Adam Strzembosz Prawnik Roku 2016 o prawie, władzy i sprawiedliwości

O rozmontowywaniu praworządności, pokusie ulegania przez sędziów naciskom polityków i o tym, jak władza triumfuje nad sprawiedliwością – mówi Agacie Łukaszewicz nagrodzony przez „Rzeczpospolitą" tytułem Prawnik Roku były pierwszy prezes Sądu Najwyższego.

Aktualizacja: 17.03.2017 07:14 Publikacja: 16.03.2017 19:18

Prof. Adam Strzembosz - PRAWNIK ROKU 2016

Prof. Adam Strzembosz - PRAWNIK ROKU 2016

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Przeczytaj: Prof. Adam Strzembosz prawnikiem roku

PRAWNIK ROKU 2016 - zobacz wszystkich nominowanych

Po wielu latach świadomej powściągliwości i nieangażowania się w debatę publiczną w 2016 r. uznał pan, że należy zabrać głos w sprawach najbardziej fundamentalnych dla państwa, a dotyczących choćby podstawowych zasad porządku konstytucyjnego, rozdzielenia władz, niezależności sądów i niezawisłości sędziów. To właśnie za to redakcja „Rzeczpospolitej" uhonorowała pana tytułem Prawnik Roku. Co spowodowało, że przestał pan milczeć?

Adam Strzembosz: Dużą część mojego życia poświęciłem szerzeniu zasad demokracji i praworządności. Są wartości, które decydują o tym, że państwo jest państwem praworządnym. Kiedy znikają lub są deptane, pojawia się obawa przed rządami siły. Pyta pani dlaczego? Zaalarmował mnie fakt, że w Polsce podejmuje się działania rozmontowujące system praworządności. A to było dla mnie sprawą podstawową. Uznałem, że nie mogę stać z boku. Mimo że jestem starszym człowiekiem i mógłbym już nie zabierać głosu, uznałem, że muszę podjąć to wyzwanie.

Rząd, po wielu protestach, przeforsował niedawno projekt zmian w ustawie o Krajowej Radzie Sądownictwa. To politycy będą wybierali sędziów-członków KRS. Co pan to?

To jest nie tylko dwukrotne złamanie konstytucji. Chodzi mi o złamanie zasady kadencyjności i sposobu wybierania członków Rady. Wprawdzie w konstytucji nie mówi się wprost, że sędziowie do KRS są wybierani przez sędziów, ale nie mówi się w niej też, że to prezydent wybiera swojego przedstawiciela do Rady. Dla mnie to rzecz oczywista, że sędziowie wybierają sędziów. Przez lata nikt nie miał wątpliwości. Nie bez powodu pojawiły się teraz. Wielu rzeczy nie powiedziano wprost w konstytucji. W ustawie zasadniczej nie pisze się rzeczy oczywistych. Kiedy mówi się „Polska", nie definiuje się, co to jest Polska. Kiedy mówi się „państwo prawa", nie definiujemy, co to jest, a mimo to opieramy się na praktyce politycznej oraz doktrynie i nie ma wątpliwości, co te pojęcia znaczą. Praktyczna likwidacja KRS to jeden z elementów wyłączenia ze sposobu powoływania i awansowania sędziów czynnika uniezależniającego sądownictwo od władzy wykonawczej. A przecież wprowadzono te instytucje na podstawie doświadczeń z PRL. Okazuje się, że KRS jest niewygodna i dla obecnej władzy.

Czy to oznacza, że wracamy do PRL?

KRS miała przeciwstawić się koncepcji jednolitej władzy państwowej, tymczasem może przestać istnieć w charakterze, w jakim ją powołano. Jeszcze drastyczniej widać to w najnowszej propozycji. Chodzi o powoływanie asesorów przez ministra sprawiedliwości. Tak było właśnie w Polsce Ludowej, zasada ta utrzymała się jeszcze po 1989 r., ale potem ją zmieniono. Uznano bowiem, że tak powołany asesor nie gwarantuje niezależności i bezstronności w orzekaniu. Wracamy do koncepcji, w której asesor jest mianowany na czas nieoznaczony, i to przez polityka.

Jest jeszcze trzeci element: podporządkowanie prezesów w sądach ministrowi sprawiedliwości. Minister chce mieć nad nimi pełną władzę. Po 1989 r. prezesów powoływał minister spośród dwóch kandydatów wyłonionych przez zgromadzenia ogólne, a więc przez środowisko. Gdy ministrem był profesor Lech Kaczyński, kandydata na prezesa przedstawiał zgromadzeniu minister, ono mogło zgłosić sprzeciw, a o jego zasadności rozstrzygała KRS. W obecnej sytuacji minister dostanie pełną władzę w wyborze prezesa, a to oznacza, że uzyska bardzo duży wpływ na orzecznictwo. Sędziowie o słabszym kręgosłupie moralnym mogą ulegać naciskom prezesa na sposób rozstrzygania spraw, gdyż to od prezesa zależeć będzie ich awans zarówno w sądzie, jak i w całym systemie sprawiedliwości.

