Porażka Liverpoolu (2:3) to jedna z większych niespodzianek czwartej rundy Pucharu Anglii. Piłkarze Juergena Kloppa przed dwoma tygodniami w wielkim stylu pokonali w lidze Manchester City, w sieci furorę robiły kolejne wersje nowej przyśpiewki kibiców (kto jeszcze nie słyszał, niech natychmiast nadrobi zaległości), optymizmowi nie było końca.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że zwycięstwo 4:3 nad liderem Liverpoolowi zaszkodziło. Zawodnicy Kloppa chyba za szybko uwierzyli w swoje umiejętności, już tydzień później na ziemię sprowadziła ich Swansea (porażka 0:1), a teraz – West Bromwich.
W sobotę nic nie zapowiadało katastrofy. Gospodarze już po pięciu minutach strzelili pierwszą bramkę (Roberto Firmino), ale zamiast zadać kolejny cios, pozwolili rywalom przejąć inicjatywę. Nie pomógł rzut karny (Firmino trafił w poprzeczkę) ani kontuzje gości (Kieran Gibbs, Hal Robson-Kanu). Trzy gole stracone do przerwy – tego Anfield nie widziało od 2014 r. (z Realem Madryt w fazie grupowej Ligi Mistrzów).
Spora w tym zasługa Grzegorza Krychowiaka. Polak był wyróżniającym się zawodnikiem West Bromwich, to on rozegrał akcję na 2:1 i nieprzypadkowo Sky Sports ocenił go na 7 (w skali 1–10).
Udany weekend mają za sobą też jego przyjaciele z kadry – Robert Lewandowski i Wojciech Szczęsny. W minionym tygodniu Lewandowski został wybrany przez oficjalny serwis Bundesligi do jedenastki wszech czasów Bayernu – w ataku zajął miejsce obok legendarnego Gerda Muellera.