Wielu z powodu szybkiego wprowadzenia kontrowersyjnych przepisów nie zdążyło się nawet zastanowić, czy zmienić pomysł na biznes. Chodzi np. o tych, którzy swoje sklepy czy restauracje prowadzą w galeriach handlowych – weekendy stanowiły ważny punkt w ich biznesplanie. Teraz przez dwie niedziele w miesiącu ich sklepy świecą pustkami, a obniżenie czynszu za wynajmowane powierzchnie nie jest takie oczywiste.

Łatwo zrozumieć oburzenie przedsiębiorców, kiedy bardzo istotne z ich punktu widzenia przepisy zostają zmienione z dnia na dzień. Bo chybiony jest argument, że nad ograniczeniem handlu pracowano długo i był czas się przygotować. Dziś firma to nie, jak we wczesnych latach 90., łóżko polowe, które można w każdej chwili zwinąć i w poszukiwaniu klienta postawić w innym miejscu.

Przedsiębiorcy zatrudnili pracowników, otworzyli sklepy w galeriach handlowych i innych drogich lokalizacjach i teraz muszą je w niedziele zamykać. Na razie w dwie w miesiącu, później we wszystkie.

Właśnie m.in. w ich sprawie ze skargą do Trybunału Konstytucyjnego wystąpiła Konfederacja Lewiatan, zarzucając nowym przepisom m.in. to, że trudno je zinterpretować, a ich wprowadzenie nastąpiło zbyt szybko. Niestety, nie tylko przepisy o ograniczeniu handlu w niedziele trudno zrozumieć. Nowe prawo uchwalono na początku stycznia, a weszło ono w życie 1 marca. Pierwszą niedzielę bez handlu mieliśmy już 11 marca. Tempo zmian było więc naprawdę ekspresowe.

Komuś, kto nie rozumie, że dla prowadzących firmę w państwie podobno przyjaznym biznesowi dostosowanie się w tak krótkim czasie do nowych warunków może być dużym problemem, powinno się zabronić tworzenia prawa. Jego niefrasobliwość może się bowiem okazać naprawdę groźna.