PiS zapowiedział likwidację 7743 gimnazjów. Dwa roczniki uczniów (jakieś 760 tys.) ma pozostać w podstawówkach, a jeden (ok. 360 tys.) zasili szkoły średnie. Reformatorzy twierdzą, że w związku z tym, że w gimnazjach więcej jest problemów wychowawczych lepiej te szkoły zlikwidować. Nastolatki bowiem, wyrwane z dobrze sobie znanego środowiska, zamiast się uczyć, walczą o swoją pozycję w klasie. Dla niektórych z nich liczba polubień na FB jest ważniejsza od oceny z klasówki.
Wszystko to prawda, tylko czy gdy pozostaną w podstawówce, rzucą media społecznościowe, papierosy, narkotyki i zajmą się nauką? Czy nauczyciele łatwiej dadzą sobie z nimi radę? Z badań wynika, że nie, bo często nawet nie wiedzą o przemocy, jaka panuje w ich szkole.
Niektórzy eksperci przekonują, że gimnazja odwlekają selekcję zdolniejszych uczniów przynajmniej o rok. Zostają oni bowiem w demoralizującym otoczeniu słabszych kolegów w dziewiątym roku edukacji.
Zarazem jednak nie wszystkie podstawówki dają lepsze gwarancje wyższego poziomu. Oczywiście chcielibyśmy, aby po likwidacji gimnazjów zdolni uczniowie byli szybciej dostrzegani. Tylko czy to się na pewno uda? Nie. A dlaczego? Bo forsując reformę, nikt nie wspomina o zmianie Karty nauczyciela i zasad selekcji do tego zawodu. Starsze pokolenia dobrze wspominają szkołę, bo uczyli je nauczyciele kierujący się zasadami, mający wiedzę i szacunek uczniów. A nasze dzieci często uczą osoby, które minęły się z powołaniem i nie potrafią się przyznać, że w pewnych dziedzinach wiedzą mniej,niż ich podopieczni. Oczywiście bywają również świetne szkoły, w których dyrektor wie, z kim pracuje, a na dodatek słucha rodziców.
W wielu placówkach jednak nauczyciele nie chcą słuchać nikogo, nawet dyrektora. A mimo to i tak nikt ich nie zwolni.