Urodzeni podczas Euro

Robert Lewandowski o reprezentacji Polski, Bayernie i zaczynających się w niedzielę eliminacjach do mundialu 2018.

Aktualizacja: 31.08.2016 07:33 Publikacja: 31.08.2016 06:50

Urodzeni podczas Euro

Foto: PAP

Rzeczpospolita: Wraca pan jeszcze myślami do Francji? Podobno nie chcieliście powitania na Okęciu, bo byliście wściekli po porażce z Portugalią...

Robert Lewandowski: Przegrana boli, zawsze. Szczególnie że później patrzyliśmy, jak ten turniej się potoczył, i zdawaliśmy sobie sprawę, jak byliśmy blisko dokonania czegoś wielkiego. Jesteśmy grupą ambitnych osób, po Portugalii byliśmy przede wszystkim źli, że się nie udało. Dzień, dwa po meczu nikt nie miał jeszcze na tyle dystansu, żeby spojrzeć na nasz rezultat z boku. Ambicja brała górę. Ale po czasie zaczęliśmy doceniać to, co osiągnęliśmy, rozumieć, ile radości daliśmy kibicom. Złość sportowa jednak zostaje.

Po tamtym meczu powiedział pan, że reprezentacja Polski będzie już inaczej postrzegana, że po takim wyniku częściej będzie faworytem. W Bayernie wymaga się zwycięstw zawsze. To trudniejsza rola?

Oczywiście, że trudniejsza. Każdy chce z Bayernem wygrać, tak samo każdy będzie chciał teraz pokonać reprezentację Polski. Bo gramy dobrze, mamy markę, jesteśmy ćwierćfinalistą Euro. Ale to już dla nas powinna być norma. Nawet gdy zadał pan to pytanie, zacząłem myśleć, jak podchodzę do kolejnych meczów w Bayernie. I po prostu nie zastanawiam się, kto jest faworytem, czy jest presja. Każdy mecz chcę wygrać. Niezależnie od tego, czy rywalem jest drużyna słabsza czy lepsza, moje przygotowanie do meczu wygląda tak samo. Nie pojawiają się myśli, że gdy mierzymy się z kimś teoretycznie słabszym, mogę sobie odpuścić. Z tymi słabszymi często bywa, że trudniej jest zrobić pierwszy krok, strzelić pierwszego gola.

Może na tym będzie polegała trudność w tych eliminacjach? Mecze mogą przypominać dłubanie śrubokrętem w kasie pancernej...

Może tak być, że będziemy przebijać się przez mur w oczekiwaniu na tę pierwszą bramkę. Ale jesteśmy przygotowani, że przeciwnicy będą się bronić, próbować kontrataków, a to my przez większość meczu będziemy musieli prowadzić grę, trzymać piłkę. Skoro porównujemy z Bayernem, to w tamtym sezonie dość często zdarzało się, że długo czekaliśmy na pierwszego gola. Gdy jednak w końcu się udawało, to już szło. Trzeba być cierpliwym, ze spokojem dążyć do celu. Musimy wiedzieć, że nie chodzi o to, by zdobyć bramkę w pierwszym kwadransie, a później kolejną.

Ale atak pozycyjny nigdy nie był naszą najsilniejszą stroną.

Nie, ale jeśli porównamy, jak dziś funkcjonuje, z tym, jak wyglądał chociażby rok temu, to widać ogromną różnicę.

Po tym, jak siedmiu zawodników zmieniło kluby, reprezentacja Polski wygląda na jeszcze silniejszą...

Fakt, że sporo się zmieniło, przynajmniej na papierze... Transfer, zwłaszcza gdy zawodnik idzie do lepszego klubu, daje dodatkowy bodziec, powoduje, że człowiek czuje się doceniony. A na boisku pewność siebie jest bardzo ważna, masz większy luz, spokój. Z drugiej strony należy pamiętać, że trzeba to pokazać w meczu.

Ta kadra nie przeżyła rewolucji po mistrzostwach. Jest dalej systematycznie budowana...

Zaczynając eliminacje mistrzostw Europy, nie byliśmy pewni, jaką jesteśmy drużyną, jak będziemy grać. Nawet w połowie eliminacji jeszcze nie wiedzieliśmy do końca, czego się możemy po sobie spodziewać. Podczas turnieju we Francji poziom zaufania był już na znacznie wyższym poziomie. Na boisku jest łatwiej, gdy wiesz, co zrobi kolega, gdy wiesz, że możesz się skupić tylko na swojej robocie. Oczywiście kosmetyczne zmiany zawsze będą. Ale to, że nie zaczynamy od zera, działa na naszą korzyść. Drużyny narodowej nie zbuduje się w miesiąc czy dwa. My tak w stu procentach zostaliśmy stworzeni dopiero na Euro.

W eliminacjach była to drużyna bardzo ofensywna, stwarzaliście po pięć, sześć okazji w meczu. Na Euro zobaczyliśmy zespół bardziej defensywny. Liczy pan, że te eliminacje będą podobne do poprzednich? Spodziewa się pan kilkunastu zdobytych goli?

Kwalifikacje bardzo się różnią od turnieju. Mistrzostwa nie wybaczają pomyłek, a w eliminacjach margines błędu jest znacznie większy. To, że graliśmy bardzo dobrze w obronie, to nie jest zasługa tylko obrońców, ale całej drużyny. W każdym meczu jako pierwsi strzelaliśmy bramkę, mogliśmy więc grać bardziej defensywnie. Najlepszą kombinacją byłoby połączyć ofensywę z eliminacji z defensywą z Francji. Ale wydaje mi się, że w kwalifikacjach znów będziemy grać ofensywnie, stwarzać dużo sytuacji i strzelać dużo bramek.

