Korespondencja z Rzymu
AS Roma, zespół budowany z myślą o Lidze Mistrzów, w sierpniu w niewytłumaczalny sposób przegrał dwumecz o ten przywilej z FC Porto. To Roma uważana jest za główną konkurentkę Juventusu w walce o tytuł mistrzowski.
Natomiast znakomita postawa Lazio jest niespodzianką. Pod wodzą swego byłego napastnika Simone Inzaghiego (40 lat, młodszy brat słynnego Pippo) zespół ten gra ciekawy futbol i jest na czwartym miejscu w tabeli.
Wczoraj Lazio grało szybciej i ładniej, ale bezproduktywnie. Co gorsza, po godzinie 22-letni brazylijski stoper Wallace w polu karnym postanowił przedryblować Kevina Strootmana, ale mu się nie udało i Holender z łatwością strzelił bramkę. Na kwadrans przed końcem Radja Nainggolan nie wiedział, co zrobić z piłką i mimo asysty dwóch obrońców Lazio strzelił z 25 metrów. Bramkarz Federico Marchetti puścił strzał, który powinien z łatwością obronić. Roma wygrała, bo grała mądrzej, ostrożniej i nie robiła błędów. Jej trener Luciano Spaletti powiedział przed meczem, że Lazio to nie Real Madryt, i miał rację.
Mecz transmitowany do ponad 100 krajów rozczarował. Choć w Rzymie, jak zwykle, był wielkim wydarzeniem. Niedzielna gazeta „Corriere Dello Sport" poświęciła mu pierwsze 21 stron i 24 specjalnego dodatku. W piątek dziennik z tej okazji zamieścił wywiad z Wojciechem Szczęsnym na dwie strony. Bramkarz Romy (wczoraj tylko raz w opałach) opowiadał o sobie to, co polscy kibice wiedzą, a poza tym, że woli klimat w Rzymie niż w Londynie i liczy, że zdobędzie scudetto. Kibice Romy polubili naszego bramkarza, ale nie mogą wymówić „Wojciech Szczęsny". Więc nazwali go „Coso", czyli „rzecz".