Ekstraklasa: Legia Warszawa pokazała, że umie się bić

Trzynasta kolejka stała pod znakiem błędów sędziowskich – wątpliwe karne, niesłusznie uznane gole, wypaczone wyniki.

Aktualizacja: 23.10.2016 20:01 Publikacja: 23.10.2016 19:51

Awantura na boisku Legii po golu zdobytym przez Lecha z rzutu karnego.

Awantura na boisku Legii po golu zdobytym przez Lecha z rzutu karnego.

Foto: PAP, Bartłomiej Zborowski Bartłomiej Zborowski

Wszystko co najciekawsze w tak szumnie zapowiadanym klasyku ekstraklasy między Legią a Lechem wydarzyło się w doliczonym czasie gry. Najpierw w 90. minucie defensywny pomocnik gospodarzy Michał Kopczyński faulował w polu karnym, a sędzia Szymon Marciniak podyktował jedenastkę dla Lecha. Legia prowadziła wówczas 1:0 po golu Nemanji Nikolicia i nic nie wskazywało na to, by miała nie zgarnąć kompletu punktów. A jednak moment zamroczenia Kopczyńskiego kosztował dużo. Do rzutu karnego podszedł Marcin Robak i choć Arkadiusz Malarz niemal piłkę odbił, napastnik Lecha doprowadził do wyrównania.

To jednak był dopiero wstęp do szalonej końcówki. Gdyby to miał być scenariusz filmu, każdy poważny producent odrzuciłby go natychmiast. Z jednej strony jako zbyt banalny, a z drugiej zbyt mało prawdopodobny.

Gdy piłkę do siatki posłał z rzutu karnego Robak, na boisku rozpoczęła się gigantyczna awantura. Do bramki wbiegł Dawid Kownacki, by jak najszybciej zabrać piłkę i ustawić ją na środku boiska, ale Malarz nie chciał mu jej oddać. Zaczęła się przepychanka, a z obu ławek z odsieczą ruszyli rezerwowi, masażyści, lekarze i sztaby trenerskie. To widoki znane kibicom raczej z niższych lig, a nie z ekstraklasy. Najwięcej do powiedzenia mieli sobie rezerwowy bramkarz Lecha Jasmin Burić i Malarz. Bośniak swoje uwagi artykułował jednak na tyle agresywnie, że sędzia Marciniak pokazał mu czerwoną kartkę.

Gdy najbardziej chętni do bijatyki piłkarze nieco ochłonęli, trener Legii Jacek Magiera wprowadził na boisko Kaspera Hamalainena. Fin zimą był bohaterem największego transferu w lidze polskiej – z Lecha trafił do Legii. Najlepszy piłkarz Kolejorza, jedna z najważniejszych postaci mistrzowskiego sezonu (2014/2015), w Warszawie jednak rozczarowywał.

Ani u Stanisława Czerczesowa, ani u Besnika Hasiego, ani teraz u Magiery nie był w stanie wywalczyć sobie miejsca w podstawowym składzie. Co prawda prześladowały go kontuzje, ale większość kibiców Legii oceniała go jako drogi w utrzymaniu balast. To jednak Hamalainen – obrażany przez kibiców z Poznania – w 94. minucie rozstrzygnął ten mecz na korzyść Legii.

Gwoli sprawiedliwości trzeba jasno powiedzieć, że bramka nie powinna być uznana. Hamalainen dobijał strzał Łukasza Brozia, po kiepskiej interwencji Matusa Putnockiego. W momencie, gdy prawy obrońca Legii szykował się do strzału, Hamalainen już był na spalonym.

Pomimo końcówki jak z thrillera ekstraklasowy klasyk był raczej marnym widowiskiem. Po spotkaniu trener Magiera nie miał pretensji do swoich piłkarzy o przepychankę po bramce dla Lecha. Wręcz przeciwnie, chwalił zawodników. Mówił, że skoro do bitki ruszyli wszyscy, łącznie z masażystami, to znaczy, że Legia stanowi zespół.

W drugiej połowie długimi fragmentami zespołem przy linii bocznej żywiołowo dyrygował Aleksandar Vuković, który formalnie jest asystentem Magiery, a mniej formalnie można nawet powiedzieć, że prowadzą drużynę w duecie. Po golu Hamalainena niemal wszyscy z ławki rezerwowych Legii znów wybiegli na murawę, tym razem w szale radości. Ekspresyjny Vuković niestety nieco przesadził z celebrowaniem bramki, gdy manifestacyjnie cieszył się przed sektorem kibiców Lecha.

Błąd sędziego Marciniaka nie był w tej kolejce jedynym, który przesądził o wyniku. We Wrocławiu w 93. minucie po rzucie karnym wykonanym przez Damiana Dąbrowskiego z Cracovii goście urwali się ze stryczka i zdołali ze Śląskiem zremisować 2:2. Problem w tym, że faul w polu karnym był mocno dyskusyjny.

Z dna w końcu wydźwignęła się Wisła. Krakowianie już od dłuższego czasu grali lepiej, niż wskazywałaby na to pozycja w tabeli. Podopieczni Dariusza Wdowczyka pokonali wicelidera Bruk-Bet Termalicę Nieciecza 2:0. I tym razem nie obyło się bez błędu sędziego, który niesłusznie podyktował dla Wisły rzut karny. W przypadku pomyłki Pawła Raczkowskiego nie można jednak jednoznacznie powiedzieć, że wynik został wypaczony.

Pierwszą pozycję w tabeli obroniła Lechia Gdańsk, która wygrała u siebie z wicemistrzem Polski Piastem Gliwice 3:2, mimo że w 64. minucie po fenomenalnym uderzeniu z dystansu Sasy Żiveca zrobiło się 2:1 dla gości.

13. kolejka:

Formą w tym meczu zaimponował Sławomir Peszko. Skrzydłowy regularnie powoływany do reprezentacji Polski przez Adama Nawałkę zdobył pierwszego gola dla Lechii, ośmieszając wręcz dryblingiem Heberta. To po faulu na Peszce sędzia podyktował też rzut karny dla gospodarzy, który wykorzystał Flavio Paixao.

Wszystko co najciekawsze w tak szumnie zapowiadanym klasyku ekstraklasy między Legią a Lechem wydarzyło się w doliczonym czasie gry. Najpierw w 90. minucie defensywny pomocnik gospodarzy Michał Kopczyński faulował w polu karnym, a sędzia Szymon Marciniak podyktował jedenastkę dla Lecha. Legia prowadziła wówczas 1:0 po golu Nemanji Nikolicia i nic nie wskazywało na to, by miała nie zgarnąć kompletu punktów. A jednak moment zamroczenia Kopczyńskiego kosztował dużo. Do rzutu karnego podszedł Marcin Robak i choć Arkadiusz Malarz niemal piłkę odbił, napastnik Lecha doprowadził do wyrównania.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Piłka nożna
Euro 2024. Jak Luciano Spalletti odbudowuje reprezentację Włoch
Piłka nożna
Nowy termin sprzedaży biletów na mecze Polski na Euro 2024. Jest komunikat PZPN
Gruzja
Rząd zdecydował o odznaczeniu piłkarzy za awans na Euro 2024
Piłka nożna
Polska na Euro 2024. Jak kupić bilety na jej mecze? Uwaga na jeden warunek
Piłka nożna
Euro 2024. Ile dostaną Polacy za awans? Zarobi nawet Fernando Santos