Niektórzy chcieliby skopiować regulacje na wzór rynku francuskiego uznając, że w tak newralgicznej przestrzeni jaką są media nie może dominować obcy kapitał i należy zwiększyć pluralizm własnościowy w mediach w Polsce. Inni zaznaczają, że żaden podmiot na krajowym rynku medialnym nie jest dominujący oraz nie narusza zasady wolnej konkurencji.

Ciężko ustosunkować się do rządowego projektu skoro nie wiemy na czym konkretnie miałaby polegać. Czy byłby to wykup mediów od zagranicznych właścicieli przez prywatnych przedsiębiorców? A może przez państwowe spółki, co automatycznie uruchomiłoby sprzeciw Komisji Europejskiej. Jeśli Skarb Państwa posiadałby większością prasy w Polsce, kłóciłoby się to z prawem europejskim i zasadą swobodnego przepływu usług, ludzi i kapitału oraz budziłoby wątpliwości co do zachowania wolności słowa w debacie publicznej .

Przyjmując, że celem tzw. dekoncentracji mediów jest ograniczenie udziałów zagranicznych korporacji w krajowych środkach przekazu i zwiększenie kapitału narodowego, nie wiemy czy politycy wiedzą jak delikatnym biznesem są media oraz w jak trudnej sytuacji finansowej się znajdują, głównie za sprawą rosnącej konkurencji internetu, z którym nie radzi sobie żadne prawo antymonopolowe. Już teraz media nie mają środków na opłacanie np. dziennikarzy śledczych, którzy materiał przygotowują wiele miesięcy, a czasami nawet kilka lat. Rynek medialny, przechodzący poważny kryzys może nie przeżyć pochopnych zmian, a trzeba pamiętać, jak wiele miejsc pracy generuje, nie tylko w samych wydawnictwach, ale też w drukarniach czy logistyce. W tak ważnej dla całego społeczeństwa sprawie, uchwalenie ustawy powinny poprzedzić szerokie konsultacje społeczne z udziałem przedstawicieli dziennikarzy, wydawców i ekspertów rynku mediów. Jest to jedyna szansa na znalezienie kompromisu, który pozwoliłby łagodnie przejść przez czekające rynek zmiany.