Andrzej Malinowski: Podatki układane przez „fachowców” od kafelków

Pseudofachowcy od układania kafelków – kiedy się im mówi, że coś robią źle, mają zwyczaj uspokajać słowami: „będzie pan zadowolony". Efekt końcowy jest najczęściej taki, że klient chwyta za drąg i albo goni „fachowca", albo zaczyna skuwać koszmar, jaki ten zostawił na ścianach.

Publikacja: 14.05.2017 22:08

Andrzej Malinowski

Andrzej Malinowski

Foto: materiały prasowe

Szukam właśnie jakiegoś kija, a powodem jest ministerstwo odpowiedzialne za finanse. Otóż kilka miesięcy temu przedsiębiorcy i eksperci uderzyli na alarm. Wytykali, że przygotowane przez resort zasady rejestrowania płatników VAT spowolnią ten proces. Zamiast kilku dni potrwa on miesiące, co jest niedopuszczalne. Pisałem o tym w felietonie „O jeden przepis za daleko" – ostrzegałem, że to cios w pakiet 100 zmian ułatwiających życie przedsiębiorcom. Ale urzędnicy powtarzali swoją wersję mantry: „będzie pan zadowolony". Miało być szybko, sprawnie i nowocześnie.

I co? Nie musiałem długo czekać. Resortowi „fachowcy" schrzanili robotę tak, jak ich koledzy od kafelków. Oto co spotkało należącego do Pracodawców RP przedsiębiorcę, działającego w Polsce i za granicą: „Mój wniosek czeka już od ponad dwóch miesięcy. Skutek jest taki, że zakup usług od kontrahenta zagranicznego kosztował mnie podwójny VAT – opisuje swoją historię. – Kontrahent musiał naliczyć VAT, a w kraju od kwoty brutto został naliczony drugi VAT. Nie ma żadnej możliwości przyspieszenia wpisu. Nawet osobista wizyta w urzędzie skarbowym i kontrola urzędnika skarbowego w firmie tej procedury nie przyspieszyła. Muszę czekać".

„Płacz i płać" po prostu. To ma być ta zmiana nastawienia fiskusa do przedsiębiorców na przyjazne? Budowanie zaufania do państwa?

Takich przykładów jest więcej. Niedawno przeczytałem o 17-letniej batalii przedsiębiorcy o zwrot nienależnego podatku. Ostatecznie wygrał, ale wtedy skarbówka odmówiła wypłaty – bagatela, pół miliona złotych – bo... sprawa się jej zdaniem przedawniła!

Bezczelność? Arogancja? Nie – to urzędniczy bandytyzm! A czegoś takiego tolerować nie można. Jeśli nie da się zmienić mentalności urzędników po dobroci, to trzeba siłą! Prokuratorem oraz dyscyplinarkami. A może i testami na inteligencję. Jak impregnowanym na myślenie trzeba bowiem być, żeby nie nabrać wątpliwości, gdy wszyscy dookoła ostrzegają przed katastrofą?

Dosłownie kilkanaście dni temu wspomniane już ministerstwo wycofało się z propozycji nagradzania urzędników za niezmienianie decyzji niekorzystnych dla podatników. Jeśli urzędnik wyższej instancji utrzymałby zaskarżoną przez podatnika decyzję urzędnika niższego szczebla, to dostawałby premię! Jak można było wpaść na tak idiotyczny pomysł? W pierwszej chwili przychodzą na myśl tylko dwie możliwości: ktoś był wybitnie mało rozgarnięty albo cwany. Czyli dyscyplinarka lub prokurator. Inaczej się nie da.

Żadne zaklęcia w rodzaju „będzie pan zadowolony" nie zmienią sytuacji. To kwestia mentalności urzędników. Muszą oni wreszcie zrobić swoją robotę jak należy lub ktoś nie wytrzyma i w końcu ich pogoni. Jak pseudofachowców od kładzenia kafelków.

Szukam właśnie jakiegoś kija, a powodem jest ministerstwo odpowiedzialne za finanse. Otóż kilka miesięcy temu przedsiębiorcy i eksperci uderzyli na alarm. Wytykali, że przygotowane przez resort zasady rejestrowania płatników VAT spowolnią ten proces. Zamiast kilku dni potrwa on miesiące, co jest niedopuszczalne. Pisałem o tym w felietonie „O jeden przepis za daleko" – ostrzegałem, że to cios w pakiet 100 zmian ułatwiających życie przedsiębiorcom. Ale urzędnicy powtarzali swoją wersję mantry: „będzie pan zadowolony". Miało być szybko, sprawnie i nowocześnie.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację