Z jednej strony to dobrze. Szczególnie dla kierowców, którzy przecież nie ze złej woli porzucają swoje auta w centrach miast. Czy to za blisko skrzyżowania, zasłaniając przejścia dla pieszych, czy na przystankach autobusowych, utrudniając funkcjonowanie komunikacji publicznej. Dla bardziej zdesperowanych są jeszcze tzw. wysepki, czyli obszar wyłączony z ruchu zakreślony równoległymi białymi liniami, miejsca dla niepełnosprawnych, ścieżki rowerowe, drogi pożarowe czy miejskie trawniki, szybko znikające pod kołami parkujących tam samochodów.

Z drugiej strony, w zatłoczonych centrach polskich miast coraz trudniej dojechać na miejsce i po prostu wysiąść z auta, by załatwić jakąkolwiek sprawę. A samochodów na naszych drogach będzie przybywać. Już teraz, przykładowo w Warszawie, są rejony, gdzie nie sposób znaleźć miejsca do legalnego zaparkowania samochodu w ciągu dnia, tylko dlatego, że w okolicy mieści się duży pracodawca, ważny urząd, atrakcja turystyczna czy popularna kawiarnia. Dla okolicznych mieszkańców to prawdziwe utrapienie, bo proste przed laty parkowanie pod domem przeradza się w powtarzające się problemy z bezpiecznym transportem dzieci czy zwykłym wyładowaniem zakupów.

Niech więc akcja prokuratorów zmobilizuje samorządowców do poszukiwania skutecznych sposobów na rozwiązanie tej kwestii. Z pewnością kampania przed zbliżającymi się wyborami to dla lokalnych włodarzy dobry czas, by zapunktować w oczach mieszkańców rozwiązaniem tak palącego problemu.

Czytaj także: Prokuratorzy będą skarżyć wysokie opłaty za holowanie