System VAR w Ekstraklasie: minumum ingerencji, maksimum korzyści

- VAR nie może niszczyć płynności gry. Filozofia jest następująca: "minimum ingerencji – maximum korzyści" - mówi "Rzeczpospolitej" Łukasz Wachowski, Dyrektor Departamentu Rozgrywek Krajowych PZPN, odpowiedzialny za wideoweryfikacje, czyli projekt VAR.

Aktualizacja: 28.11.2017 17:30 Publikacja: 28.11.2017 17:24

Łukasz Wachowski

Łukasz Wachowski

Foto: PZPN

Łukasz Majchrzyk: Przez całą rundę toczą się dyskusje na temat systemu VAR. Narzekają na niego kibice, trenerzy, piłkarze. Miał pomagać, a przeszkadza? Z czego się biorą te opinie? Łukasz Wachowski: Trzeba zdawać sobie sprawę, że system VAR nie będzie używany często w trakcie gry. Nie będą go interesować sprawy dyskusyjne: niejednoznaczne pchnięcia, pociągnięcia z koszulkę, których w meczu zdarza się dziesięć. Decyzja sędziego może być zmieniona tylko wówczas, jeżeli wideoweryfikacja wykaże „oczywisty błąd” w sytuacji mającej kluczowe znaczenie dla przebiegu zawodów. Głośno było o meczu Lechia - Lech, ale sytuacje, o których dyskutowano, nie podlegały ocenie VAR. Celem eksperymentu nie jest osiągnięcie 100 procent trafności decyzji sędziowskich.  Skąd taka wstrzemięźliwość w korzystaniu z tego narzędzia? Skoro jest, to niech pomaga.  VAR nie może niszczyć płynności gry. Filozofia jest następująca: ‘minimum ingerencji – maximum korzyści’. Postępujemy zgodnie z protokołem, który stworzył IFAB. W siatkówce jest prościej, bo po każdej akcji i tak jest przerwa przed zagrywką, i można spokojnie wziąć challenge. Mówi się, że idealnie będzie, jeśli wideoweryfikacji będzie podlegała jedna decyzja na trzy mecze. Oczekiwanym rozwiązaniem jest, że VAR nie interweniuje za często. Taka sytuacja byłaby najlepsza z punktu widzenia IFAB (Rada, która opiniuje zmiany w przepisach – przyp. Ł. M.).  Piłkarze i trenerzy często apelują o sprawdzenie sytuacji, a kibice na trybunach krzyczą przysłowiowe „sędzia kalosz”.  Zasady są takie, że ani piłkarze ani trenerzy nie mają możliwości zarządzenia wideoweryfikacji. Kluczowe jest to, czy sędzia główny widział kontrowersyjną sytuację. Ludzie mogą często myśleć, że arbiter nie reaguje, bo czegoś nie widzi, a jest odwrotnie – arbiter dostrzegł zdarzenie, ale uznał, że nie należy przerywać gry. Sędziowie dopuszczają czasami ostrzejszą walkę i to trzeba zrozumieć, a nie oczekiwać, że sędzia będzie do zdarzenia wracał, i sprawdzał na monitorze tylko dlatego, że ktoś się przewrócił w polu karnym. Nawet, jeżeli 7 na 10 kibiców powie „rzut karny”. Sytuacja nie może budzić żadnych wątpliwości dla VAR.  Kibice mają pretensje, że arbitrzy mają różną wrażliwość.  Tak samo było przed wprowadzeniem VAR. Jeden dopuszcza bardziej kontaktową grę, a drugi jest bardziej drobiazgowy. Sędzia wie najlepiej, czy coś mu mogło umknąć. Jeśli ma wątpliwość, to zawsze może się dopytać ludzi w wozie, a z drugiej strony arbiter VAR ma zwracać jego uwagę na oczywiste, stuprocentowe błędy. Na początku przepisy mówiły o tym, że mają to być „clear errors”. Teraz nawet zaostrzono interpretację i jest zapisane „clear and obvious errors”.  Sędzia zawsze może się bronić, że widział, ale podjął inną decyzję?  Wszystkie rozmowy w wozie VAR są nagrywane kamerami „go pro”, które rejestrują obraz i dźwięk. Każdy klip mamy wycięty i następnie przekazujemy go do IFAB za pomocą specjalnej platformy. Archiwizujemy tylko te sytuacje, które podlegają sprawdzeniu.  Zdarza się, że sędziowie narzekają na komunikację? Bywają przypadki, że arbitrzy na boisku nie słyszą swoich komunikatów?  Od strony technicznej nie ma żadnych problemów. Głośność i jakość przekazu są jak najbardziej w porządku. Trzeba też pamiętać, że w trakcie meczu na boisku pracuje czterech ludzi: sędzia, dwóch asystentów i sędzia techniczny. Mają oni w uszach zestaw „Vocero” i komunikują się na bieżąco, przez całe spotkanie. Sędziowie VAR i AVAR słyszą wszystko, co mówią do siebie arbitrzy na boisku, ale żeby samemu nadać komunikat z wozu, trzeba wcisnąć guzik. Komunikacja na boisku musi trwać cały czas i nie może być „zakłócona” tym, co się dzieje w wozie. Dlatego sprawdzenie części sytuacji odbywa się w trybie tzw. „cichego sprawdzenia”, czyli wszystkie dyskusje odbywają się tylko w gronie sędziów VAR. Kiedy sędzia na wozie wciska przycisk, to wszystkie słowa są transmitowane głośno i wyraźnie, ale trzeba pamiętać, że cały czas rozmawiają ze sobą główny i asystenci, a techniczny dorzuca swoje komunikaty i wbicie się z własnym przekazem nie jest łatwe. Czasami trzeba coś powtórzyć. Co tak naprawdę widzi sędzia VAR? To samo, co widzą kibice w telewizji?  Widzi surowe ujęcia ze wszystkich kamer, które są używane w transmisji, ale bez dodawanych efektów, czyli powtórek, slow motion. Ma jednak możliwość samodzielnego obrabiania tych ujęć: zbliżania, spowalniania, przyspieszania, robienia zbliżeń na konkretne ujęcia.  Niezależnie od wozu telewizyjnego?  Dokładnie tak. Jest operator powtórek który te ujęcia dostaje na swój serwer. Sprzęt wygląda mniej więcej tak, jak ten na wozie telewizyjnym. 

