Zaczyna się inspirującym mottem z Józefa Piłsudskiego, po czym przedstawia ambitny plan ułańskiej szarży, za pomocą której w ciągu kilkunastu lat mamy dogonić pod względem rozwoju kraje zachodniej Europy, szybko przestawić gospodarkę na nowy model rozwoju, oparty już nie na taniej pracy, ale na ekspansji polskiego kapitału, innowacjach i gigantycznym skoku technologicznym. A jednocześnie zadbać o to, by efekty tego zamierzonego sukcesu były dzielone w sposób odczuwalny dla każdego Polaka.

Uważam, że cele rozwojowe kraju należy rzeczywiście stawiać śmiało. Z tego punktu widzenia Strategia różni się korzystnie od „ciepłej wody w kranie", którą oferował poprzedni rząd. Problem tylko z tym, na ile owe śmiało postawione cele są realne – a dokładniej rzecz biorąc, na ile wystarczający i wiarygodny jest zestaw działań, które mają doprowadzić do ich osiągnięcia.

Pierwszy wielki dylemat to metoda dojścia do celu. Jest prawdą, że dogonienie rozwiniętego Zachodu wymaga zmiany modelu rozwoju, czyli dołączenia Polski do grona przodujących twórców innowacji i postępu technicznego. W drugiej połowie XX wieku w gruncie rzeczy udało się to tylko trzem krajom: Japonii, Korei Płd. i Tajwanowi. Reszta krajów usiłujących „dogonić" utknęła w pułapce średniego rozwoju – zmniejszyła dystans, ale go nie wyeliminowała. W przypadku krajów dalekowschodnich sukces stał się możliwy dzięki współpracy bardzo sprawnych instytucji państwa (bynajmniej nie zajętych dzieleniem tortu, a zachętami do jego powiększania) z przepełnionymi żarliwą ambicją ekspansji firmami prywatnymi. Czy nasze państwo, przy obecnej sprawności, jest w stanie odegrać taką rolę? I czy znajdzie klucz do tego, by obudzić tygrysi głód globalnego sukcesu w naszych prywatnych firmach?

Drugi z wielkich dylematów to finansowanie rozwoju. Kraje dalekowschodnie nie miały z tym problemu – tamtejsze społeczeństwa są wręcz chorobliwie oszczędne, co prowadziło do powstania ogromnych zasobów kapitału. Problemem było tylko to, w jaki sposób efektywnie ten kapitał zainwestować. Nasze stopy oszczędności są żałośnie niskie. Według Strategii w polskich gospodarstwach domowych powinny wzrosnąć kilkukrotnie, oczywiście kosztem znaczącego ograniczenia wzrostu konsumpcji. Jak rząd chce do tego doprowadzić, nie rezygnując z poparcia swoich wyborców?

Jeśli rząd traktuje Strategię serio, musi odpowiedzieć na te właśnie fundamentalne pytania, a nie epatować mało konkretną wizją dronów i elektrycznych aut. „Żarty się skończyły, zaczynają się schody", jak powiedział Bolesław Wieniawa-Długoszowski, skądinąd ułan i adiutant cytowanego na pierwszej stronie Strategii Józefa Piłsudskiego.