Gross – nie historyk, lecz performer

Kiedy Aleksander Smolar razem z Moniką Olejnik nie szczędzą bardzo mocnych słów Janowi Tomaszowi Grossowi, to może to wróżyć istne trzęsienie ziemi.

Aktualizacja: 15.09.2015 08:14 Publikacja: 14.09.2015 22:10

Jan Tomasz Gross

Jan Tomasz Gross

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński

A tak się stało po opublikowaniu przez autora „Strachu" na łamach „Die Welt" tekstu, w którym orzekł on, że obecna niechęć społeczeństwa polskiego do masowego napływu nad Wisłę przybyszów z południa, ma swoje korzenie w polskim antysemityzmie, ujawnionym z okrucieństwem w okresie drugiej wojny światowej.

„Ohydne oblicze Polaków pochodzi jeszcze z czasów nazistowskich" – stwierdził z charakterystycznym dla siebie wyczuciem Gross, dodając, że w trakcie wojny Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców. Ta opinia oburzyła Smolara. – Artykuł Grossa jest nieodpowiedzialny i prymitywny. To słowa obrzydliwe – oznajmił prezes Fundacji Batorego. – Zhańbił się – sekundowała mu Olejnik, która ostro oceniła fakt, że Gross taki artykuł zamieścił w niemieckiej gazecie.

I można się zastanawiać nad tym, co takiego się stało, że socjolog z USA, pieszczoch polskich środowisk liberalnych, został w ten sposób zaatakowany przez swoich dotychczasowych sojuszników. Dotąd ataki na niego szły z prawej strony, ku czemu zresztą – tak jak i teraz – dawał powód.

I tu dochodzimy do sedna sprawy.

Od wielu lat Gross na liberalnych salonach kreowany był na czołowy autorytet w dziedzinie historiografii, który odważył się odbrązawiać bohaterstwo Polaków. Tymczasem tak naprawdę nigdy nie był on historykiem.Jego „Sąsiedzi" – pierwsza głośna książka, która zbulwersowała dużą część polskiej opinii publicznej, została nominowana do Nagrody Literackiej Nike, a więc wyróżnieniem z zakresu literatury, a nie historiografii. Chodziło tu o obrazoburczy akt, wywołujący emocje społeczne, a nie ustalenie faktów.

Tak więc Gross to przede wszystkim postmodernistyczny dekonstruktor polskiej pamięci zbiorowej, performer – taki sam jak „artyści", którzy kopulują z krucyfiksem, aby sprowokować odbiorców. A jednak się okazuje, że i dla polskich liberalnych elit są granice, których przekroczyć nie wolno, czemu dali wyraz Smolar i Olejnik.

Szkoda, że wcześniej nie dostrzegali, iż mają do czynienia z prowokatorem, a nie z historykiem. Uniknęliby tak wielkiego szoku.

A tak się stało po opublikowaniu przez autora „Strachu" na łamach „Die Welt" tekstu, w którym orzekł on, że obecna niechęć społeczeństwa polskiego do masowego napływu nad Wisłę przybyszów z południa, ma swoje korzenie w polskim antysemityzmie, ujawnionym z okrucieństwem w okresie drugiej wojny światowej.

„Ohydne oblicze Polaków pochodzi jeszcze z czasów nazistowskich" – stwierdził z charakterystycznym dla siebie wyczuciem Gross, dodając, że w trakcie wojny Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców. Ta opinia oburzyła Smolara. – Artykuł Grossa jest nieodpowiedzialny i prymitywny. To słowa obrzydliwe – oznajmił prezes Fundacji Batorego. – Zhańbił się – sekundowała mu Olejnik, która ostro oceniła fakt, że Gross taki artykuł zamieścił w niemieckiej gazecie.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Flieger: Historia to nie prowokacja
Publicystyka
Kubin: Europejski Zielony Ład, czyli triumf idei nad politycznymi realiami
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny