50 tys. widzów, w tym Władimir Putin, oglądało pierwszy od 12 miesięcy mecz reprezentacji o stawkę na nowym stadionie w Sankt Petersburgu. Obiekt, na którym za rok odbędzie się m.in. półfinał mistrzostw świata i spotkanie o brązowy medal, powstawał aż dziesięć lat, przy budowie pracowali m.in. robotnicy z Korei Północnej.
Po kompromitacji na Euro we Francji (jeden punkt i ostatnie miejsce w grupie) czy późniejszej wpadce w sparingu z Katarem (1:2) rosyjscy kibice wreszcie odetchnęli z ulgą. Gra ich drużyny co prawda nie porywała, piłkarze razili nieskutecznością, a jedna z bramek padła po samobójczym strzale rywali, ale zwycięstwo nad Nową Zelandią (2:0) pozwala patrzeć w przyszłość z nadzieją.
– Zadanie wykonane, jedziemy dalej. Teraz interesuje mnie już tylko Portugalia. Składu nie zmienię, plan gry też mam gotowy – przekonywał trener Rosjan Stanisław Czerczesow.
Mecz z mistrzami Europy będzie wymagał od jego zawodników znacznie więcej. Portugalczycy (w niedzielę zremisowali z Meksykiem 2:2) – w przeciwieństwie do Niemców – przyjechali do Rosji w najsilniejszym składzie, z Cristiano Ronaldo na czele. Gwiazdor Realu nie schodzi ostatnio z czołówek sportowych gazet. Sprawa podatkowych zaległości stała się gorącym tematem i obiektem spekulacji, czy piłkarz opuści Madryt. Cristiano miał postawić ultimatum: odejdzie, jeśli klub nie zapłaci za niego urzędowi skarbowemu 14 mln euro z tytułu praw do wizerunku.
Turniej rozgrywany na czterech z 12 stadionów, które w przyszłym roku będą gościć uczestników mundialu (oprócz Sankt Petersburga Kazań, Soczi i Moskwa), nie wywołuje dużych emocji. Jeszcze kilka dni przed startem dostępna była prawie 1/3 biletów. Trudno się dziwić niewielkiemu zainteresowaniu kibiców, skoro same reprezentacje nie traktują imprezy bardzo poważnie.