Czy mamy do czynienia z rzeczywistym osiągnięciem? Nie mam co do tego wątpliwości i muszę pogratulować rządowi i osobiście ministrowi finansów (którym w 2017 r. był obecny premier). Zwłaszcza że ograniczenie deficytu finansów publicznych, choć bardzo zalecane przez większość ekonomistów i instytucje międzynarodowe, nie znajdowało się wysoko na liście priorytetów działania rządu – priorytetem była realizacja obietnic wyborczych i wzrost wydatków socjalnych. Jeszcze nie tak dawno obecny premier sugerował publicznie, że nie zmartwiłby się, gdyby skutkiem realizacji tej polityki deficyt nawet wzrósł. No i proszę, zamiast wzrostu mamy spadek. Niewykluczone, że mamy w Polsce specyficzny sposób funkcjonowania polityki gospodarczej, w której deficyt rośnie, kiedy rząd chce go ograniczyć, a w cudowny sposób spada wtedy, kiedy rządowi akurat na tym wcale nie zależy (podobnie spadł podczas pierwszych rządów PiS, mimo składanych wówczas jasnych deklaracji, że rząd nie ma takich planów).

Oczywiście w rzeczywistości nie mamy do czynienia z żadnym cudem. Mamy, po pierwsze, skumulowany efekt niemal dekady nieprzerwanego wzrostu gospodarczego, którego doświadczyła Polska od momentu wybuchu globalnego kryzysu finansowego w 2008 r. Po drugie, godnych pochwały wysiłków obecnego rządu na rzecz poprawy ściągalności VAT. Po trzecie, bardzo dobrej koniunktury gospodarczej, prowadzącej do wysokiego wzrostu konsumpcji (głównego źródła VAT). I po czwarte, specyficznej struktury wzrostu, a w szczególności stosunkowo niewysokich w 2017 r. wydatków inwestycyjnych, co m.in. oznacza brak presji na wydatki ze strony samorządu.

Prawdziwe pytanie dotyczy tego, czy zaobserwowaną poprawę sytuacji finansowej państwa da się utrzymać na dłuższą metę. Jak wiadomo już dzieciom z podstawówki, o relacji deficytu do PKB (czyli ułamku) decydują zmiany licznika (deficytu) i mianownika (PKB). Zagrożeniem dla poziomu deficytu jest to, że prędzej czy później rząd spotka się z żądaniami dużych podwyżek płac w sferze budżetowej (aż dziwne, że dotąd jeszcze ich nie ma). Zagrożeniem dla wzrostu PKB jest z kolei cały czas bardzo niska relacja inwestycji przedsiębiorstw do wielkości produkcji – co na dłuższą metę, jeśli rząd nie znajdzie sposobu na poprawę klimatu gospodarczego, musi prowadzić do spowolnienia wzrostu.

Mieć niski deficyt przy korzystnym stanie koniunktury to jedno. Utrzymać go na niskim poziomie w przyszłości, gdy koniunktura się pogorszy, to dopiero będzie prawdziwy cud.