Przez ostatnie 20 minut nikt na stadionie przy Łazienkowskiej nie siedział. Wszyscy stali, a emocje tak rozgrzewały, że nawet dało się zapomnieć o zimnie i mrozie. Ponad 30 tysięcy gardeł śpiewało, grając razem z piłkarzami Jacka Magiery. Przez Warszawę niosło się „nie poddawaj się” - i Legia się nie poddała. Mądrze się broniła, co i rusz wyprowadzając kontrataki. Minimalne zwycięstwo 1:0 udało się dowieźć do końca i mistrz Polski na wiosnę zagra w Lidze Europy. To jedno zwycięstwo pozwoliło Legii na zajęcie trzeciego miejsca w niesamowicie silnej grupie. 12 grudnia mistrz Polski pozna rywala, z którym zagra w lutym o awans do 1/8 finału LE.
Jedyna bramka spotkania padła po pół godzinie gry, gdy zespół Jacka Magiery wyprowadził kontratak. W pole karne wpadł doskonale grający i przetrzymujący w trudnych momentach piłkę Aleksandar Prijović, podał do środka, a tam nieczysto w piłkę trafił Brazylijczyk Guilherme. Być może gdyby uderzył czysto bramkarz rywali Rui Patricio zdołałby obronić, a tak rzucił się w przeciwną stronę niż ta, w którą poleciała futbolówka.
Legia w środowy wieczór imponowała przede wszystkim doskonałą organizacją. O ile poprzednie spotkania w Lidze Mistrzów były bardzo otwarte, rywale zostawali zawodnikom Magiery mnóstwo miejsca z przodu, tak przeciwko Sportingowi nie było mowy o radosnym i nieodpowiedzialnym futbolu. Gdy Portugalczycy atakowali, wszyscy piłkarze Legii cofali się za linię piłki. Nawet tak ofensywnie zorientowani zawodnicy jak Miroslav Radović i Vadis Odjidja-Ofoe wracali w okolice własnego pola karnego i brali udział w akcjach defensywnych.
Cichym bohaterem spotkania był właśnie pochodzący z Ghany a reprezentujący Belgię Odjidja-Ofoe. Były zawodnik Norwich czarował kibiców luzem i pewnością siebie. W końcowych fragmentach, gdy Sporting napierał ze wszystkich sił, to on potrafił przytrzymać piłkę, zakręcić kółeczko z dwoma rywalami na plecach, dać odpocząć linii obrony, pozwolić kolegom na chwilę oddechu. Ale nie była to wyłącznie sztuka dla sztuki. Ofoe swoimi podaniami potrafił stworzyć kolegom znakomite okazje strzeleckie. Tajemnicą Michała Kucharczyka pozostanie, dlaczego w 83 minucie będąc sam na sam z podstawowym bramkarzem reprezentacji mistrza Europy, Rui Patricio, uderzył tak fatalnie, że nie podwyższył rezultatu na 2:0.
To po faulu na Odjidji-Ofoe drugą żółtą kartkę pięć minut przed końcem meczu zobaczył inny mistrz Europy z rozgrywanego latem we Francji Euro – William Carvalho.