Czerwone Diabły miały wreszcie odzyskać mistrzostwo Anglii, a przynajmniej dotrzymywać kroku City, tymczasem już na starcie Premiership tracą do sąsiadów aż 6 punktów. Zwycięstwo nad Northampton (III liga) w Pucharze Ligi – zresztą niezbyt przekonujące (do 68. minuty był remis) – nie jest w stanie poprawić kiepskich nastrojów.
Czy trzy z rzędu porażki w istotnych meczach (w derbach Manchesteru, w Lidze Europy z Feyenoordem i z Watford) to już powód, by ogłaszać kryzys i bić na alarm? Jeśli dotyczy to takiej drużyny jak United, prowadzonej w dodatku przez Jose Mourinho, obawy są z pewnością uzasadnione. Tak zła seria przytrafiła się Portugalczykowi ostatnio w 2002 roku, długo zanim kazał się tytułować „The Special One".
Letnia ofensywa transferowa klubu z Old Trafford mogła robić wrażenie nawet na arabskich właścicielach City. Ale z nowych zawodników najwięcej do zespołu wniósł na razie ten, który przyszedł za darmo – Zlatan Ibrahimović (pięć bramek). Henrich Mchitarjan, choć przyjeżdżał z opinią jednego z najlepszych piłkarzy Bundesligi, więcej czasu niż na boisku spędza na ławce i w gabinetach lekarskich, a Paul Pogba wciąż nie udowodnił, że jest wart 105 mln euro.
Jeśli wierzyć angielskim gazetom – nie tylko bulwarowym – atmosfera w szatni zrobiła się napięta. Według „Telegraph" zawodnikom nie podoba się, że trener wytyka im błędy przed kamerami, zamiast robić to w indywidualnych rozmowach.
– Świat jest pełen Einsteinów, którzy próbują wymazać 16 lat mojej kariery, skupiając się na jednym słabszym tygodniu – odpowiada na krytykę Mourinho. Przekonuje, że już w sobotę dla jego drużyny zaczną się lepsze czasy. Do Manchesteru przyjeżdża Leicester – mistrz Anglii, choć już nie taki straszny, co pokazało spotkanie o Tarczę Wspólnoty, wygrane przez United 2:1.