To, że Amerykanie chcą dopuszczenia na rynek europejski żywności genetycznie modyfikowanej czy prywatnego arbitrażu dla swoich korporacji w starciu z europejskimi rządami, nie jest niczym nowym. Negocjacje handlowe polegają na prezentowaniu stanowisk dalekich od zamierzonego kompromisu i dopiero w ostatniej ich fazie można przewidywać ostateczny wynik. Zawartość dokumentów nie dziwi, podobnie jak nie zaskakuje entuzjazm, z jakim na te przecieki rzuciły się organizacje pozarządowe przeciwne TTIP. I jak potraktowały te dokumenty jako ostateczny dowód na domniemane oszustwa negocjatorów i zagładę czekającą gospodarkę europejską. Ich przekaz nie jest obiektywny, ale przesadą byłoby też twierdzenie, że TTIP przyniesie Europie same korzyści. Tego po prostu na tym etapie nie wiemy, a w tak skomplikowanych negocjacjach diabeł tkwi w tysiącach szczegółów.

Ale reakcja po publikacji dokumentów, w tym krytyka TTIP ze strony Francji i oczekiwanie na zawieszenie negocjacji, udowadniają to, co wiadomo już od pewnego czasu. Obu stronom brakuje przekonania do TTIP. Negocjatorzy oczywiście wierzą w dobroczynną moc wolnego handlu, ale nie stoją za nimi politycy, którzy przekonaliby do tego opinię publiczną. Do tej pory zresztą to bardziej Amerykanie ociągali się z negocjacjami, po stronie europejskiej więcej było dobrej woli. Teraz widać, że idea gospodarczego NATO, jak nazwano TTIP, jest w stanie zmobilizować znacznie więcej przeciwników niż zwolenników. I jako taka pewnie zostanie odłożona na odległą przyszłość.