W uzasadnieniu do zmiany ustawy o ratownictwie medycznym projektodawca pisze wprost, że celem jest doprowadzenie do realizacji zadań z zakresu ratownictwa medycznego wyłącznie przez podmioty publiczne. Dla jego osiągnięcia umowy na te świadczenia zdrowotne będą powierzane tylko samodzielnym publicznym zakładom opieki zdrowotnej lub jednostkom budżetowym albo spółkom kapitałowym z co najmniej większościowym udziałem publicznym (Skarbu Państwa, jednostek samorządu terytorialnego lub publicznych uczelni medycznych).
O gęsią skórkę przyprawia jednak inny fragment uzasadnienia: „Biorąc pod uwagę zmiany, jakie zaszły w systemie ochrony zdrowia od 1999 r., a więc od wejścia w życie przepisów o powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym, a także przekształcenia, jakie dokonały się w podmiotach leczniczych oraz udział przedsiębiorców prywatnych w rynku usług medycznych – również ratowniczych, na obecnym etapie nie ma możliwości przeprowadzenia zgodnego z prawem przejęcia przez jakąkolwiek instytucję państwową infrastruktury należącej do podmiotów leczniczych – niezależnie od ich statusu prawnego".
Tak więc doczekaliśmy czasów, w których rządzącym przychodzi w ogóle do głowy pomysł, że można by próbować przejąć majątek prywatnych firm. Szczęśliwie, póki co, nie ma takich możliwości prawnych. Są jednak możliwości do zlikwidowania kolejnych, dobrze funkcjonujących spółek zajmujących się świadczeniem usług publicznych.
O skutkach finansowych tych nieszczęsnych projektów „Rzeczpospolita" pisała już obszernie, choćby przy okazji protestów pracowników grupy Falck, nie będę więc ich powtarzał. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że najdotkliwsze konsekwencje poniosą zapewne – jak to zwykle bywa – mali i średni przedsiębiorcy. Duzi gracze – należący do międzynarodowych koncernów i funduszy inwestycyjnych – zwiną zapewne część biznesu, ale będą się ratowali usługami przewozów na potrzeby własnych szpitali i przychodni czy zabezpieczaniem imprez masowych. Dla małych, rodzimych firm realizujących do tej pory kontrakty z NFZ zmiany oznaczać mogą po prostu zamknięcie działalności.
Jak widać, zapowiedź likwidacji „Polski resortowej" pozostaje jedynie na slajdach. W czasie, gdy jeden minister wspiera przedsiębiorczość, inwestując publiczne środki na przykład w bardzo ryzykowne projekty start-upowe, drugi minister likwiduje działające biznesy, dające realne miejsca pracy.