Rz: Podczas tegorocznych egzaminów wstępnych na aplikację radcowską w Krakowie kandydaci uzyskali najlepszy wynik w Polsce. Zdało ich 56 proc. Jest pan zadowolony?
Nie do końca. Dobry wynik to ok. 80 proc. Nie wiadomo jednak, czy to kandydaci źle się przygotowali, czy test był za trudny. Wielu absolwentów uczyło się na testach z poprzednich lat. Wystarczyło więc, że ten był trudniejszy i wynik mógł być gorszy. Nie jesteśmy też jedyną uczelnią w Krakowie, która ma wydział prawa. Nie wiadomo więc, którzy absolwenci poradzili sobie lepiej, a którzy gorzej, a może wszyscy tak samo. Bardzo chętnie zobaczę za jakiś czas analizy tego egzaminu. To dla uczelni najlepsze wskazówki. Przecież wszystkim zależy nam, żeby nasi absolwenci radzili sobie jak najlepiej. Dobry aplikant to w przyszłości dobry prawnik. Cel jest więc jasny.
Mimo pana umiarkowanego zadowolenia trudno zaprzeczyć, że to najlepszy wynik w kraju. Co takiego robicie na UJ, że wasi absolwenci idą jak burza w większości konkursów? Podobnie jest przecież w konkursie na aplikację ogólną...
Staramy się po prostu dobrze ich uczyć. Egzamin na aplikacje polega na rozwiązaniu testu. Nie prowadzimy żadnych szczególnych zajęć przygotowujących do zdawania testów. Ale po wynikach konkursu na aplikację sędziowską i prokuratorską widać, w czym górą są nasi studenci. Otóż na naszym wydziale znaczna część egzaminów ma formę kazusów. Są też oczywiście przedmioty, z których egzamin to rozwiązanie testu. Egzamin z prawa cywilnego w mojej katedrze składa się np. z testu i kazusów. Pierwszy wypada naprawdę dobrze, z kazusami bywa gorzej.
Na aplikacje korporacyjne kandydaci rozwiązywali test...