Zdaniem SN prezydencki akt łaski wobec Kamińskiego nie wywołuje żadnych skutków procesowych, a głowa państwa nie może ingerować w wymierzanie sprawiedliwości, gdzie chronione są prawa nie tylko oskarżonych, ale i pokrzywdzonych. Wszystko więc wskazuje na to, że sprawa Mariusza Kamińskiego i innych byłych szefów CBA wróci do sądu II instancji. Jeżeli sąd okręgowy w Warszawie utrzyma nieprawomocne wyroki skazujące, koordynator służb specjalnych może nie tylko stracić prawo dostępu do informacji niejawnych.

Zarówno prezydent, jak i PiS kwestionują decyzję sądu. – SN przekroczył swoje kompetencje i nadużył swoich uprawnień. Sprawą powinien zająć się Trybunał Konstytucyjny – grzmiała rzecznik PiS Beata Mazurek. W podobnym tonie wypowiedziała się Kancelaria Prezydenta. – Prawo łaski jest prerogatywą prezydenta i nie podlega żadnej kontroli, a cała sytuacja to argument za zmianą konstytucji – przekonywał prezydencki minister Paweł Mucha.

Teraz dalszy scenariusz może przypominać ten z konfliktu o Trybunał Konstytucyjny, kiedy to niektóre orzeczenia TK nie były uznawane przez rząd. Decyzja SN dała również polityczne paliwo opozycji. Podniesie ona zapewne znów postulat postawienia prezydenta przed Trybunałem Stanu za złamanie konstytucji. Takie żądania padały już w 2015 r., kiedy Andrzej Duda ułaskawił Kamińskiego.

Środowa uchwała raczej przypieczętuje też los reformy SN, którą przygotował Zbigniew Ziobro. Zakłada ona szeroką wymianę całej kadry kierowniczej, a także obniżenie wieku emerytalnego, co może się wiązać z odejściem w stan spoczynku ponad 30 proc. składu osobowego SN.