Dzięki połączeniu obłudy i cynizmu jednych polityków, oportunizmu innych i niekompetencji i nieodpowiedzialności jeszcze innych udało się doprowadzić do pata. Ktokolwiek spróbuje powiedzieć na głos, że mamy w Polsce problem z emeryturami i że ludzie muszą być gotowi do tego, by dłużej pracować, wyda na siebie polityczny wyrok śmierci. Innymi słowy, w sprawie wieku emerytalnego suweren uznał, że od dziś 2+2 nie wynosi 4, ale coś pomiędzy 6 a 7. I biada każdemu, kto się waży z tym polemizować. Bo suweren ma prawo uznać tak, jak mu się tylko podoba.

W gruncie rzeczy oznacza to, że publikowanie kolejnego felietonu na temat polskiego systemu emerytalnego jest czystą stratą: wysiłku dla autora, papieru dla gazety i czasu dla jej czytelników. Najwyraźniej większość ludzi w naszym kraju chce być w tej sprawie oszukiwana. Z jednej strony ludzie deklarują, że i tak nie wierzą w żadne emerytury z ZUS, a z drugiej skwapliwie popierają polityków, którzy im obiecują wcześniejsze emerytury.

Mimo wszystko nie mogę sobie darować jeszcze jednego słowa w tej sprawie. Polacy są jednymi z najmłodszych emerytów w krajach OECD – przeciętnie przechodzą na emeryturę w wieku niecałych 61 lat (odrobinę wcześniej od nas robią to tylko Grecy, Słowacy, Francuzi i Belgowie). Utrzymanie się takiego efektywnego wieku emerytalnego, wraz z nieuniknionymi procesami starzenia się społeczeństwa, oznaczałoby, że za kilkadziesiąt lat albo emerytury spadną do głodowego poziomu, albo polski budżet się zawali (i wtedy emerytury też spadną do głodowego poziomu). Jest oczywiste, że politycy mający choć minimum poczucia odpowiedzialności za przyszłość powinni starać się to zmienić.

Z drugiej strony trudno oczekiwać, by wśród naszych polityków pojawili się samobójcy, którzy na własne życzenie dadzą się ograć bardziej cynicznym konkurentom, rozwścieczą ludzi ogłoszeniem, że chcą podniesienia wieku emerytalnego – i polegną.

Skoro tak, to pozostaje chyba tylko jedno wyjście. Ponieważ ludzie nie chcą przyjąć do wiadomości prawdy o stanie systemu emerytalnego, trzeba to uszanować. I zmienić system emerytalny w taki sposób, by formalny wiek uprawniający do odchodzenia z pracy stał się fikcją, a decyzję ludzie musieli podejmować jedynie na podstawie własnej oceny, jak wysokie świadczenie mogą uzyskać. W sumie nic trudnego – wystarczy zlikwidować gwarantowaną przez system minimalną emeryturę albo tak ograniczyć jej skalę, by w oczywisty sposób nie starczyła na godne życie, jednocześnie informując ludzi, jak wiele dałaby im dłuższa praca. Kto wie, może jest to łatwiejsze niż uczciwe postawienie sprawy?