Jak pan widzi dziś przyszłość sądownictwa?

W bardzo ciemnych kolorach. Mam nadzieję, że sędziowie w znakomitej większości okażą się odporni na wpływy polityczne. Ale nie mam złudzeń. Wśród dziesięciotysięcznej rzeszy sędziów mogą się znaleźć tacy, dla których własna kariera okaże się ważniejsza niż niezawisłość. Pokusa jest ogromna.

A jak ocenia pan stan praworządności w Polsce

Negatywnie. Nie mamy praktycznie Trybunału Konstytucyjnego, KRS w obecnej formie za chwilę przestanie istnieć. Nie szanuje się konstytucji. Proszę pamiętać, że w Polsce Ludowej zapisy konstytucji były niezwykle demokratyczne, wpisano do niej pełnię praw dla obywateli. Tylko że gdy ktoś się na nie powoływał w komisariacie, to dostawał pałką, a w innych miejscach był wyśmiewany.

Widzi pan szansę na dialog między sędziami a władzą wykonawczą?

Tak, ale tylko pod warunkiem, że obie strony go chcą. Mówię o realnym dialogu, a nie pozornym, jak w przypadku Trybunału Konstytucyjnego i KRS. Nie mam wątpliwości, że sędziowie chcą dialogu. Wielokrotnie podczas różnego rodzaju konferencji i spotkań, na których pojawiał się wiceminister sprawiedliwości – bo minister nie przychodził – sędziowie pytali o zmiany, konkretne propozycje. Bez odpowiedzi. To dowód na to, że władzy wykonawczej nie chodzi o to, by cokolwiek konsultować. To wręcz kpina z dialogu.

Co pan poradziłby dziś sędziom?

Zaciśnięcie zębów i orzekanie w zgodzie z własnym sumieniem. W stanie wojennym było bez porównania trudniej, a jednak znaleźli się sędziowie niezłomni, którzy w sprawach politycznych, wbrew władzy, wydawali wyroki uniewinniające. Dziś odbierają za to odznaczenia państwowe. Na przykład 12 warszawskich sędziów otrzymało krzyże kawalerskie i oficerskie, bo we wszystkich rozpoznawanych przez nich sprawach o charakterze politycznym zapadały wyroki uniewinniające. Być sędzią oznacza chodzić z podniesioną głową, być człowiekiem przyzwoitym bez względu na okoliczności i otaczającą rzeczywistość.

Kilka dni temu rząd przyjął kolejny projekt zmian w sądownictwie. Chodzi o nowy model dochodzenia do urzędu sędziego. Podstawą kadry mają być absolwenci Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury.

Jeżeli do KSSiP będą dostawali się najlepsi absolwenci prawa, a potem asesorami będą mianowani ci, którzy okazali się najzdolniejsi, to mógłbym się na to zgodzić. Nie protestowałbym przeciwko takiemu rozwiązaniu. Taki system jest we Francji i się sprawdza. Najważniejszy jest bardzo wysoki poziom szkolenia. Ale dostrzegam też zagrożenia. To wspaniała okazja do politycznego dobierania sędziów. Nie według ich kwalifikacji, tylko dyspozycyjności. Fakt powoływania asesora przez ministra oznacza powrót do PRL. Powinien to robić prezydent na podstawie wniosku KRS. Ale takiej, jaka jest dziś, a nie tej z przyszłości.

Sędziowie są jednak za zmianami w KRS.

To zmieńmy jej skład. Niech będzie więcej przedstawicieli sądów rejonowych, ale niech wybierają ich sędziowie, a nie politycy.

Zawód sędziego miał być ukoronowaniem kariery prawniczej. Najnowszy projekt to koniec tych marzeń. Rozmowa - ODP - 8.25 L: Zawsze byłem zwolennikiem korony zawodów prawniczych. Ale to nierealne. Aby tak się stało, należałoby sędziów odpowiednio uposażyć. Trudno sobie w dzisiejszych realiach wyobrazić, że świetnie prosperujący na rynku adwokat czy radca prawny będzie zainteresowany przejściem do zawodu sędziego. Nie ma atmosfery, by płacić sędziom kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie, nie śmiałbym się tego domagać. Dlatego porzucenie modelu korony zawodów prawniczych jest dziś jedynym racjonalnym pomysłem.

Rząd raczej nie wycofa się ze zmian w KRS. Jak pan widzi przyszłość nowej Rady?

