Minister sprawiedliwości i prokurator generalny w jednej osobie pokazuje wyraźnie, że w surowości nikt go nie prześcignie. Zmienia wymiar sprawiedliwości, zaostrza przepisy, dyscyplinuje sędziów i prokuratorów, zachwala pożytki z kary śmierci. Teraz jeszcze złożył do Sądu Najwyższego wniosek o kasację odmowy ekstradycji Romana Polańskiego do USA.

Tak, to, co przed 40 laty zrobił znany reżyser, jest odrażającym przestępstwem. Minister Ziobro ma rację mówiąc, że nie może być tak, iż osoby znane są bezkarne, a zwykły Kowalski musi ponieść konsekwencje swoich czynów. Prawo jest jedno dla wszystkich i dotyczy zarówno znanego piosenkarza, aktora, polityka, jak i nauczyciela, księdza czy sklepikarza.

Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, iż w tym konkretnym przypadku nie o prawo chodzi. Wygląda na to, że Ziobro chce potraktować Polańskiego z całą surowością tylko dlatego, iż jest on znanym reżyserem i wstawiał się za nim artystyczno-medialny establishment. Może więc nie chodzi wcale o to, by Polański został uczciwie osądzony, lecz o to, by na jego przykładzie minister mógł pokazać, że jest surowym szeryfem. Ze sprawiedliwością i państwem prawa miałoby to jednak mało wspólnego. A Roman Polański na własnej skórze miałby okazję posmakować, na czym polega dobra zmiana w wymiarze sprawiedliwości.

Tyle że działanie ministra Ziobry ma też wymiar polityczny. Nawet jeśli kieruje się on szlachetnymi intencjami, jego postępowanie to populizm czystej wody, sygnał do mas: teraz będziemy się wam chcieli przypodobać, urządzając polowania na przedstawicieli elit.

Być może sympatycy PiS będą zachwyceni. Ale minister musi się też liczyć z tym, że swoimi działaniami dostarcza partii nowych, jeszcze bardziej zaciekłych przeciwników. Czy Prawu i Sprawiedliwości naprawdę potrzebny jest kolejny front w trwającej od pół roku politycznej batalii?