Cracovia zremisowała w Gdyni, ale jeden punkt nie wystarczył do opuszczenia ostatniego miejsca w tabeli. W drugiej połowie „Pasy" przeprowadziły kilka ładnych akcji i odniosłem nawet wrażenie, że miały więcej ochoty na grę niż Arka. Mimo że wystąpiły bez Krzysztofa Piątka, niewątpliwie jednego z najbardziej wyróżniających się napastników w ekstraklasie. Sądziłem nawet, że to jego Adam Nawałka powoła do kadry na mecze z Armenią i Czarnogórą.

Przypadek Cracovii jest interesujący i budujący zarazem. Od początku sezonu wygrała tylko jeden z trzynastu meczów (wliczając Puchar Polski), a trener wciąż ten sam. I bardzo dobrze. Michał Probierz jest jednym z najbardziej kreatywnych trenerów w Polsce i nie powinien jego pozycji osłabiać fakt, że jego drużyna zajmuje ostatnie miejsce. Nie zgadzam się z powszechnie używanym stwierdzeniem: „jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz". Jeśli drużyna przechodzi kryzys, zmiana trenera może nią wstrząsnąć, ale czasami przynosi więcej szkody niż pożytku. Warto trenerowi dać szansę na rozwiązanie problemów.

Jest jednak jeden warunek, dotyczący każdego klubu w takiej trudnej sytuacji: tego samego co trener muszą chcieć piłkarze. Bo jeśli oni będą chcieli zwolnić szkoleniowca, to zrobią to bez problemów. Oni dobrze wiedzą, że w przeciwieństwie do trenera są nie do ruszenia. A jeśli nawet, to pójdą do innego klubu, zarobią tyle samo, a ich agenci będą zacierać ręce. Mam nieodparte wrażenie, że zawodnikom wszystko jedno, jaką koszulkę wkładają i kto ich trenuje. Byle płacili.

W Piaście, Termalice, Legii i Lechii szefowie nie wytrzymali i zwolnili trenerów. Janusz Filipiak, właściciel Cracovii, wykazuje spokój i mam nadzieję, że to się nie zmieni. Jestem przekonany, że Probierz da sobie radę i że będzie to dobry przykład dla innych, bardziej nerwowych, ulegających presji właścicieli. Oni powinni cechować się wiedzą większą niż niecierpliwi kibice i stronniczy dziennikarze. A poza tym takie zmiany nie opłacają się ekonomicznie. Zdarzało się, że klub płacił w jednym sezonie trzem trenerom, bo musiał wywiązać się z umów ze zwolnionymi.

Różnice punktowe między drużynami są minimalne. Jeden zwycięski lub przegrany mecz oznacza przesunięcie się w tabeli o kilka miejsc w górę lub w dół. Liga jest nadal szara. Nie ma już dominujących klubów ani wybijających się ponad przeciętną zawodników. Lubimy te mecze, czekamy na nie, ale one nie przestają być zabawą w wojnę na swoim podwórku. Bo jeśli przyjeżdżają inne chłopaki, z zagranicznej ulicy, nakrywają nas czapkami. Polskiego futbolu klubowego w Europie nie ma.