To był jeden z najbardziej wstydliwych i bolesnych momentów w historii brazylijskiego futbolu. Porównywalny tylko z przegraną z Urugwajem na Maracanie w 1950 roku. Tamten mecz decydował o mistrzostwie świata, porażka z Niemcami pewnie nie byłaby tak wielkim szokiem, gdyby nie jej rozmiary. W Belo Horizonte gospodarze już do przerwy przegrywali 0:5, tracąc między 23. a 29. minutą aż cztery gole. Skończyło się na 1:7, marzenie o odzyskaniu tytułu zamieniło się w koszmar.
– Brazylia jest dziś co najmniej dwie klasy lepsza – przekonuje Toni Kroos, który strzelił wówczas dwie bramki. Wtóruje mu Joachim Loew: – Z nowym trenerem zrobili duży postęp, nadal uwielbiają atakować, ale są przy tym bardziej zdyscyplinowani w obronie.
W 18 meczach pod wodzą Tite Brazylijczycy stracili mniej goli (pięć) niż we wspomnianym półfinale z Niemcami.
Selekcjoner Niemców planuje dokonać co najmniej sześciu zmian w porównaniu do piątkowego spotkania z Hiszpanią (1:1). Do domów zwolnieni zostali Thomas Mueller i Mesut Oezil. Szansę mają dostać Ilkay Guendogan, Leroy Sane, Matthias Ginter i Marvin Plattenhardt, a w bramce po połowie zagrają Bernd Leno i Kevin Trapp.
Brazylia, tak jak cztery lata temu, wystąpi bez kontuzjowanego Neymara. Ale gdy ma się takich zawodników w ofensywie, jak Philippe Coutinho, Roberto Firmino, Gabriel Jesus czy Douglas Costa, to nie problem.