Mamy kolejną kontrowersję, tym razem mecz Korony z Legią. Pojawiają się w sieci obrazki, które sugerują, że zawodnik Korony przy trzecim golu był na spalonym. Jak sędziowie VAR oceniają takie sytuacje? Mogą sobie wyrysować linię, jak w telewizji widać? Jak jest definiowany moment podania?” 

Podczas meczu Korona – Legia sędzia VAR z pomocą operatora powtórek, starał się znaleźć „punkt pierwszego kontaktu związanego z zagraniem piłki”, czyli tak, jak przy ocenie spalonego każe robić IFAB. Gdy to zrobił, szukał optymalnej kamery do określenia, gdzie w momencie tego kontaktu znajdował się zawodnik, który po tym zagraniu otrzymał piłkę. Czy był on już na pozycji spalonej...? VAR nie dysponuje przy tym żadnymi dodatkowymi liniami. 

Ponadto należy zwrócić uwagę na dwa istotne czynniki. Po pierwsze: kamera, z której najlepiej widać usytuowanie zawodników, nie jest w linii przedostatniego zawodnika drużyny broniącej. Po drugie: zawodnicy, których usytuowanie analizujemy (napastnik Korony i obrońca Legi), znajdują się w dużej odległości od siebie. To wszystko powoduje, że VAR nie ma pewności, czy zawodnik który otrzymał piłkę, znajdował się w momencie jej zagrania przez współpartnera na pozycji spalonej. Jeżeli VAR nie miał takiej pewności, to nie mógł jednoznacznie stwierdzić, że brak sygnalizacji spalonego przez sędziego asystenta było błędem. 

