Kto zostanie szefem PZPN?

W piątek wybory prezesa związku. Kandydują Zbigniew Boniek i Józef Wojciechowski. Żaden nie przedstawił programu.

Aktualizacja: 27.10.2016 20:05 Publikacja: 27.10.2016 19:36

Zbigniew Boniek i jego być może najcenniejszy sojusznik – Adam Nawałka

Zbigniew Boniek i jego być może najcenniejszy sojusznik – Adam Nawałka

Foto: Fotorzepa, Grzegorz Rutkowski

Przed polskim futbolem tradycyjna noc przedwyborcza. To podczas niej decydują się ostateczne koalicje, dobijane są finalne targi, a kandydaci na prezesa zdobywają poparcie. Przez całe lata równie ważna jak umiejętność negocjacji i dyplomacji była tej nocy mocna głowa i wytrzymała wątroba. Dziś PZPN, chociaż pod rządami Zbigniewa Bońka zerwał z wizerunkiem ostatniego bastionu głębokiej komuny i siedliska leśnych dziadków, wciąż stoi tak zwanym terenem.

Wojewódzkie związki, które przez lata kojarzone były z działaczami w seledynowych marynarkach i z sumiastymi wąsami (ostatnio faktycznie nieco to się zmieniło), dysponują największą pulą głosów – mają ich 60. Kluby ekstraklasy i I liga mają 50 delegatów, a osiem głosów rozkłada się między Stowarzyszenie Trenerów, Sędziów, futbol kobiecy oraz futsal. W sumie uprawnionych do głosowania jest 118 delegatów. Zwycięstwo w pierwszej turze gwarantuje bezwzględna większość głosów (50 procent plus jeden). Jeśli zatem żaden z kandydatów nie dostanie 55 głosów, odbędzie się druga tura i tu już zadecyduje zwykła większość.

Maszynkom nie

Dzień przed wyborami Boniek mógł liczyć na poparcie większości delegatów z lokalnych związków. Wojciechowski poparcia szukał raczej w klubach ekstraklasy i I ligi.

– Nie ma jednak bloków, w jednym i drugim obozie są powyrywane zęby – mówi jedna z osób związanych z obozem Wojciechowskiego. – Na tę chwilę sytuację oceniamy pół na pół. Walczymy o każdy głos. Najważniejszy dla nas będzie sposób głosowania.

Zamieszanie i dyskusje o tym zaczęły się jeszcze w środę wieczorem. Na zjeździe delegaci mają głosować na tzw. maszynkach. Wojciechowski i jego obóz kwestionują tę formę. Twierdzą, że bardzo łatwo jest później sprawdzić, z której maszynki jaki głos został oddany i delegaci w obawie przed Bońkiem i jego ewentualną zemstą na każdym, kto ośmielił się zagłosować na Wojciechowskiego, będą popierać dotychczasowego prezesa. Boniek oczywiście takie opinie wyśmiewa i twierdzi, że nie ma mowy o tym, by głosowanie odbywało się poprzez wrzucanie kart do urn, z prostego powodu – braku czasu.

Głosowanie na prezesa jest tylko z jednym punktów wyborów w PZPN. Zjazd rozpocznie się o godzinie 10 w warszawskim hotelu Victoria.

Wojciechowski już zdążył zapowiedzieć, że jeśli wybory nie odbędą się poprzez głosowanie za pomocą wrzucania kart do urn, on ich wynik zaskarży. Oczywiście, jeśli przegra.

Sekretarz generalny PZPN Maciej Sawicki zapewniał w mediach, że maszynki gwarantują pełną anonimowość. – W żaden sposób nie są przypisane do delegata – mówił na łamach przychylnego Bońkowi „Przeglądu Sportowego". – Zresztą delegaci sami zadecydują o sposobie głosowania. Elektroniczny system jest naturalnym etapem rozwoju, używamy go, żeby zaoszczędzić czas, który trzeba poświęcić na pobieranie kart, wrzucenie do urn i liczenie.

Śmiało można założyć, że delegaci też ludzie i raczej będą chcieli, aby wybory trwały jak najkrócej. Po co siedzieć po nocach na zjeździe?

