Mecz Wisła – Cracovia to była naprawdę świetna reklama ekstraklasy, szczególnie w drugiej połowie. Szybkie tempo, akcje z obu stron, sytuacje podbramkowe, czerwona kartka i wielki comeback Wisły, która przegrywała u siebie, ale dzięki dwóm bramkom zdobytym w końcówce przez Carlitosa odwróciła losy spotkania.
Szczególnie pierwszy gol był efektowny – nieczęsto takie w naszej lidze się zdarzają. Hiszpan minął trzech obrońców Cracovii, w polu karnym jeszcze zasugerował zamiar oddania strzału, ale tylko przełożył futbolówkę na drugą nogę, zostawiając zawodników gości ogłupiałych, i dopiero uderzył do bramki.
Niestety, patologia z trybun po raz kolejny przyćmiła wszystko, co działo się na murawie stadionu Wisły. Mecze między krakowskimi rywalami od dawna odbywają się w wyjątkowo złej atmosferze. Porachunki grup bandytów, którzy nie wahają się użyć maczet i noży, słynne są na całą Polskę. W tych wojnach chodzi o brudne pieniądze, handel narkotykami, stręczycielstwo i wszystko, czym zorganizowana przestępczość się zajmuje, ale wciąż przedstawiane są one w mediach jako kibicowskie rozliczenia. Dla samych bandytów wygodniej jest pewnie być opisywanym właśnie w takim kontekście.
Nie po raz pierwszy derby Krakowa zmieniły się w zbiorowe fetowanie śmierci. Tym razem na trybunie, gdzie zasiadają najbardziej zagorzali fani, na początku meczu została zaprezentowana oprawa – wizerunek kibica Wisły w pozie w zamyśle pewnie i bojowej, wokół krzyże cmentarne symbolizujące poległych z drugiej strony barykady. A nad tej wątpliwej jakości dziełem wywieszony został napis: „Boże miej litość dla naszych rywali, bo jak widzisz my jej nie mamy".
Oczywiste jest, że takich rozmiarów oprawa – przykrywająca całą trybunę – nie jest na stadion przemycana, wnoszona cichaczem, tylko kibice musieli dostać zgodę i pomoc klubu. To wszystko mniej dziwi, gdy uświadomimy sobie, że Wisła znajduje się w rękach Towarzystwa Sportowego Wisła – czyli faktycznie właśnie kibiców.