Podczas meczu Śląska z Cracovią sędzia Szymon Marciniak pogorszył tylko sytuację, korzystając z VAR i podyktował rzut karny. Prawidłowo „przesunął” zdarzenie w obręb pola karnego, ale nie zauważył, że faulu nie było. Jak to możliwe? 

Sędziowie Szymon Marciniak i Daniel Stefański bardzo dobrze się w tej sytuacji słyszeli, rozmawiali ze sobą nie o tym, o czym powinni. Bardzo dobrze zweryfikowali miejsce zdarzenia. Ustalili, że do incydentu doszło w polu karnym, a to bardzo ważne z punktu widzenia możliwości użycia VAR. Nie przystąpili natomiast do sprawdzenia tego, co koniecznie powinno zostać zweryfikowane, czyli tego, czy w ogóle doszło do kontaktu. „Faul” wydawał się niepodważalny, więc kiedy zweryfikowano miejsce, to duet arbitrów przestał sprawdzać resztę rzeczy. 

Pojawiają się głosy, że skoro nie na wszystkich meczach jest VAR, to jeden staje się „mniej ważny”. Jak wygląda wybieranie meczów pod kątem ich obsługi przez system?

Decydują zazwyczaj względy logistyczne. 

Trudno jednak sobie wyobrazić, że mecz Legia - Górnik odbędzie się bez systemu VAR. 

Warszawa jest logistycznie najprostsza do obsługi. Najtrudniejsze są mecze w Szczecinie, ale staramy się je „łączyć” z meczami w Lubinie i wtedy jeden wóz może obsłużyć te dwa spotkania. Zawsze meczem bez VAR będzie ten, który jest rozgrywany w sobotę, bo wtedy zaplanowane są trzy spotkania, a mamy teraz dwa wozy. Drużyny, które grają najczęściej w piątek lub poniedziałek, mają pewność, że VAR z nimi będzie. 

Staracie się jednak tak planować terminarz, by każda drużyna miała mniej więcej równą ilość spotkań bez VAR w danej rundzie? 

Szczerze mówiąc, jest to niemal niemożliwe, aby każdy miał równą liczbę meczów z systemem VAR. Idziemy do przodu: początkowo był jeden wóz, teraz są dwa, które pracują na siedmiu meczach w kolejce. Planujemy wynajęcie kolejnego wozu. Myślę, że po przerwie zimowej tego problemu nie będzie. 

Jak wygląda zestawianie duetów sędziowskich? Dąży się do tego, by zespoły na boisku jak najczęściej razem pracowały. Z VAR jest podobnie? 

Najrozsądniej byłoby, gdyby na wozie VAR pracowali razem: sędzia główny i sędzia asystent. Do tego dążymy. Sędzią VAR musi być zawsze arbiter, który na boisku jest też głównym, a jego asystentem na wozie (AVAR-em) może być albo główny, albo asystent. Chcielibyśmy, żeby asystentami VAR-a byli asystenci boiskowi. Czasami zestawiam ze sobą na wozie dwóch sędziów głównych, kiedy np. głównym arbitrem VAR ma być ktoś, kto dopiero skończył szkolenie, to dodaję mu do pomocy kogoś z dłuższym stażem. 

Sędzia główny może poprosić o sprawdzenie, czy zdarzenie miało miejsce w polu karnym. Jeśli jednak gra się toczy, a sprawdzenie trwa długo, to traci to sens. Może wrócić do tego zdarzenia? 

Jeśli sędzia przerwie grę, to akcja zostaje skasowana i nie można do niej wrócić, a może z tej akcji padłby dla gol dla drużyny, w której interesie sprawdza się powtórkę? Wtedy zespół może zostać „ukarany” dwukrotnie, bo może nie być karnego, a jednocześnie traci szansę na zdobycie bramki. Najpierw trzeba sytuację dobrze sprawdzić, a jeśli okazałoby się, że nie było w polu karnym przewinienia, to lepiej drużynie pozwolić dokończyć akcję i być może, zdobyć bramkę.

Jak daleko można się cofnąć? 

