Polski piłkarz cieszący się z bramki na angielskich boiskach to widok bardzo rzadki. A gdy jeszcze nie ma on za sobą ani jednego występu ligowego w drużynie, wydarzenie nabiera znaczenia wyjątkowego.
Jan Bednarek rok temu opuszczał Poznań jako wielki talent. Southampton wydał na niego 6 mln euro, czyli więcej niż Borussia Dortmund zapłaciła kiedyś Lechowi za Roberta Lewandowskiego. Tyle nie kosztował żaden zawodnik z polskiej ekstraklasy.
Nic dziwnego, że wyjazdowi 21-letniego obrońcy towarzyszyły emocje podobne do tych, jakie rok wcześniej wywołał transfer Bartosza Kapustki z Cracovii do Leicester. Ale i obawy, że Bednarek podzieli los swojego rówieśnika, który nie doczekał się debiutu w Premier League i został wypożyczony do Freiburga.
Do Southampton sprowadzał go Mauricio Pellegrino. Argentyńczyk dał jednak szansę Bednarkowi tylko w dwóch spotkaniach pucharowych. Dziennikarze zaczęli pisać o transferowym niewypale.
W marcu Pellegrino stracił posadę, ale zastępujący go Mark Hughes też nie stawiał na Polaka. W sobotę postanowił jednak rzucić go na głęboką wodę i wystawić w miejsce pauzującego za czerwoną kartkę Jacka Stephensa. Odwaga została nagrodzona.