Kolejka po okręty podwodne

Portfel zamówień niemieckiej stoczni jest zapełniony na kilkanaście lat, ale właśnie to stanowi szansę dla polskiej stoczni budującej orkę.

Aktualizacja: 14.02.2017 19:54 Publikacja: 14.02.2017 18:18

Kolejka po okręty podwodne

Foto: thyssenkrupp Marine Systems

Temat zakupu okrętów podwodnych dla Marynarki Wojennej w ramach projektu „Orka" porusza dziś nie tylko marynarzy, ale również dużą część społeczeństwa polskiego, któremu bliskie są problemy bezpieczeństwa morskiego naszego państwa. Trudno mi się jednak zgodzić z tezą, którą redaktor Zbigniew Lentowicz zawarł w artykule „MON stracił okazję do wynegocjowania korzystnej transakcji" („Rzeczpospolita" z 7 lutego 2017 r.), jakoby polskie Ministerstwo Obrony Narodowej straciło okazję do wynegocjowania korzystnej transakcji na wspólne pozyskanie okrętów podwodnych wraz z Norwegią po tym, gdy minister obrony tego kraju ogłosiła 3 lutego 2017 r. decyzję norweskiego rządu o zawiązaniu strategicznego partnerstwa w tej dziedzinie z Niemcami.

Komunikat norweskiego MON w tej sprawie mówi, że Norwegowie nie tylko współpracowali w dziedzinie wspólnego pozyskania okrętów z Holandią i Polską, ale również, że prace te będą kontynuowane. Warto zwrócić uwagę, że komunikat nie informuje o zakupie niemieckich okrętów przez Norwegię, ale o wyborze Niemiec jako strategicznego partnera w dalszych pracach zarówno nad przygotowaniem wspólnego projektu okrętu podwodnego bazującego na jednostkach typu 212A, jak i norwesko-niemieckiej współpracy szkoleniowej, logistycznej i taktyczno-operacyjnej flot wojennych obu krajów.

Co to oznacza? Dokładnie tyle, że jeżeli Polska zdecyduje się na zakup w ramach projektu „Orka" okrętu ThyssenKrupp Marine Systems, współpraca z Norwegią i teraz już również z Niemcami w zakresie budowy i współdziałania okrętów podwodnych jest dla nas ciągle możliwa.

Nie mogę się zgodzić także z opinią Maksymiliana Dury, który jako ekspert zaleca „nierozpamiętywanie straconej okazji" z uwagi na fakt, że „polskie wymagania dotyczące nowych okrętów podwodnych bardzo różniły się od norweskich", dzięki czemu wciąż możemy wybierać między trzema niemal równorzędnymi jakościowo okrętami: niemieckim 212A, szwedzkim A26 i francuską Scorpene.

Przede wszystkim Maksymilian Dura nie może wiedzieć o różnicach między polskimi i norweskimi wymaganiami, gdyż ich wykazanie wymagałoby jego wglądu do dokumentów niejawnych. Co więcej, trudno mówić o jakościowej równorzędności oferowanych Polsce okrętów podwodnych. Nie da się bowiem porównywać oferowanych przez Niemcy okrętów typu 212A oraz 214 używanych w czterech flotach NATO z nieistniejącym wciąż przecież szwedzkim okrętem typu A26. Tak jak niemieckiego okrętu wyposażonego w nowoczesny system napędu niezależnego od powietrza (AIP) – z francuską konstrukcją takiego systemu dostępną tylko jako model testowy. Wreszcie jak porównywać sprawdzone niemieckie konstrukcje, mające szeroko rozbudowane zaplecze logistyczne w Europie z jednostkami, które nie znalazły klientów na naszym kontynencie.

Redaktor Zbigniew Lentowicz ma jednak rację, pisząc, że „wspólne zakupy tak drogiej i skomplikowanej broni, jak okręty podwodne, wychodzą zdecydowanie taniej, gdy wytwórca uruchamia seryjną produkcję". Biorąc bowiem pod uwagę plany zakupu przez Norwegię czterech okrętów i kolejnych dwóch przez Niemcy, to wraz z trzema polskimi orkami daje to już dużą serię aż dziewięciu jednostek. Jeżeli dodać do tego zamówienie holenderskie, można mówić o jeszcze większych korzyściach płynących nie tylko z tytułu obniżenia kosztów jednostkowych budowy Orki, ale także obniżenia kosztów utrzymania i serwisowania okrętów w przyszłości.

A w takiej sytuacji, jak pisze zresztą red. Lentowicz, „korzyści wynikają też z możliwości skierowania do własnych stoczni (polskich) większej części offsetowych inwestycji czy zleceń serwisowych, z których rezygnują partnerzy". Budowa tak dużej serii okrętów podwodnych potrwa kilkanaście lat i jest wielką szansą polskiej stoczni, w której powstawać będą polskie orki, gdyż koncern TKMS oferuje ich budowę w stoczni wskazanej przez Polską Grupę Zbrojeniową. I zapewniam, że przy tak dużym zamówieniu, nie musielibyśmy – cytując autora artykułu – „poczekać w niemieckiej kolejce", gdyż okręty podwodne dla polskiej Marynarki Wojennej powstawałyby w krajowej stoczni.

Kolejka zamawiających takie jednostki w niemieckiej stoczni jest wprawdzie długa, a portfel jej zamówień zapełniony na kilkanaście lat, ale właśnie to stanowi szansę dla polskiej stoczni budującej orkę oraz polskich podwykonawców. To szansa na długotrwałą kooperację z TKMS poprzez włączenie ich w łańcuch dostaw przy produkcji okrętów podwodnych dla krajów trzecich.

Autor jest prezesem spółki IMS-GRIFFIN, oficjalnego przedstawiciela ThyssenKrupp Marine Systems w Polsce

Temat zakupu okrętów podwodnych dla Marynarki Wojennej w ramach projektu „Orka" porusza dziś nie tylko marynarzy, ale również dużą część społeczeństwa polskiego, któremu bliskie są problemy bezpieczeństwa morskiego naszego państwa. Trudno mi się jednak zgodzić z tezą, którą redaktor Zbigniew Lentowicz zawarł w artykule „MON stracił okazję do wynegocjowania korzystnej transakcji" („Rzeczpospolita" z 7 lutego 2017 r.), jakoby polskie Ministerstwo Obrony Narodowej straciło okazję do wynegocjowania korzystnej transakcji na wspólne pozyskanie okrętów podwodnych wraz z Norwegią po tym, gdy minister obrony tego kraju ogłosiła 3 lutego 2017 r. decyzję norweskiego rządu o zawiązaniu strategicznego partnerstwa w tej dziedzinie z Niemcami.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację