Na boisku Legia spokojnie pokonała rywala 1:0. Jedynego gola w meczu strzelił Aleksandar Prijović, po serii dziwnych błędów dość konsekwentnie do tej pory walczących o bezbramkowy remis zawodników Śląska. Bramkarz i zarazem kapitan gości Mariusz Pawełek przepuścił między rękoma podanie Michała Kucharczyka, a serbski napastnik ze szwajcarskim paszportem tylko dostawił nogę.
Kibice mieli szczęście, że mogli tego gola w ogóle zobaczyć. Wcześniej dziesięciolecie istnienia grupy Nieznani Sprawcy świętowała trybuna ultras w Warszawie – tak zwana Żyleta. Obiektywnie trzeba przyznać, że widowisko było imponujące – aż pięć różnych opraw. Należy pamiętać jednak też o tym, że stosowanie środków pirotechnicznych jest według polskiego prawa zakazane podczas imprez masowych. W dodatku dym z setek odpalanych rac powodował, że często nie było widać tego, co się dzieje kilkanaście metrów dalej – na murawie.
To jednak kolejny dowód na to, jak mocna jest pozycja kibiców w warszawskim klubie. Oczywiście bez przyzwolenia ze strony prezesa klubu Bogusława Leśnodorskiego do takiego pokazu nie mogłoby dojść. Nikt takiej ilości rac – szczególnie w dobie zagrożenia terrorystycznego i wzmożonych kontroli – nie byłby w stanie na trybuny przemycić. Kara – przynajmniej finansowa – także wydaje się nieunikniona i Leśnodorski doskonale o tym wiedział.
Legia wciąż jednak ogląda z dość znacznego dystansu plecy Piasta Gliwice. Traci do lidera aż osiem punktów. To dokładnie taka sama różnica jak w Bundeslidze między Bayernem a Borussią Dortmund. I w Niemczech w zasadzie wszyscy eksperci oraz kibice uznali, że najważniejsze rozstrzygnięcia sezonu już zapadły. Oczywiście Piast Bayernem nie jest i nie będzie, przede wszystkim jednak tylko w naszej lidze wymyślono tak kontrowersyjny przepis, jakim jest dzielenie punktów na pół po zakończeniu sezonu zasadniczego. Tym samym Radoslav Latal i jego ekipa mogą mówić zaledwie o czterech punktach przewagi nad Legią, a to nie jest różnica, której warszawianie nie byliby w stanie odrobić.
Zawodnicy Radoslava Latala tym razem pojechali do Niecieczy, gdzie w małopolskiej miejscowości – najmniejszej, jaka kiedykolwiek w Europie miała zespół w najwyższej klasie rozgrywkowej – uświetnili oddanie do użytku nowego stadionu. Piłkarze z Gliwic nie chcieli jednak dostosować się do atmosfery święta i popsuli uroczystość. Rozstrzelali gospodarzy aż 5:3, a łupem bramkowym podzieliło się pięciu zawodników. Jako drugi do siatki trafił Kamil Vacek – czeski pomocnik, który w miniony wtorek we Wrocławiu rozegrał 90 minut przeciwko Polsce.