Niedawny wywiad ze Stanisławem Szwedem, sekretarzem stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej („Rzeczpospolita" z 25 stycznia 2016 r.), nie pozostawia złudzeń: obecnym kierunkiem działania ministerstwa jest rozwiązywanie problemów rynku pracy sposobami, których oczekiwana skuteczność ma przysłonić koszty gospodarcze. Ofiarą tego sposobu myślenia padają polscy przedsiębiorcy, których publicznie pomawia się o naganne oszczędzanie na pracownikach. Nie kreuje to atmosfery dialogu, niezbędnego dla korekt, których ewidentnie rynek pracy wymaga. Zamiast więc leczyć przyczyny pojawiających się patologii rynku pracy, proponuje się nakazowe rozwiązywanie istniejących problemów i dokręcanie śruby.
Wysoki przedstawiciel rządu nie zauważa, podobnie jak wielu przedstawicieli związków zawodowych, że problem wysokości płac w skali makro nie jest kwestią dobrej woli i hojnego gestu przedsiębiorców. Firmy działają w konkretnym otoczeniu gospodarczym, charakteryzującym się konkretnym poziomem cen i produktywnością.
Skoro – jak sam minister zauważa – już dziś występują na rynku braki kadrowe w niektórych zawodach, to niemożność zatrudnienia koniecznych w firmach specjalistów wynika po prostu z tego, że wielu firm, zwłaszcza z sektora MŚP, na eskalację podwyżek płac nie stać. Odnosi się to zresztą nie tylko do wynagrodzeń specjalistów.
Sprzeczność deklaracji i działań
Sztuczne wywindowanie płac na zbyt wysokie poziomy może doprowadzić firmy do bankructwa, a w najlepszym razie może oznaczać stagnację i tkwienie gospodarki w pułapce „średniego rozwoju". A przecież wyrwanie się z tej pułapki, poprzez dużo wyższe inwestycje, wymagające uruchamiania wszelkich dostępnych zasobów firm w kraju odczuwającym deficyt wolnego kapitału jest deklarowanym wielokrotnie celem obecnego rządu. Mamy tu więc sprzeczność deklaracji i praktyki.
Anonsowana w wywiadzie z ministrem Szwedem propozycja legislacyjna resortu w postaci zmiany ustawy o minimalnym wynagrodzeniu za pracę, zwana popularnie ustawą „zlecenia za 12 zł/h", jest realizacją wyborczych obietnic Prawa i Sprawiedliwości. Minister nie ukrywa, że celem jest „zachęcenie przedsiębiorców do zawierania umów o pracę", ale nie wspomina, że chce to osiągnąć poprzez takie obostrzenia finansowe i organizacyjne, które zacierają różnice wykonywania pracy „na etacie" oraz wykonywanej w ramach umowy-zlecenia.