W najnowszym „ostrzeżeniu podatkowym" Ministerstwo Finansów napiętnowało schematy podatkowe z użyciem tzw. podatkowych grup kapitałowych (PGK). Mniejsza o szczegóły samego skomplikowanego „wehikułu" prowadzącego do unikania podatku dochodowego. Najbardziej rzuca się w oczy, że ten proceder miał mocne oparcie w różnych interpretacjach prawa wydawanych w imieniu... ministra finansów. Inteligentni konstruktorzy oszukańczego wehikułu poskładali z tych glejtów całość i w majestacie prawa uciekli od daniny. Resort przyznaje też, że wzmożone zjawisko rejestracji i likwidacji fikcyjnych PGK wystąpiło w latach 2014–2015. Wniosek? Kto miał na tym zarobić, ten już zarobił. Ministerialny dokument może być zatem nie tyle ostrzeżeniem, ile publicystyką historyczno-ekonomiczną.

Oby na publicystyce się nie skończyło. Bo cała historia wskazuje na pewien urzędniczy bezwład. Najwyraźniej bowiem produkowano interpretacje legalizujące poszczególne elementy oszustwa. Zabrakło inteligentnego analityka, który by wykrył, że z tej układanki wychodzi ewidentny szwindel. A może ktoś taki był, tylko nikt go nie usłyszał?

Sprawę można przykryć propagandą, że za poprzedniej ekipy „było przyzwolenie" na fiskalne oszustwa, a nowa, wspaniała (i Krajowa na dodatek) administracja skarbowa wszystko uszczelni. Gorzej, jeśli dziś też powstają interpretacje legalizujące oszustwa. To nie musi wynikać z niczyjej złej woli. Przyczyną może być rozproszenie wiedzy o podatnikach w różnych strukturach, niby to zintegrowanych od 1 marca. Tymczasem – co nie jest tajemnicą – połączenie informatycznych baz danych o podatnikach jeszcze nie nastąpiło, a to przecież jest klucz do wykrywania oszustw. Trzeba tu inteligentnych i doświadczonych skarbowców, którzy będą umieli z różnych faktów upleść sieć na oszusta. Trudno o takich mądrych menedżerów, gdy ze skarbówki zwalnia się trzy tysiące doświadczonych ludzi, a pozostałym oferuje niezbyt zachęcające pensje. ©?