Awantura o maszynki, a także przepychanki obu kandydatów, który z nich wygrał kilka lat temu mecz tenisowy – do tego sprowadziła się debata Bońka i Wojciechowskiego o polskiej piłce. Były właściciel Polonii Warszawa twierdzi, iż łatwo wygrał z legendarnym piłkarzem również dlatego, że Boniek miał tego dnia na korcie nowe buty, które go obcierały. Szef PZPN twierdzi, że to on był zwycięzcą starcia. Piaskownica.

Trzeba obiecywać

Ani Boniek, ani Wojciechowski nie mają programu i planu na swoje rządy w polskiej piłce i obaj robią wszystko, by właśnie takie wrażenie miała opinia publiczna. Obaj ograniczyli się do kilku wywiadów, w których żonglują ogólnikami, ale już przedstawienie jakichkolwiek konkretów okazało się ponad ich siły. To zresztą pokazuje, że program zmian i reform jest w takiej instytucji jak PZPN niepotrzebny. Koniec końców i tak chodzi o to, by przekonać do siebie większą liczbę delegatów niż konkurent. A delegatom trzeba obiecywać, a nie nakłaniać ich do poparcia wizji.

Zarówno Boniek, jak i Wojciechowski wciągnęli na sztandary walkę z chuligaństwem. W ostatnich tygodniach faktycznie można było odnieść wrażenie, że cofnęliśmy się w czasie do lat 90. Zadyma na meczu Legii z Borussią Dortmund, gdy chuligani zaatakowali sektor kibiców gości, następnie awantura i starcia z policją pod stadionem w Madrycie, gdy Lega grała z Realem. Mistrz Polski rozdał już około 200 dwuletnich zakazów stadionowych (tak przynajmniej twierdzą przedstawiciele klubu), a w obawie przed chuliganami sam zadecydował o zamknięciu meczu młodzieżowej Ligi Mistrzów z Realem w Ząbkach 2 listopada.

Problem z chuligaństwem nie ogranicza się jednak tylko do Legii. Kilka dni temu pod katowickim Spodkiem doszło do walk między kibicami GKS Katowice i Ruchu Chorzów. Obie ekipy pojawiły się pod halą przed zawodami MMA. Potrzebna była interwencja wyposażonej w armatki wodne policji. Funkcjonariusze skonfiskowali zatrzymanym siekiery, kamienie, pręty metalowe i noże.

Wojna z bandziorami

Boniek jednak mówi „Rzeczpospolitej": – To nie PZPN ma problemy z kibicami, tylko kluby. Tak naprawdę to Ekstraklasa SA powinna się tym zająć. My jako związek wiemy tylko, że nie da się walczyć z nikim i niczym bez sankcji. A te sankcje ma do dyspozycji państwo. Jeśli zostanę prezesem na drugą kadencję, będziemy się starali wciągnąć rząd w działania przeciwko bandytom na stadionach. Ktoś powie, że rząd Prawa i Sprawiedliwości nie będzie zainteresowany walką z kibicami, bo politycy tej partii mają w większości podobne do nich poglądy. Chodzi jednak o wojnę z bandziorami, a ci poglądów politycznych nie mają.

Z obozu Wojciechowskiego można usłyszeć bardzo podobny ton wypowiedzi. Czyli wojna z chuliganami tylko wtedy, gdy włączą się do niej kluby, policja oraz rząd. Ustalenia wspólnego programu, wspólnej linii – konkretów, pomysłów na rozwiązania – brak.

Na razie trzeba przekonać delegata. No i oczywiście rozstrzygnąć, kto wygrał ten mecz tenisowy i kogo obcierały trampki.

Przed polskim futbolem tradycyjna noc przedwyborcza. To podczas niej decydują się ostateczne koalicje, dobijane są finalne targi, a kandydaci na prezesa zdobywają poparcie. Przez całe lata równie ważna jak umiejętność negocjacji i dyplomacji była tej nocy mocna głowa i wytrzymała wątroba. Dziś PZPN, chociaż pod rządami Zbigniewa Bońka zerwał z wizerunkiem ostatniego bastionu głębokiej komuny i siedliska leśnych dziadków, wciąż stoi tak zwanym terenem.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego
Piłka nożna
Barcelona i Robert Lewandowski muszą już myśleć o przyszłości
Piłka nożna
Ekstraklasa. Lechia Gdańsk i Arka Gdynia blisko powrotu do elity
Piłka nożna
Hiszpańskie media po Real - Barcelona. "To wstyd dla świata futbolu"