Łukasz Majchrzyk: Przez całą rundę toczą się dyskusje na temat systemu VAR. Narzekają na niego kibice, trenerzy, piłkarze. Miał pomagać, a przeszkadza? Z czego się biorą te opinie? Łukasz Wachowski: Trzeba zdawać sobie sprawę, że system VAR nie będzie używany często w trakcie gry. Nie będą go interesować sprawy dyskusyjne: niejednoznaczne pchnięcia, pociągnięcia z koszulkę, których w meczu zdarza się dziesięć. Decyzja sędziego może być zmieniona tylko wówczas, jeżeli wideoweryfikacja wykaże „oczywisty błąd” w sytuacji mającej kluczowe znaczenie dla przebiegu zawodów. Głośno było o meczu Lechia - Lech, ale sytuacje, o których dyskutowano, nie podlegały ocenie VAR. Celem eksperymentu nie jest osiągnięcie 100 procent trafności decyzji sędziowskich. Skąd taka wstrzemięźliwość w korzystaniu z tego narzędzia? Skoro jest, to niech pomaga. VAR nie może niszczyć płynności gry. Filozofia jest następująca: ‘minimum ingerencji – maximum korzyści’. Postępujemy zgodnie z protokołem, który stworzył IFAB. W siatkówce jest prościej, bo po każdej akcji i tak jest przerwa przed zagrywką, i można spokojnie wziąć challenge. Mówi się, że idealnie będzie, jeśli wideoweryfikacji będzie podlegała jedna decyzja na trzy mecze. Oczekiwanym rozwiązaniem jest, że VAR nie interweniuje za często. Taka sytuacja byłaby najlepsza z punktu widzenia IFAB (Rada, która opiniuje zmiany w przepisach – przyp. Ł. M.). Piłkarze i trenerzy często apelują o sprawdzenie sytuacji, a kibice na trybunach krzyczą przysłowiowe „sędzia kalosz”. Zasady są takie, że ani piłkarze ani trenerzy nie mają możliwości zarządzenia wideoweryfikacji. Kluczowe jest to, czy sędzia główny widział kontrowersyjną sytuację. Ludzie mogą często myśleć, że arbiter nie reaguje, bo czegoś nie widzi, a jest odwrotnie – arbiter dostrzegł zdarzenie, ale uznał, że nie należy przerywać gry. Sędziowie dopuszczają czasami ostrzejszą walkę i to trzeba zrozumieć, a nie oczekiwać, że sędzia będzie do zdarzenia wracał, i sprawdzał na monitorze tylko dlatego, że ktoś się przewrócił w polu karnym. Nawet, jeżeli 7 na 10 kibiców powie „rzut karny”. Sytuacja nie może budzić żadnych wątpliwości dla VAR. Kibice mają pretensje, że arbitrzy mają różną wrażliwość. Tak samo było przed wprowadzeniem VAR. Jeden dopuszcza bardziej kontaktową grę, a drugi jest bardziej drobiazgowy. Sędzia wie najlepiej, czy coś mu mogło umknąć. Jeśli ma wątpliwość, to zawsze może się dopytać ludzi w wozie, a z drugiej strony arbiter VAR ma zwracać jego uwagę na oczywiste, stuprocentowe błędy. Na początku przepisy mówiły o tym, że mają to być „clear errors”. Teraz nawet zaostrzono interpretację i jest zapisane „clear and obvious errors”. Sędzia zawsze może się bronić, że widział, ale podjął inną decyzję? Wszystkie rozmowy w wozie VAR są nagrywane kamerami „go pro”, które rejestrują obraz i dźwięk. Każdy klip mamy wycięty i następnie przekazujemy go do IFAB za pomocą specjalnej platformy. Archiwizujemy tylko te sytuacje, które podlegają sprawdzeniu. Zdarza się, że sędziowie narzekają na komunikację? Bywają przypadki, że arbitrzy na boisku nie słyszą swoich komunikatów? Od strony technicznej nie ma żadnych problemów. Głośność i jakość przekazu są jak najbardziej w porządku. Trzeba też pamiętać, że w trakcie meczu na boisku pracuje czterech ludzi: sędzia, dwóch asystentów i sędzia techniczny. Mają oni w uszach zestaw „Vocero” i komunikują się na bieżąco, przez całe spotkanie. Sędziowie VAR i AVAR słyszą wszystko, co mówią do siebie arbitrzy na boisku, ale żeby samemu nadać komunikat z wozu, trzeba wcisnąć guzik. Komunikacja na boisku musi trwać cały czas i nie może być „zakłócona” tym, co się dzieje w wozie. Dlatego sprawdzenie części sytuacji odbywa się w trybie tzw. „cichego sprawdzenia”, czyli wszystkie dyskusje odbywają się tylko w gronie sędziów VAR. Kiedy sędzia na wozie wciska przycisk, to wszystkie słowa są transmitowane głośno i wyraźnie, ale trzeba pamiętać, że cały czas rozmawiają ze sobą główny i asystenci, a techniczny dorzuca swoje komunikaty i wbicie się z własnym przekazem nie jest łatwe. Czasami trzeba coś powtórzyć. Co tak naprawdę widzi sędzia VAR? To samo, co widzą kibice w telewizji? Widzi surowe ujęcia ze wszystkich kamer, które są używane w transmisji, ale bez dodawanych efektów, czyli powtórek, slow motion. Ma jednak możliwość samodzielnego obrabiania tych ujęć: zbliżania, spowalniania, przyspieszania, robienia zbliżeń na konkretne ujęcia. Niezależnie od wozu telewizyjnego? Dokładnie tak. Jest operator powtórek który te ujęcia dostaje na swój serwer. Sprzęt wygląda mniej więcej tak, jak ten na wozie telewizyjnym.
Mamy kolejną kontrowersję, tym razem mecz Korony z Legią. Pojawiają się w sieci obrazki, które sugerują, że zawodnik Korony przy trzecim golu był na spalonym. Jak sędziowie VAR oceniają takie sytuacje? Mogą sobie wyrysować linię, jak w telewizji widać? Jak jest definiowany moment podania?”
Podczas meczu Korona – Legia sędzia VAR z pomocą operatora powtórek, starał się znaleźć „punkt pierwszego kontaktu związanego z zagraniem piłki”, czyli tak, jak przy ocenie spalonego każe robić IFAB. Gdy to zrobił, szukał optymalnej kamery do określenia, gdzie w momencie tego kontaktu znajdował się zawodnik, który po tym zagraniu otrzymał piłkę. Czy był on już na pozycji spalonej...? VAR nie dysponuje przy tym żadnymi dodatkowymi liniami.
Ponadto należy zwrócić uwagę na dwa istotne czynniki. Po pierwsze: kamera, z której najlepiej widać usytuowanie zawodników, nie jest w linii przedostatniego zawodnika drużyny broniącej. Po drugie: zawodnicy, których usytuowanie analizujemy (napastnik Korony i obrońca Legi), znajdują się w dużej odległości od siebie. To wszystko powoduje, że VAR nie ma pewności, czy zawodnik który otrzymał piłkę, znajdował się w momencie jej zagrania przez współpartnera na pozycji spalonej. Jeżeli VAR nie miał takiej pewności, to nie mógł jednoznacznie stwierdzić, że brak sygnalizacji spalonego przez sędziego asystenta było błędem.
Podczas meczu Śląska z Cracovią sędzia Szymon Marciniak pogorszył tylko sytuację, korzystając z VAR i podyktował rzut karny. Prawidłowo „przesunął” zdarzenie w obręb pola karnego, ale nie zauważył, że faulu nie było. Jak to możliwe?