Ze strefy spadkowej wydostał się Górnik Łęczna dzięki zwycięstwu nad Śląskiem we Wrocławiu. To, co robi Franciszek Smuda w Łęcznej jest godne podziwu. Zdołał wykrzesać z zawodników schowane do niedawna głęboko pokłady umiejętności i ambicji. Górnik gra naprawdę i ładnie, i skutecznie. Jeśli zdoła się utrzymać, Smuda będzie mógł dopisać do CV jeszcze jeden sukces. 

Krzysztof Warzycha rozpoczął pracę w Ruchu od remisu z Wisłą w Płocku. W sytuacji chorzowian każdy punkt się liczy, istnieje jednak obawa, że może ich zabraknąć. Wisła ma nieco lepszą pozycję, ale i ona musi wygrywać. Trudno więc dziwić się irytacji trenera Marcina Kaczmarka i kilku zawodników Wisły po niewykorzystanym rzucie karnym przez Giorgi Merebaszwiliego. To się zdarza, tyle że Gruzin wcale nie był wyznaczony do karnych. Wziął piłkę, a koledzy na to patrzyli. Przecież nie będą się kłócić na boisku. 

Legia na swoim stadionie grywa słabiej niż na wyjazdach.  Ale kiedy traci tu bramkę, rzuca się do ataku i zwykle udaje się wyrównać. Tym razem do remisu doprowadził obrońca Artur Jędrzejczyk, bo mistrzowie Polski nie mają napastników. Kiedy Legia będzie sprzedawała Tomasa Necida może go śmiało wystawić w dziale „nieruchomości”, bo ruchliwy napastnik to nie jest. 

Kibice Legii i Wisły, jak na historyczne kluby przystało, toczyli przez półtorej godziny rywalizację o to kto kogo bardziej obrazi. Rozumiem, że to jest element meczów, ale jedni i drudzy robili to z wdziękiem pijanego chłopa, machającego cepem. Oni nie mają nawet ambicji żeby wymyślić coś, co nie jest bluzgiem. 

W niedzielę i poniedziałek na bocznych boiskach Legii oraz w Agrykoli odbywały się finały XVII edycji turnieju „Z podwórka na stadion o Puchar Tymbarku”. Z całej Polski przyjechały dziewczynki i chłopcy w wieku 10 - 12 lat. Oglądam to co rok, przeżywam razem z dziećmi, ich rodzicami i trenerami. Najgorsze są rzuty karne. Merebaszwili w Płocku nie strzelił, nakrzyczeli na niego i tyle. Tutaj jak dzieciak nie strzeli to najpierw płacze, a w nocy spać nie może. Trzeba go pocieszyć. Są trenerzy, którzy tego nie rozumieją. Zdarzył się taki, który darł się na dzieci i sędziów, wbiegał na boisko. Podszedł do niego Bogdan Basałaj, zastępca dyrektora sportowego PZPN i delikatnie zwrócił mu uwagę, dając do zrozumienia, że tacy trenerzy nie są w pracy z dziećmi mile widziani. Basałaj przytoczył też przypadek trenera Sławomira Kłosa ze Szczecina, który podczas meczów nie podnosił głosu, nie biegał i nie szalał. Jego drużyny już dwukrotnie wygrały Puchar Tymbarku. Tak sobie myślę, że kiedy ci chłopcy podrosną, to jako kibice nie będą bluzgać na trybunach.