Będzie wiecznie zablokowana albo stanie się polityczną maszynką do popierania jedynie słusznie wybranych kandydatów. Chcę wierzyć, że tak nie będzie, ale obawiam się, że wśród tysięcy sędziów uda się znaleźć 15 posłusznych, mianowanych przez marszałka Sejmu.

Po zdemontowaniu Trybunału Konstytucyjnego i KRS przyjdzie czas na...?

Sąd Najwyższy. To nie przypadek, tylko zaplanowane kroki. Obniżenie wieku emerytalnego dla sędziów SN do 65. roku życia oznaczać będzie, że odejdzie wielu najwybitniejszych i odważnych sędziów. Powołani zostaną nowi – posłuszni. Baza jest duża, bo przecież sędziów SN wybiera się nie tylko spośród sędziów, ale i adwokatów oraz radców prawnych, notariuszy, prokuratorów – w założeniu najwybitniejszych prawników. Ponieważ uznanie, kto jest tym wybitnym, będzie zależało od ministra, Sąd Najwyższy zapełni się przypadkowymi, ale posłusznymi funkcjonariuszami obecnej władzy.

Minister sprawiedliwości i rząd mają rację w jednym: zaufanie społeczne do sądownictwa jest niewielkie. Może warto to poprawić?

Wszystko można poprawić i wszystko można zniszczyć. Gdybyśmy w telewizji mówili wyłącznie o nadużyciach posłów i senatorów, zaufanie do nich byłoby żadne, a i tak jest znacznie niższe niż do sędziów. Mimo stosowania nieuczciwych metod sytuacja w sądownictwie nie jest tak zła, skoro przypomina się wciąż niechlubne przypadki sprzed wielu lat, a także kradzież sklepową osoby, która od 12 lat jest sędzią w stanie spoczynku. Zresztą z przyczyn, których nie mogę omawiać. Każdą grupę można w ten sposób zniszczyć. Środki masowego rażenia mają tu duże możliwości. Dzisiejszy stan etyki sędziowskiej nie wymaga powoływania dla nich żadnej specjalnej Izby w SN. W ostatnich latach środowisko wyeliminowało ze swego grona 11 sędziów. To sporo. A jeśli już władza chce być tak pryncypialna, niech powoła też takie izby dla senatorów czy posłów, bo biorąc pod uwagę liczebność tych grup, można przypuszczać, że tam skandale są częstsze niż w sądownictwie.

Ale przykład prezesa Sądu Apelacyjnego w Krakowie jest całkiem świeży.

Jeżeli zarzuty się potwierdzą, to jest to przykład godny napiętnowania.

Przewlekłość od lat jest bolączką. Czy można poprawić wyniki sprawności sądownictwa?

Trzeba podjąć ten najistotniejszy problem wymiaru sprawiedliwości. Można sędziów odciążyć od drobnych spraw, tworząc sądy pokoju, rozwijając mediacje, przełożyć niektóre obowiązki na notariat. Wtedy sędzia będzie mógł zająć się sprawami poważnymi, trudnymi. A nie denerwować się, że prowadzi dopiero trzecią sprawę z wokandy, a powinien już dziesiątą. Że na korytarzu siedzą świadkowie, którzy dawno powinni być przesłuchani.

Może ministrowi uda się to zmienić?

Oczekiwałbym tego. Ale on zamiast przewlekłością zajmuje się koncentracją władzy w swoich rękach, również nad sądownictwem. Może później weźmie się i do tego. Na razie nie dostrzegam dążeń do wprowadzenia zmian, tak by obywatele byli zadowoleni z funkcjonowania sądów. Ministrowi na tym nie zależy. TK, który miał ograniczać samowolę ustawodawcy, praktycznie nie funkcjonuje. Sądy, których zadaniem jest ochrona obywateli przed nadużyciem prawa władzy wykonawczej, są przedmiotem ataku i grozi im uzależnienie od tych, których mają kontrolować. Brak rzeczywistej niezawisłości sędziowskiej może spowodować, że interesy nie tylko władzy, ale nawet poszczególnych jej przedstawicieli będą triumfować nad sprawiedliwością. Został zagrożony najistotniejszy mechanizm ochrony praw obywatelskich polegający na trójpodziale władz, które wzajemnie się ograniczają, tworząc przestrzeń dla godności osoby ludzkiej chronionej przez prawo zgodne z naturą tej godności.

Adam Strzembosz – sędzia, profesor nauk prawnych, były wiceminister sprawiedliwości, pierwszy prezes Sądu Najwyższego i przewodniczący Trybunału Stanu. Kawaler Orderu Orła Białego

#RZECZoPRAWIE: Adam Strzembosz - Sytuacja w wymiarze sprawiedliwości

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Marek Isański: TK bytem fasadowym. Władzę w sprawach podatkowych przejął NSA