IFAB mówi w tym kontekście o tzw. „rozpoczęciu fazy ataku” i tutaj każdą sytuację trzeba rozpatrywać oddzielnie. Wyobraźmy sobie, że jedna drużyna atakuje, a jej zawodnik jest faulowany przy odbiorze piłki, ale faul nie jest szczególnie „oczywisty” na żywo. Potem drużyna, która odebrała piłkę, długo rozgrywa atak. Zawodnicy wymieniają między sobą wiele podań i, powiedzmy, że przy dziewiątym, pada bramka. W razie analizy wideo trzeba się cofnąć do odbioru piłki, bo to było rozpoczęcie fazy ataku. Ktoś mógłby powiedzieć, patrząc na dynamikę wydarzeń na boisku, że właściwa faza ataku rozpoczęła się później, np. trzy podania przed zdobyciem bramki, ale IFAB ma inne zdanie.

Sędzia wraca do sytuacji, sprawdza. Jakie mogą być konsekwencje? 

Jeśli drużyna strzela bramkę, to sędzia powinien zweryfikować całą tę sytuację od momentu faulu i powiedzieć „nie ma gola”. Tutaj system może zareagować, nawet jeśli odbiór piłki z faulem nastąpił poza polem karnym, bo to sytuacja zakończona golem. Ciekawe, że jeśli w międzyczasie, po odbiorze, piłka wyszłaby na aut, a drużyna atakująca wyrzuciłaby piłkę, to bramka nie będzie anulowana, bo nie można się już cofnąć do momentu faulu – wtedy fazę ataku liczy się od momentu wrzutu piłki z autu. Jeśli faul przy odbiorze miał miejsce w polu karnym drużyny która później zdobyła bramkę, to sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, bo drużyna się cieszy ze zdobytej bramki, a sędzia nie dość, że anuluje gola, to jeszcze dyktuje przeciwko niej rzut karny.