I wówczas będziemy mieli drużynę na czołową ósemkę świata?

Trudno powiedzieć, wiemy, ile jest wciąż do poprawy. Nie jesteśmy jeszcze drużyną, która zawsze i ze wszystkimi będzie wygrywała. Wiemy, nad czym musimy pracować. Nad rozegraniem, atakiem pozycyjnym, wygrywaniem pojedynków na bokach boiska.

Czy problemu tej reprezentacji nie pokazał najlepiej mecz ze Szwajcarią, gdy w setnej minucie Adam Nawałka wciąż nie dokonywał zmian? Być może trener nie ma takiego wyboru, jaki chciałby mieć?

Przed Euro wypadło kilku zawodników z powodu kontuzji. Może gdyby wszyscy byli w odpowiedniej formie, wyglądałoby to inaczej? W trakcie eliminacji rezerwowi często pomagali, wnosili coś do tej drużyny, a na Euro tak nie było.

Co bardziej pana irytowało we Francji: ścisła opieka rywali, faule czy to, że tak naprawdę nie miał pan dobrych okazji do strzelania goli?

W trakcie Euro miałem tak naprawdę jedną porządną sytuację – z Ukrainą. Z Niemcami taką sobie, a z Portugalią strzeliłem gola... Dwie i pół okazji na tyle spotkań. W klubie mam często tyle w kilka minut. W pierwszym meczu ligowym z Werderem miałem nawet więcej. Oczywiście bolało mnie, że nie dostawałem więcej podań. Ale ważniejsze, że wiedziałem, po co to wszystko robię. Czasami moje wbiegnięcie do boku, zaangażowanie dwóch, trzech rywali pomagało innym. W jakimś stopniu osłodziło to mój wysiłek, ale oczywiście wolałbym sam mieć te sytuacje i strzelać gole. Ze ścisłą opieką czy faulami trzeba się liczyć. W meczu ze Szwajcarią nastąpiła kulminacja tego, jak ostro byłem traktowany przez rywali. Czasami dziwię się sędziom, że nie reagują. To, że przy faulu Fabiana Schaera nie miałem nogi na murawie, bo widziałem, że się zbliża na wślizgu, i udało mi się trochę uciec, nie znaczy, że sędzia nie powinien pokazać mu czerwonej kartki. Gdybym chociaż miał sytuacje, to wiedziałbym po co tak się poświęcam, że jest warto.

Trudno było schować osobiste ambicje? Czy wieczorami musiał pan sobie powtarzać po kilka razy przed lustrem, że to dla dobra drużyny?

Trochę tak to właśnie wyglądało. Nawet gdy wygrywaliśmy, nie przyjmowałem braku gola ze wzruszeniem ramion. Odzywała się moja ambicja, zawsze z tyłu głowy coś siedziało. Wracałem do hotelu cały obolały, po faulach, a w statystykach wciąż było zero.

Odbija pan sobie od początku sezonu w Bayernie. Dwa hat tricki, tak dobrego początku sezonu jeszcze pan nie miał...

Cieszę się z tych goli, bo powiedziałem sobie: na co mam czekać? Fajnie jest wejść tak dobrze w sezon, teraz trzeba utrzymać wysoką formę.

Ma pan wrażenie, że w Bayernie Carlo Ancelottiego może pan się stać innym napastnikiem?

Tak, jest różnica. Może po mnie widać to mniej, ale już po innych zawodnikach ofensywnych widać bardziej, że mają więcej swobody, luzu. Ja muszę być w polu karnym i tam trener nic mi nie może nakazać. Zauważyłem w meczu z Werderem u kolegów z linii pomocy, że nie mają takiej presji, nie boją się straty piłki. W tym sezonie możemy częściej widzieć nieszablonowe zagrania. A u Pepa Guardioli był strach przed ryzykownymi podaniami, bo wiadomo, że to trener, który lubił mieć piłkę, i lepiej było zagrać pewnie. Zdajemy sobie sprawę, że nie możemy pozwolić sobie na nonszalancję, ale ta swoboda może wiele zmienić.

—rozmawiał Piotr Żelazny

Rzeczpospolita: Wraca pan jeszcze myślami do Francji? Podobno nie chcieliście powitania na Okęciu, bo byliście wściekli po porażce z Portugalią...

Robert Lewandowski: Przegrana boli, zawsze. Szczególnie że później patrzyliśmy, jak ten turniej się potoczył, i zdawaliśmy sobie sprawę, jak byliśmy blisko dokonania czegoś wielkiego. Jesteśmy grupą ambitnych osób, po Portugalii byliśmy przede wszystkim źli, że się nie udało. Dzień, dwa po meczu nikt nie miał jeszcze na tyle dystansu, żeby spojrzeć na nasz rezultat z boku. Ambicja brała górę. Ale po czasie zaczęliśmy doceniać to, co osiągnęliśmy, rozumieć, ile radości daliśmy kibicom. Złość sportowa jednak zostaje.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Piłka nożna
Piłkarskie klasyki w Wielkanoc: City-Arsenal, Bayern-Borussia i OM-PSG
Piłka nożna
Gruzja jedzie na Euro 2024. Ten awans to nie przypadek
PIŁKA NOŻNA
Michał Probierz dla „Rzeczpospolitej”. Jak reprezentacja Polski zagra na Euro 2024
Piłka nożna
Bilety na mecze Polski na Euro 2024 szybko wyprzedane. Kibice rozczarowani
Piłka nożna
Manchester City kupił "najbardziej ekscytującego 14-letniego piłkarza na świecie"