Jacek Gmoch: Piłkarz to partner

Z byłym selekcjonerem reprezentacji Polski Jackiem Gmochem o zespole trenera i Adama Nawałki rozmawiał Stefan Szczepłek.

Aktualizacja: 29.03.2017 22:56 Publikacja: 29.03.2017 18:38

Jacek Gmoch: Piłkarz to partner

Foto: PAP, Bartłomiej Zborowski

Rzeczpospolita: Patrząc na mecze obecnej reprezentacji, widzę pańską, sprzed 40 lat, kiedy walczyła o awans na mundial w Argentynie.

Jacek Gmoch: Wcale się nie dziwię. Jest wiele podobieństw, ale i różnic. Drużyna prowadzona przez Adama Nawałkę wygrała cztery mecze z rzędu i w połowie eliminacji ma sześć punktów przewagi. Moja reprezentacja wygrała pięć kolejnych spotkań, a mimo to nie była pewna awansu. Musieliśmy zapewnić go sobie w ostatnim meczu u siebie, z Portugalią. Gdybyśmy nie zdobyli punktu, Portugalczycy mogliby nas wyprzedzić, ponieważ ostatni mecz grali z Cyprem na swoim boisku. Zadbali o dobry dla siebie terminarz, a PZPN nie potrafił tego zrobić. Zremisowaliśmy i ten punkt dał nam awans.

Kiedy powołano pana na selekcjonera, reprezentacja była rozbita. Niektórzy położyli na niej krzyżyk. Z kolei Adam Nawałka musiał się zmierzyć z sukcesem na Euro i zaczął eliminacje od remisu w Kazachstanie. Czy tu też widzi pan jakieś podobieństwa?

To, co po srebrnym medalu zrobiono z Kazimierzem Górskim, było nieuczciwe. Zresztą ja też przeżyłem coś takiego, kiedy dwa lata później uznano, że porażką jest piąte miejsce na świecie. Po Montrealu musiałem pozbierać drużynę, znaleźć motywację dla starszych zawodników, przekonać do współpracy ludzi, którzy nie wierzyli w sukces, a wszystko to przed pierwszym meczem eliminacji, z Portugalią w Porto. I my tam wygraliśmy 2:0, Grzesiek Lato strzelił dwie bramki, debiutował jeden z najzdolniejszych piłkarzy tamtego pokolenia Stanisław Terlecki. Z jednej strony król strzelców mundialu, z drugiej dwudziestojednoletni debiutant i młodszy od niego Zbyszek Boniek. To był sygnał, że nie tylko jeszcze żyjemy, ale też możemy wygrywać z każdym. Zebrałem grupę ludzi, która podzielała tę wiarę. Kiedy teraz patrzę na sztab Adama Nawałki, widzę to samo.

Sądzi pan, że on też pamięta mundial w Argentynie, w którym grał, i wziął coś z pańskiego warsztatu?

Czytałem w książce, że powołuje się na mnie. To jest miłe, ale i zrozumiałe, bo moja koncepcja się sprawdziła, a na tamte czasy była pionierska. To dlatego byłem krytykowany, że robiłem coś nowego. Wykorzystywałem naukę, robiłem konsultacje dla zawodników nawet z klas niższych, dzięki czemu znalazłem Stefana Majewskiego. W kadrze na mistrzostwa świata w Argentynie znaleźli się: Zbyszek Boniek, Adam Nawałka, Andrzej Iwan, nieco starsi, ale nowi w reprezentacji Bogdan Masztaler i Henryk Maculewicz. Pojechałby i Terlecki, gdyby nie kontuzja. I oni, wspólnie z gwiazdami poprzedniego mundialu: Deyną, Latą, Szarmachem, Kasperczakiem, Szymanowskim czy Gorgoniem, zajęli piąte miejsce na świecie.

Ale pan obiecywał zdobycie Pucharu Świata.

Nigdy tego nie obiecywałem, bo jakiś poziom inteligencji posiadam. Włożono mi to w usta. Wiedziałem, że w roku 1978 mistrzostwa w Argentynie mogła wygrać tylko Argentyna.

Z pana drużyny Zbigniew Boniek jest prezesem PZPN, Adam Nawałka selekcjonerem, a Stefan Majewski szefem szkolenia i dyrektorem Szkoły Trenerów PZPN...

To dla mnie wielka przyjemność, ale każdy z nich miał otwartą głowę w czasach, kiedy wielu zawodników nie dbało o siebie, nie wiedziało, co to dieta, a na zgrupowania zapraszałem pedicurzystkę, żeby pokazała, jak obcinać paznokcie, aby nie wrastały w palce. Przez taki pozorny drobiazg niektórzy nie mogli grać i trzeba im było zamawiać specjalne buty u Adidasa. Proszę porównać to z teraźniejszością. Dziś chyba każdy szanujący się piłkarz kadry ma swojego trenera mentalnego. Oni nie przyjeżdżają na zgrupowanie, żeby się napić alkoholu, pograć w karty i iść na dziewuchy. To są świadomi zawodowcy, szkoleni w zagranicznych klubach przez najlepszych trenerów. Przyjeżdżają z przyjemnością, razem walczą, a atmosferę budują wyniki.

No, różnie z tym bywa. Trochę pan wyidealizował obraz kadry, bo przecież czasami słyszymy o wyskokach...

Coś tam może się zdarzyć, ale nie róbmy z igły wideł. Uważam, że cały sztab kadry osiągnął poziom światowy. Dotyczy to zarówno dbałości o stan fizyczny piłkarzy, jak i wyjazdów na mecze, zakwaterowania, treningów itd. Z zatrudnieniem kucharza włącznie. A wie pan, kiedy pierwszy raz z kadrą na turniej poleciał kucharz?

Wiem, z panem na mundial do Argentyny. To był Andrzej Białkowski, szef kuchni hotelu Victoria w Warszawie.

No właśnie, a dziś to jest standard. Drobiazgi wpływają na sukces. Zabawy podczas zgrupowań, wspinaczka czy zawody na strzelnicy cementują zespół. To robi Nawałka. Krótkie zgrupowania nie mogą się składać wyłącznie z zajęć taktycznych na boisku i analizy przed telewizorem. Dziś świadomy zawodnik jest partnerem trenera. Oni muszą ze sobą rozmawiać. Jako pierwszy robił to trener Danii w latach 80., Niemiec Sepp Piontek. Wielu Duńczyków grało w Bundeslidze, mógł ich oglądać i rozmawiać z nimi, budując zespół i atmosferę. Stworzył na tamte czasy jedną z najlepszych drużyn na świecie. Kiedy Juergen Klinsmann ze swojego domu w Kalifornii rozmawiał przez Skype'a lub robił telekonferencje z zawodnikami kadry Niemiec, też uważano go za dziwaka. I to również się sprawdziło. Nawałka i jego sztab robią to samo.

Pan też uważa, że awans na mundial mamy zapewniony?

Chwila, chwila... Słyszał pan od prezesa czy selekcjonera po meczu w Podgoricy, że jesteśmy już na autostradzie na mundial? Żaden z nich ani żaden zawodnik tego nie powiedział. To jest ostrożność, wynikająca z doświadczenia. Tak możecie pisać wy, dziennikarze. Piłkarze wiedzą, że zostało jeszcze pięć meczów, że nie ma co liczyć punktów innych drużyn, tylko patrzeć na siebie. Nie jesteśmy jeszcze taką potęgą, która jest odporna na każdy problem. Nie mamy silnej ławki rezerwowych. Teraz poradziliśmy sobie bez Krychowiaka, ale co będzie, jeśli nie będzie mógł zagrać Lewandowski? Wszystko trzeba brać pod uwagę i Nawałka ze sztabem to robią, a Boniek nie szczędzi pieniędzy, które na szczęście są. Ale na końcu zawsze jest boisko.

 

Rzeczpospolita: Patrząc na mecze obecnej reprezentacji, widzę pańską, sprzed 40 lat, kiedy walczyła o awans na mundial w Argentynie.

Jacek Gmoch: Wcale się nie dziwię. Jest wiele podobieństw, ale i różnic. Drużyna prowadzona przez Adama Nawałkę wygrała cztery mecze z rzędu i w połowie eliminacji ma sześć punktów przewagi. Moja reprezentacja wygrała pięć kolejnych spotkań, a mimo to nie była pewna awansu. Musieliśmy zapewnić go sobie w ostatnim meczu u siebie, z Portugalią. Gdybyśmy nie zdobyli punktu, Portugalczycy mogliby nas wyprzedzić, ponieważ ostatni mecz grali z Cyprem na swoim boisku. Zadbali o dobry dla siebie terminarz, a PZPN nie potrafił tego zrobić. Zremisowaliśmy i ten punkt dał nam awans.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Liverpool za burtą europejskich pucharów. W grze wciąż trzej Polacy
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Piłka nożna
Pusty tron w Lidze Mistrzów. Dlaczego Manchester City nie obroni tytułu?
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Znamy pary półfinałowe i terminy meczów
Piłka nożna
Xabi Alonso - honorowy obywatel Leverkusen
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Piłka nożna
Manchester City - Real. Wielkie emocje w grze o półfinał Ligi Mistrzów, zdecydowały karne