Łukasz Majchrzyk: Przez całą rundę toczą się dyskusje na temat systemu VAR. Narzekają na niego kibice, trenerzy, piłkarze. Miał pomagać, a przeszkadza? Z czego się biorą te opinie? Łukasz Wachowski: Trzeba zdawać sobie sprawę, że system VAR nie będzie używany często w trakcie gry. Nie będą go interesować sprawy dyskusyjne: niejednoznaczne pchnięcia, pociągnięcia z koszulkę, których w meczu zdarza się dziesięć. Decyzja sędziego może być zmieniona tylko wówczas, jeżeli wideoweryfikacja wykaże „oczywisty błąd” w sytuacji mającej kluczowe znaczenie dla przebiegu zawodów. Głośno było o meczu Lechia - Lech, ale sytuacje, o których dyskutowano, nie podlegały ocenie VAR. Celem eksperymentu nie jest osiągnięcie 100 procent trafności decyzji sędziowskich.  Skąd taka wstrzemięźliwość w korzystaniu z tego narzędzia? Skoro jest, to niech pomaga.  VAR nie może niszczyć płynności gry. Filozofia jest następująca: ‘minimum ingerencji – maximum korzyści’. Postępujemy zgodnie z protokołem, który stworzył IFAB. W siatkówce jest prościej, bo po każdej akcji i tak jest przerwa przed zagrywką, i można spokojnie wziąć challenge. Mówi się, że idealnie będzie, jeśli wideoweryfikacji będzie podlegała jedna decyzja na trzy mecze. Oczekiwanym rozwiązaniem jest, że VAR nie interweniuje za często. Taka sytuacja byłaby najlepsza z punktu widzenia IFAB (Rada, która opiniuje zmiany w przepisach – przyp. Ł. M.).  Piłkarze i trenerzy często apelują o sprawdzenie sytuacji, a kibice na trybunach krzyczą przysłowiowe „sędzia kalosz”.  Zasady są takie, że ani piłkarze ani trenerzy nie mają możliwości zarządzenia wideoweryfikacji. Kluczowe jest to, czy sędzia główny widział kontrowersyjną sytuację. Ludzie mogą często myśleć, że arbiter nie reaguje, bo czegoś nie widzi, a jest odwrotnie – arbiter dostrzegł zdarzenie, ale uznał, że nie należy przerywać gry. Sędziowie dopuszczają czasami ostrzejszą walkę i to trzeba zrozumieć, a nie oczekiwać, że sędzia będzie do zdarzenia wracał, i sprawdzał na monitorze tylko dlatego, że ktoś się przewrócił w polu karnym. Nawet, jeżeli 7 na 10 kibiców powie „rzut karny”. Sytuacja nie może budzić żadnych wątpliwości dla VAR.  Kibice mają pretensje, że arbitrzy mają różną wrażliwość.  Tak samo było przed wprowadzeniem VAR. Jeden dopuszcza bardziej kontaktową grę, a drugi jest bardziej drobiazgowy. Sędzia wie najlepiej, czy coś mu mogło umknąć. Jeśli ma wątpliwość, to zawsze może się dopytać ludzi w wozie, a z drugiej strony arbiter VAR ma zwracać jego uwagę na oczywiste, stuprocentowe błędy. Na początku przepisy mówiły o tym, że mają to być „clear errors”. Teraz nawet zaostrzono interpretację i jest zapisane „clear and obvious errors”.  Sędzia zawsze może się bronić, że widział, ale podjął inną decyzję?  Wszystkie rozmowy w wozie VAR są nagrywane kamerami „go pro”, które rejestrują obraz i dźwięk. Każdy klip mamy wycięty i następnie przekazujemy go do IFAB za pomocą specjalnej platformy. Archiwizujemy tylko te sytuacje, które podlegają sprawdzeniu.  Zdarza się, że sędziowie narzekają na komunikację? Bywają przypadki, że arbitrzy na boisku nie słyszą swoich komunikatów?  Od strony technicznej nie ma żadnych problemów. Głośność i jakość przekazu są jak najbardziej w porządku. Trzeba też pamiętać, że w trakcie meczu na boisku pracuje czterech ludzi: sędzia, dwóch asystentów i sędzia techniczny. Mają oni w uszach zestaw „Vocero” i komunikują się na bieżąco, przez całe spotkanie. Sędziowie VAR i AVAR słyszą wszystko, co mówią do siebie arbitrzy na boisku, ale żeby samemu nadać komunikat z wozu, trzeba wcisnąć guzik. Komunikacja na boisku musi trwać cały czas i nie może być „zakłócona” tym, co się dzieje w wozie. Dlatego sprawdzenie części sytuacji odbywa się w trybie tzw. „cichego sprawdzenia”, czyli wszystkie dyskusje odbywają się tylko w gronie sędziów VAR. Kiedy sędzia na wozie wciska przycisk, to wszystkie słowa są transmitowane głośno i wyraźnie, ale trzeba pamiętać, że cały czas rozmawiają ze sobą główny i asystenci, a techniczny dorzuca swoje komunikaty i wbicie się z własnym przekazem nie jest łatwe. Czasami trzeba coś powtórzyć. Co tak naprawdę widzi sędzia VAR? To samo, co widzą kibice w telewizji?  Widzi surowe ujęcia ze wszystkich kamer, które są używane w transmisji, ale bez dodawanych efektów, czyli powtórek, slow motion. Ma jednak możliwość samodzielnego obrabiania tych ujęć: zbliżania, spowalniania, przyspieszania, robienia zbliżeń na konkretne ujęcia.  Niezależnie od wozu telewizyjnego?  Dokładnie tak. Jest operator powtórek który te ujęcia dostaje na swój serwer. Sprzęt wygląda mniej więcej tak, jak ten na wozie telewizyjnym. 

Piłka nożna
Miał odejść, a jednak zostaje. Dlaczego Xavi nadal będzie trenerem Barcelony?
Piłka nożna
Polacy chcą zostać w Juventusie. Zieliński dołącza do mistrzów Włoch
Piłka nożna
Zinedine Zidane – poszukiwany, poszukujący
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego