba, tak jak mam napisane na koszulce.

A sędziom w Azerbejdżanie dał się pan już we znaki?

Muszę powiedzieć, że nie są nam przychylni (śmiech). Nie jest tajemnicą, że bardzo żywiołowo reaguję na decyzje arbitrów, kilku z nich już ode mnie oberwało. Staram się nad tym panować, bo trener jest na to wyczulony. Po którymś meczu dostałem nawet jakąś karę.

Gdyby Karabach grał w ekstraklasie, miałby szansę na mistrzostwo Polski?

Ostatnio spytał mnie o to jeden z naszych kibiców. Odpowiedziałem, że w tym momencie Karabach byłby liderem ekstraklasy. Ale jeszcze rok temu przegrałby z Legią.

Ogląda pan mecze polskiej ligi w telewizji?

Staram się być na bieżąco dzięki aplikacji DailyMotion. Problemem są spotkania rozgrywane o 20.30, u mnie jest wtedy 23.30 i zasypiam. Ekstraklasa jest w tym roku bardzo wyrównana, ciężko wskazać faworyta.

Z Legii, która grała w Lidze Mistrzów, niewiele zostało. Odeszli Nikolić, Prijović, Bereszyński, Odjidja-Ofoe, trener Magiera, spakowany jest już Guilherme.

Oglądałem ostatnio wywiad z prezesem Dariuszem Mioduskim, w którym mówił, że na 95 proc. wyjedzie także Michał Pazdan. Zespół ma być odmładzany. Trzymam kciuki za Legię, bo jest w moim sercu, ale nie sądzę, by ten plan dało się łatwo wprowadzić w życie i zdobyć od razu mistrzostwo Polski.

Jest pan w stałym kontakcie z kolegami z Legii?

Najbardziej z Radkiem Cierzniakiem, bo siedział koło mnie w szatni i mieliśmy dobre relacje. Ale mam również kontakt z członkami sztabu: Konradem Paśniewskim, Maćkiem Tabiszewskim i Wojtkiem Zepem, z którym tworzę vloga.

Nie zapomina pan też o kibicach z Łazienkowskiej. We wrześniu zrekompensował pan niepełnosprawnym fanom Legii brak Ligi Mistrzów, opłacając ich wyjazd do Londynu. Byli na waszym meczu z Chelsea, zwiedzili stadiony Stamford Bridge i Emirates.

Pomysł zrodził się w dniu rewanżowego spotkania z Sheriffem Tyraspol w eliminacjach Ligi Europy. Chciałem, by mimo odpadnięcia Legii mogli pojechać na jakiś mecz pucharowy. Zorganizowałem zbiórkę, wsparli ją finansowo prezesi Bogusław Leśnodorski i Maciej Wandzel. Kibice przed meczem stawili się całą grupą przed naszym hotelem z napisem „Kuba, dziękujemy", zaśpiewali dwie, trzy piosenki o Karabachu. Łezka zakręciła się w oku, bo zawsze byłem z nimi blisko.

Wspiera pan również inne zbiórki poprzez platformę crowdfundingową MakesItTrue.com. Na czym polega ten projekt?

Łączy potrzebujących z gwiazdami sportu i show-biznesu. Znane osoby mogą pomóc w uzyskaniu funduszy na ważne i szczytne cele. Kiedy otrzymałem propozycję zostania jednym z „aniołów", nie zastanawiałem się długo. Tym bardziej że każda zbiórka jest gruntownie weryfikowana, by nie doszło do oszustw, takich jak głośna sprawa Roberta Lewandowskiego, który wpłacił 100 tys. zł na fikcyjną aukcję. Lubię pomagać, sprawia mi to przyjemność. Ruszyły właśnie dwie zbiórki pod moimi skrzydłami: na chorą Hanię, córkę byłego sędziego ekstraklasy Marcina Wróbla, oraz na Arturka Czubę, który potrzebuje rehabilitacji. Zaprosiłem też do współpracy firmę Puma, w akcję zaangażowała się Fundacja Legii, kilka gadżetów przekazał prezes PZPN Zbigniew Boniek.

Piłkarze angażują się w akcje charytatywne. Fundację pomagającą dzieciom założyli niedawno Piotr Zieliński i Kuba Błaszczykowski.

Niektórzy mówią, że jak się pomaga, to nie powinno się o tym opowiadać. Jestem innego zdania. Osoby znane powinny korzystać ze swojej popularności. I w takim celu powstał właśnie portal MakesItTrue.com.

Święta spędzi pan w Polsce?

Chciałbym spędzić Wigilię w rodzinnym gronie, odwiedzić teściów. Przez ostatnie pół roku nie byłem w Polsce i mam dużo do nadrobienia.

rozmawiał Tomasz Wacławek

Jakub Rzeźniczak, 31 lat, obrońca. W Legii ponad 300 meczów, również jako kapitan drużyny. Zdobył pięć tytułów mistrzowskich (2006, 2013, 2014, 2016, 2017). W lipcu podpisał dwuletni kontrakt z Karabachem Agdam. W reprezentacji Polski zagrał dziewięć razy. Debiutował w 2008 roku.

Rzeczpospolita: Prawie pół roku spędzone w Baku to dobry czas na podsumowania. Jak się panu żyje w stolicy Azerbejdżanu?

Jakub Rzeźniczak: Zmiana miejsca zamieszkania i klubu to była świetna decyzja. Zagrałem w Lidze Mistrzów, ale zyskałem nie tylko sportowo. Poznaję nowych ludzi, nowy kraj i kulturę. Życie tu jest przyjemne.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Liverpool za burtą europejskich pucharów. W grze wciąż trzej Polacy
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Piłka nożna
Pusty tron w Lidze Mistrzów. Dlaczego Manchester City nie obroni tytułu?
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Znamy pary półfinałowe i terminy meczów
Piłka nożna
Xabi Alonso - honorowy obywatel Leverkusen
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Piłka nożna
Manchester City - Real. Wielkie emocje w grze o półfinał Ligi Mistrzów, zdecydowały karne