8 lipca 2014 roku – jedna z najczarniejszych dat w brazylijskim futbolu. Gospodarze mundialu dostają lanie od zmierzających po złoto piłkarzy Joachima Loewa. Ta wstydliwa porażka przejdzie do historii jako Mineirazo – od nazwy stadionu w Belo Horizonte, który był świadkiem tego szokującego wydarzenia.

Mecz z Argentyną to dobra okazja, by zmierzyć się z demonami przeszłości, choć dzisiejszy zespół Canarinhos ma już niewiele wspólnego z ekipą, która dwa lata temu została rozbita przez Niemców. Luiza Felipe Scolariego na stanowisku trenera zastąpił najpierw Dunga, a kilka miesięcy temu reprezentację przejął Tite. W czwartek na boisko wyjdzie prawdopodobnie tylko trzech zawodników, którzy pamiętają sądny wieczór w Belo Horizonte: Marcelo, Fernandinho i Paulinho. Nie zabraknie też Neymara (z meczu z Niemcami wykluczyła go kontuzja). I to właśnie jego pojedynek z Leo Messim wzbudza największe emocje.

Przyjaciele z Barcelony przylecieli do Brazylii prywatnym odrzutowcem Neymara (na pokładzie był także Javier Mascherano). Powrót Messiego do kadry to znakomita wiadomość dla argentyńskich kibiców. Z nim w składzie wicemistrzowie świata wygrali wszystkie trzy mecze w eliminacjach, bez kontuzjowanego gwiazdora odnieśli tylko jedno zwycięstwo w siedmiu spotkaniach.

– Mamy najlepszego piłkarza na świecie, ale bez niego jesteśmy przeciętną drużyną, którą może pokonać każdy – stwierdził niedawno były gwiazdor Argentyny Juan Roman Riquelme.

Argentyńczycy na półmetku kwalifikacji do rosyjskiego mundialu zajmują w tabeli szóstą pozycję i gdyby dziś skończyły się eliminacje, w turnieju finałowym zabrakłoby dla nich miejsca. Brazylijczycy są liderem.